Anwil - Bank BPS Basket: Lubeck - cichy zabójca
Trójka Briana Lubecka w ostatnich sekundach meczu dała Basketowi zwycięstwo we Włocławku nad Anwilem 81:79.
To już drugi raz w tym sezonie kiedy Lubeck daje zwycięstwo swojej drużynie trójką w końcowych sekundach. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce w meczu z Turowem. Paradoksalnie w zeszłym sezonie, jeszcze kiedy Amerykanin grał w barwach Polpharmy, także zadecydował o jej zwycięstwie we Włocławku nad Anwilem, trafiając rzut wolny w ostatniej sekundzie meczu.
Anwil rozpoczął mecz chaotycznie, ale z czasem przejmował nad nim kontrolę. Już w pierwszej kwarcie wypracował sobie kilka punktów przewagi, które goście zdołali zniwelować. Nie zdołali jednak przeciwstawić się włocławianom w pierwszych minutach drugiej części meczu, kiedy to zawodnicy gospodarzy seryjnie trafiali za trzy. Aż sześć takich rzutów znalazło drogę do kosza, a wynik 17:2 w początkowej fazie tej części gry i aż 49 rzuconych punktów przez 15 minut mogło załamać rywali, którzy przegrywali już 25 punktami!
- Wyszliśmy na parkiet kompletnie nie przygotowani do gry, tak jakbyśmy nie mieli przed sobą meczu do rozegrania. Pudłowaliśmy wiele prostych rzutów, w tym aż dziesięć za trzy, a także kiepsko spisywaliśmy się w obronie – tłumaczył po meczu Brian Lubeck. –Zaczęliśmy bardzo dobrze to spotkanie, nie dawaliśmy rywalom zdobywać punktów i graliśmy dobrze szybkim atakiem. Widocznie tak wysokie prowadzenie spowodowało, że za szybko uwierzyliśmy w zwycięstwo – mówił trener Anwilu, Igor Griszczuk.
Anwil zbyt szybko uwierzył w zwycięstwo, a z kolei zawodnicy z Kwidzyna wyszli po przerwie na boisko odmienieni. Goście szybko odrobili część strat do Anwilu i rozpoczęli drugą połowę od wyniku 14:4. Włocławianie kompletnie zatracili swój rytm i pierwsze punkty z gry trafili dopiero po sześciu minutach tej części spotkania. Dodatkowo nie mogli poradzić sobie z obroną drużyny przyjezdnej, przez co popełniali dużo prostych błędów, a Bank BPS Basket zaczął coraz bardziej zbliżać się do Anwilu.
- Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, że udało nam się wrócić do tego meczu po tak fatalnej pierwszej połowie. Zupełnie inaczej zagraliśmy w drugiej części meczu, w której nasza obrona zaczęła funkcjonować tak, jak należy – przekonywał trener gości, Andrej Urlep. – Już drugi raz w tym sezonie zbyt wcześnie zaczęliśmy myśleć, że jest już po meczu. Podobnie było w meczu z Atlasem Stalą Ostrów – mówił trener Griszczuk.
Wszystko jednak rozstrzygnęło się w ostatnich minutach, w których drużyna trenera Urlepa goniła gospodarzy i to na tyle skutecznie, że po punktach Radosława Hyżego na 80 sekund przed końcem spotkania doprowadziła do remisu 76:76. Trójką jednak odpowiedział Tommy Adams i Anwil znów prowadził 79:76. Włocławianie jednak nie zdołali utrzymać tej przewagi do ostatniego gwizdka.
Zaczęli popełniać proste błędy przy wyprowadzaniu piłki z boku boiska. Najpierw źle podał Milos Paravinja, dla którego był to pierwszy mecz we Włocławku po kontuzji, i punkty zdobył Michael Kuebler, a później stratę zaliczył Adams i Bank BPS Basket przy wyniku 79:78 dla Anwilu miał nieco ponad 24 sekundy na rozegranie ostatniej akcji. Chris Garner minął Łukasza Koszarka i podał na obwód do Briana Lubecka, który z zimną krwią zaaplikował włocławianom celną trójkę. Ostatnia akcja Anwilu także zakończyła się stratą.
- Czułem się naprawdę świetnie, kiedy trafiłem ten rzut. To była wielką radość, trafić w takim momencie, gdy twój rzut decyduje o wygranej własnego zespołu. W zeszłym roku z Polpharmą również trafiłem, ale rzut wolny i wygraliśmy na koniec, więc mogę powiedzieć, że lubię grać we Włocławku – z uśmiechem mówił bohater spotkania, Brian Lubeck.