Kotwica – AZS: Szóstka akademików
Kotwica wygrywała przez 38 minut, ale AZS zdołał najpierw zremisować, a potem ją wyprzedzić i po dogrywce wygrał 95:91.
Derby Pomorza Środkowego zgromadziły na trybunach kołobrzeskiej hali Milenium nadkomplet publiczności. Atmosferę wielkiego meczu czuć było już na pół godziny przed jego rozpoczęciem. Gdy do walki przystąpili koszykarze na parkiecie zrobiło się gorąco. Bardzo gorąco.
O pierwszą niespodziankę postarali się szkoleniowcy. Doskonale się znający Arkadiusz Koniecki i Jerzy Chudeusz chcieli zaskoczyć przeciwnika i dokonali zmian w swoich pierwszych piątkach. Koniecki na plac gry posłał niespodziewanie Josha Gomesa, a Chudeusz dał szansę walki od pierwszych minut Sebastianowi Machowskiemu i Chrisowi Danielsowi. Zresztą obaj trenerzy w pierwszej kwarcie dość często zmieniali zawodników.
Mimo to koszalinianie tylko przez pierwsze dwie minuty stanowili równorzędnego dla Kotwicy rywala. Gdy Hughes trafił za linii 6,25 m, Kotwica objęła prowadzenie (5:4), którego nie oddała już do końca regulaminowego czasu gry. W tym czasie oglądaliśmy z zaciekawieniem odmienioną przez debiutującego w roli szkoleniowca kołobrzeżan Chudeusza drużynę. Tak jak obiecał, nowy trener podkręcił tempo gry. Kotwica imponowała pod każdym względem. Dominowała pod obiema tablicami (do przerwy prowadziła w zbiórka 22:11) oraz w asystach (11:2) i rzutach za trzy punkty (7:2 - dodajmy, że sześć z nich kołobrzeżanie trafili w pierwszych dziesięciu minutach).
Na dodatek akademicy fatalnie wykonywali rzuty osobiste. Trafiali zaledwie co drugiego (7 na 14 prób). Swoją największą przewagę gospodarze uzyskali w 26 minucie, kiedy to po trójce Srdjana Jovanovica wygrywali 62:40. W chwilę później kibice z Kołobrzegu zaczęli skandować „Chcemy pogromu! Kotwica, chcemy pogromu!”, a trener Chudeusz zdecydował się dać szansę gry młodemu Maciejowi Raczyńskiemu.
Ale to nie był jeszcze koniec. Z marazmu AZS poderwali Polacy. Łukasz Seweryn, Sebastian Balcerzak i przede wszystkim Dawid Witos poderwali akademików. W konsekwencji, koszalinianie w końcowych trzech minutach kwarty odrobili aż jedenaście punktów. Po krótkiej przerwie Brandon Spann zdobył kolejne dwa punkty i pościg akademików trwał nadal. Zdobyli oni z rzędu siedem punktów i na osiem minut przed końcem przegrywali tylko 58:62.
Akademicy zdołali dogonić przeciwnika dopiero na 38 sekund przed końcem spotkania. Wówczas Haynes popisał się dwoma skutecznymi wolnymi i było po 74. W odpowiedzi Jovanović spudłował, a Koniecki na 15 sekund przed końcową syreną poprosił o czas. Nakazał Haynesowi przetrzymać nieco piłkę i w ostatnim momencie dynamicznym wejściem zdobyć rozstrzygające punkty. Pomysł dobry, ale trafił na złego wykonawcę. Haynes przy ataku pośliznął się i zamiast posłać piłkę do kosza zagrał ją do… Hughesa. Ten jednak nie zdążył już oddać rzutu. I doszło do dogrywki.
Pierwsze w niej punkty zdobył Arabas, więc kibice AZS nadal musieli czekać na objęcie przez ich drużynę prowadzenia. Stało się to kilkadziesiąt sekund później po tym jak ładną akcję zakończył rzutem z półdystansu Witos. Akademicy wyszli na prowadzenie po niemal 39 minutach – 77:76. Kolejne były już za ich popisem.
Spann, Haynes, Witos i Hunter dali akademików przewagę sześciu punktów (84:78). Kołobrzeżanie nie zrezygnowali jednak z walki. Kikowski po twardym boju trafił za dwa, a Hughes popisał się dwoma skutecznymi rzutami zza linii 6,25 m i na 9 sekund przed końcem Kotwica przegrywała tylko 90:92. W olbrzymim rwetesie panującym w hali Haynes z dwóch osobistych na punkty zamienił tylko jednego. Kotwica zatem jeszcze miała szansę na zwycięstwo. Gdy jej kibice ucichli w przerażeniu Witos sfaulował Kikowskiego. Pierwszy jego rzut był bez pudła, a w drugim odbił specjalnie piłkę od tablicy. Próbował ją w koszu umieścić Bigus, ale skutecznie przeszkodził mu w tym Hunter.
AZS odniósł szóste kolejne zwycięstwo. Kotwica pozostała nadal z tylko jedną wygraną we własnej hali. Mecz był bardzo zacięty, ale rozgrywany w atmosferze sportowej walki.
- W ten mecz włożyliśmy chyba wszystkie swoje umiejętności – mówił tuż po meczu zawiedziony Brandun Hughes. – Przez długi czas graliśmy jak z nut. Trafialiśmy z dystansu. Efektowne były nasze szybkie kontrataki, a Chris i Rafał pod koszami robili niemal co chcieli. Później nagle coś się zmieniło. Nie wiem co... AZS zaczął trafiać, a my nie potrafiliśmy im w tym przeszkodzić. Jeszcze w końcówce dogrywki, gdy dwukrotnie trafiłem z daleka sądziłem, że stać nas na zwycięstwo. Dziś rywal był od nas po prostu silniejszy – podsumował pojedynek rozgrywający Kotwicy.
Kotwica nie tylko w meczu z AZS straciła punkty, ale i swojego drugiego szkoleniowca. - Odchodzę. Złożyłem rezygnację – powiedział Artur Gliszczyński, asystent trenera Kotwicy. – Dlatego tak bardzo zależało mi, by pożegnać się z zespołem, z kibicami tak radosnym akcentem. Byliśmy już tak blisko, a jednak po raz kolejny zabrakło nam szczęścia – podkreślił Gliszczyński.
Wojciech Kukliński