Trefl - PGE Turów (2): Jest remis
Trefl Sopot zwyciężył z PGE Turowem po emocjonującym drugim spotkaniu półfinału play-off 77:71. Dzięki temu zwycięstwu gospodarze wyrównali stan rywalizacji do trzech zwycięstw na 1:1.\r\n
Mimo minimalnej pomocy w ofensywie Łukasza Koszarka, który przez 37 minut meczu był bliski powtórzenia swojego niechlubnego osiągnięcia, kiedy w grudniu 2007 roku ostatni raz zakończył mecz z zerową zdobyczą punktową (grając w barwach Anwilu, przeciwko... PGE Turowowi) sopocianie pokonali rywali ze Zgorzelca i wyrównali wynik półfinałów na 1:1. Bohaterami Trefla okazali się Filip Dylewicz, który zdobył 25 punktów oraz Adam Waczyński (17), którzy trafiali najważniejsze rzuty w czwartej kwarcie od stanu 60:60. Swoje pięć punktów w samej końcówce dołożył także wspomniany rozgrywający sopocian. Najwięcej punktów dla PGE Turowa zdobył Michał Chyliński (17). Dużo słabiej niż w poprzednim meczu zagrali Giedrius Gustas i Daniel Kickert (musiał opuścić boisko po pięciu faulach) zdobywając odpowiednio sześć i trzy punkty.
- Trochę szkoda tego meczu, mieliśmy dużą szansę by wywieźć dwa zwycięstwa z Sopotu, ale tak jak trener powiedział, wracamy do siebie i zrobimy wszystko by już tutaj nie wrócić na piąty mecz i awansować do finału - stwierdził najskuteczniejszy w zespole gości Michał Chyliński.
- Dzisiaj mecz był bardzo wyrównany, mieliśmy swoją szansę, ale trochę nam się nie udało. Zagraliśmy jednak dobre zawody, jestem zadowolony głównie z obrony na dobrym poziomie. Zatrzymaliśmy na 77 punktach zespół Trefla, co jest dobrym osiągnięciem - ocenił trener Jacek Winnicki.
PGE Turów dużo słabiej wypadł w pierwszej połowie drugiego spotkania półfinałowego. Goście zdobyli o 23 punkty mniej niż dwa dni wcześniej. Wpływ na to miała skuteczność z dystansu (trzy trafienia na dziewięć prób), ale i zmiany wprowadzone w obronie Trefla. Zgorzelczanie nie mieli już tak dużo pozycji do rzutów z dystansu. W szczególności było to widać po grze jednego z liderów gości, Kickert trafił tylko jeden rzut z gry oraz miał zaledwie jedną próbę zza linii 6,75 m. Podkoszowy PGE Turowa miał także dużo więcej problemów w obronie, za sprawą dobrze grającego Sauliusa Kuzminskasa. Właśnie zagrania litewskiego środkowego przyczyniły się do tego, że Australijczyk miał w pierwszej połowie aż trzy faule.
Pierwsza kwarta zakończyła się podobnie jak dwa dni temu prowadzeniem gości (16:14). W drugiej gospodarze, głównie za sprawą Dylewicza i jego trzech celnych trójek oraz dużo większej aktywności w walce pod tablicami (wygrane zbiórki 18:9), odskoczyli od rywali. Trener Jacek Winnicki nie był w stanie odmienić gry swojej ekipy, mimo branych przerw na żądanie. Nie pomogły też zmiany - w pierwszej połowie na parkiecie pojawiła się cała dwunastka graczy (Artur Mielczarek, który nie wystąpił w pierwszym meczu zdobył nawet trzy punkty). Ostatecznie na długą przerwę sopocianie schodzili prowadząc 40:31.
- Zagraliśmy zupełnie inaczej niż w poniedziałek, mocno od pierwszych minut. Graliśmy twardo, wygraliśmy zbiórkę i graliśmy na bardzo dobrej skuteczności. Myślę, że kluczem do zwycięstwa była nasza strefa, na którą Turów na razie nie ma odpowiedzi - analizował Adam Waczyński.
Po 15-minutowej przerwie, żadna z drużyn nie potrafiła przejąć kontroli nad grą. Widać było, że w odróżnieniu od pierwszego meczu obie ekipy wyszły podobnie skoncentrowane. Ciągle dobrze grał Dylewicz, jednak w PGE Turowie jeszcze lepiej wypadł Chyliński (dziewięć punktów - w tym dwie trójki). Goście skorzystali także na stratach popełnianych przez Trefl. Najsłabiej w tym elemencie wypadł Łukasz Wiśniewski, którego podanie w ręce rywali przy wyprowadzaniu ostatniej akcji kwarty było czwartą tego typu pomyłką w tej części gry.
- Gra miała swoje wzloty i upadki, ale przez większość czasu kontrolowaliśmy jej przebieg i mój zespół pokazał dobrą grę i charakter aż do końca meczu - powiedział trener Karlis Muiznieks.
Zaledwie trzy punkty pozostały sopocianom z dziewięciopunktowej przewagi przed decydującą kwartą. Goście z kolei potrzebowali trzech minut na odrobienie tych strat. Po trójce Ronalda Moore'a PGE Turów doprowadził do remisu i na niecałe siedem minut przed końcem spotkanie \"rozpoczęło się od nowa\". Obie ekipy od tego momentu nie potrafiły rozegrać skutecznej akcji, ofensywną niemoc przełamał dopiero Waczyński, a chwilę później Dylewicz. Cztery punkty okazały się decydujące, biorąc pod uwagę grę w ataku obu ekip i skuteczność z dystansu gości. Gospodarze ostatecznie zwyciężyli 77:71 i wyrównali stan serii na 1:1.
- Oczywiście to było bardzo ważne zwycięstwo dla nas, ponieważ przegraliśmy pierwszy mecz. Wszyscy zawodnicy to rozumieli i grali dziś twardo, mimo że ciężko zagrać dwa mecze w ciągu trzech dni - dodał Karlis Muiznieks.
- To jest dopiero drugi mecz, jest 1:1 i wracamy na dwa mecze do Zgorzelca, gdzie będziemy walczyć. Wygrywając przedwczoraj uzyskaliśmy przewagę własnego boiska, u nas musimy zagrać bardzo twardo. Nie lekceważymy przeciwnika i zrobimy wszystko by wygrać dwa razy w Zgorzelcu - zakończył trener Jacek Winnicki.