Lovell Cabbil: Rzutu ze Śląskiem nigdy nie zapomnę

- Górnik dał mi możliwość powrotu i bycia kluczowym zawodnikiem w drużynie. Zawsze widziałem siebie w roli lidera i cieszę się, że mogę teraz być w takiej pozycji. Mamy dobry zespół. Nie panikujemy po ostatnich porażkach - mówi Lovell Cabbil, zawodnik Górnik Zamek Książ Wałbrzych.
Karol Wasiek: Czy powrót do Polski był łatwą decyzją?
Lovell Cabbil, zawodnik Górnik Zamek Książ Wałbrzych: Tak. Kocham Polskę, kocham tu mieszkać. Górnik dał mi możliwość powrotu i bycia kluczowym zawodnikiem w drużynie. Powrót do Polski wydawał się właściwym wyborem. Nie zastanawiałem się nad tym długo.
Jak wspominasz pobyt w MKS Dąbrowa Górnicza w sezonie 2023/2024?
- To był udany rozdział w mojej karierze. Miło wspominam pobyt w MKS. Mieliśmy w Dąbrowie Górniczej świetną grupę ludzi i sztab trenerski. W tamtym sezonie dotarliśmy do play-off, co było bardzo dobrym wynikiem, który dla wielu był dużym zaskoczeniem. W ćwierćfinale przegraliśmy z Treflem Sopot, który później zdobył mistrzostwo Polski.
W MKS byłeś jednym z zadaniowców, który był nieco w cieniu Personsa, Garcii czy Carvacho. W Górniku Zamek Książ twoja rola w zespole jest dużo większa. Można cię nazwać jednym z liderów wałbrzyskiej drużyny.
- Uważam, że już wtedy mogłem pełnić rolę lidera zespołu, ale nie było mi to dane. Rozumiałem to i starałem się jak najlepiej wywiązywać ze swoich zadań. Nie narzekałem, bo drużyna grała świetnie, będąc jedną z niespodzianek całej ligi. Teraz - wracając do OBL - chciałem być w zespole, w którym będę mógł pokazać pełnię swoich umiejętności.
Czuję, że jak dotąd gram naprawdę nieźle. Powtórzę: zawsze widziałem siebie w roli lidera i cieszę się, że mogę teraz być w takiej pozycji. Chciałbym mieć oczywiście nieco więcej zwycięstw.
Na której pozycji czujesz się najlepiej? Rozgrywający, rzucający czy może połączenie w postaci combo-guarda?
- Jestem combo-guardem, takim połączeniem rozgrywającego z rzucającym. Nie mam większych problemów z organizacją gry. Nie ukrywam, że najlepiej czuję się w momencie, gdy mam piłkę w rękach i to ja decyduję o losie danej akcji. Bieganie bez piłki jako typowy shooter nie jest dla mnie.
Już w trzeciej kolejce OBL zapisałeś się na kartach historii wałbrzyskiej koszykówki, oddając rzut równo z syreną na zwycięstwo w meczu ze Śląskiem Wrocław. Jak z perspektywy czasu wspominasz tę akcję?
- To było coś niesamowitego i zarazem szalonego. Pamiętam, że Ike podał mi piłkę, a ja miałem przed sobą całe boisko. Gdy biegłem z piłką, czułem się komfortowo i miałem przekonanie, że rzut, który oddam, może da nam coś wielkiego. Wiedziałem, że mam szansę zostać bohaterem dla tego klubu i miasta. Pamiętam, że obrońca się cofał, a to dało mi przewagę. Gdy wypuściłem piłkę z rąk, czułem, że wyląduje w koszu. I tak też się stało.
Czy to była najbardziej spektakularna akcja w twojej karierze?
- Tak. To był najbardziej spektakularny rzut ze względu na rywalizację obu klubów, naszych fantastycznych kibiców, na których możemy liczyć w każdym spotkaniu. To moment, którego nigdy nie zapomnę.
Po meczu ze Śląskiem mieliście bilans 3:0. Teraz jest 4:3. Jak patrzysz na ten bilans? Które elementy szwankują w waszej grze?
- Myślę, że musimy po prostu znaleźć więcej sposobów na granie bardziej zespołowe. Musimy zmniejszyć granie indywidualne oparte na izolacjach i patrzeniu na samych siebie. Uważam, że mamy dobrą drużynę. Potrzebujemy trochę czasu, by się zgrać i grać razem. To jedyna droga do sukcesów. Mamy wysokie oczekiwania, ale wierzę, że możemy je realizować. Na pewno nie panikujemy ze względu na ostatnie porażki.
Jak podchodzisz do następnego meczu i starcia z MKS?
- To będzie wspaniały powrót do Dąbrowy Górniczej. Nie mogę się doczekać, gdy zobaczę wszystkich znajomych ludzi, z którymi spędziłem świetny czas podczas gry w MKS. Mam nadzieję, że będzie dobry mecz, a my wrócimy do Wałbrzycha ze zwycięstwem.









































