Asseco Prokom po sezonie: Wyciągnąć wnioski
Asseco Prokom zakończył sezon sukcesem i po raz ósmy z rzędu zdobył tytuł mistrza Polski. Zacięte finały obnażyły jednak pewne problemy gdynian, których objawy można było zauważać już od początku sezonu.
O tym, że sezon 2010/2011 będzie trudny dla mistrzów Polski wiadomo było już na wiosnę 2010, kiedy Asseco Prokom odpadł w ćwierćfinale Euroligi po pasjonującym starciu z Olympiakosem Pireus. Niekwestionowani liderzy drużyny - David Logan i Qyntel Woods - dzięki świetnej grze mogli być pewni na kontrakt w najlepszych ligach, a klub musiał zacząć się zastanawiać nad ich zastępcami.
Niestety ruchy transferowe, jakie Asseco Prokom dokonał w przerwie międzysezonowej, były więcej niż nietrafione. Bobby Brown, J.R. Giddens i Mike Wilks mieli godnie zastąpić Logana, Woodsa i Lorinzę Harringtona, niestety ich grę najlepiej pominąć milczeniem. Wilks, mimo doświadczenia grą w NBA, nie radził sobie na euroligowych parkietach, Giddens grał bardzo ofensywnie, brak mu jednak było zaangażowania w obronie i, podobnie jak Brown, miał problemy z wpasowaniem się w taktykę drużyny. Z drugiej strony, żeby móc efektywnie grać w trzech ligach - Tauron Basket Lidze, Lidze VTB i Eurolidze - Asseco Prokom zakontraktował kilku zawodników z niższej półki, którzy mieli uzupełniać skład w rozgrywkach na rodzimych parkietach. Ta decyzja również nie była fortunna, a mistrz Polski po zaskakujących przegranych z Zastalem i PBG Basketem już więcej „polskim” składem, prowadzonym przez trenera Andrzeja Adamka, nie grał.
Zły dobór zawodników mocno odbił się na grze zespołu, który nie przypominał jednej z ośmiu najsilniejszych drużyn Europy. Asseco Prokom nie awansował do Top 16 Euroligi i choć niespodziewanie wygrał z Caja Laboral Vitoria z Loganem w składzie, to porażka z Maccabi Tel Awiw różnicą aż 41 punktów najlepiej oddaje kondycję zespołu. Występy w Lidze VTB również nie były lepsze, a Żółto-Niebieskim nie udało się awansować do najlepszej czwórki.
- To, czego nie osiągnęliśmy w Eurolidze i Lidze VTB było dla nas wielkim rozczarowaniem, dla całej drużyny. Wiemy ile byliśmy warci, wiemy co pokazaliśmy, znamy te wyniki, ale trzymaliśmy się razem i osiągnęliśmy sukces - mówił po MVP finałów i kapitan Daniel Ewing.
Słaba gra mistrzów Polski wymusiła zmiany - odeszli Brown, Giddens, Wilks i nieskuteczny Jan Jagla. W zamian za nich trener Tomas Pacesas zaufał Courtney’owi Eldridge’owi, Robercie Witce i powracającemu po kontuzji Krzysztofowi Szubardze. Dodatkowo na sam koniec okienka transferowego zakontraktowano Tommy’ego Adamsa i Woodsa, który nie mógł znaleźć dla siebie miejsca po odejściu z Asseco Prokomu.
Wzmocnieni gdynianie grali wprawdzie lepiej z ustabilizowanym składem, jednak za zadyszkę pod koniec rundy zasadniczej mogli zapłacić utratą pierwszego miejsca w tabeli. Przez ćwierć i półfinały play-off mistrzowie Polski przeszli jak burza, jednak twarde warunki postawił im PGE Turów w fantastycznym siedmiomeczowym finale. Zespół ze Zgorzelca obnażył wszystkie niedociągnięcia przeciwnika i tylko detale zadecydowały, że to Asseco Prokom zdobył ósme złoto.
Plusów w tym sezonie można zauważyć niewiele. Na pewno na kontuzji Adama Łapety i słabszej dyspozycji Ratko Vardy skorzystał Adam Hrycaniuk, który w finale pokazał, że jest jednym z najlepszych polskich środkowych. Udało się również wkomponowanie w grę zespołu Krzysztofa Szubargi, a o zaufaniu, jakie posiada on u trenera Pacesasa najlepiej świadczy opaska kapitana, jaką otrzymał on w jednym meczu pod nieobecność Ewinga. Z dobrej strony pokazał się również Eldridge, grając z wielkim zaangażowaniem, choć w jego wypadku można się zastanawiać czy będzie on w stanie pomóc drużynie w rozgrywkach międzynarodowych, gdzie sama ambicja i wola walki może nie wystarczyć. Na pozycji numer dwa odnalazł się Ewing, dotąd głównie rozgrywający, choć - jak na kapitana - zbyt rzadko brał on odpowiedzialność na swoje barki i w pierwszej części sezonu był raczej niewidoczny.
Najbliższe miesiące to czas dla włodarzy klubu na zastanowienie: co dalej? Z pewnością zespół czeka rewolucja kadrowa, bo skład kończący sezon w niewielkim tylko stopniu spełnił pokładane w nim nadzieje. Choć to na razie tylko przypuszczenia, to można śmiało stwierdzić, że drużynę zasilą klasowi gracze na pozycję 1, 2 i 4. Szubarga i Eldridge, mimo kredytu zaufania u trenera, to za mało na Euroligę, Filip Widenow - choć jest bardzo dobrym graczem - nie może zaliczyć tego sezonu do udanych, a poważna kontuzja Roberta Witki i słabsza dyspozycja Ronnie Burrella zmusza do zakontraktowania silnego skrzydłowego.
Tomas Pacesas nie raz udowodnił, że mimo krótkiego trenerskiego stażu potrafi wyciągać wnioski z błędów i skutecznie reagować na problemy. I dlatego kibice klubu z Gdyni mogą chyba być pewni, że sezon 2011/2012 będzie dla zespołu znacznie lepszy, a dziewiąty tytuł mistrza Polski nie jedynym sukcesem.