Czarni - AZS: Znaleźli pogromcę
AZS Koszalin po trzech zwycięstwach na otwarcie sezonu, tym razem przegrał z Czarnymi Słupsk 68:78.
Choć gospodarzami pierwszego w tym sezonie spotkania między Czarnymi a AZS byli słupszczanie, to nie do końca było pewne, czy uda im się w pełni wykorzystać możliwości tzw. własnego parkietu w świeżo wyremontowanej Hali Gryfi. – Przed meczem mieliśmy pewne obawy, czy od razu oswoimy się z halą, ponieważ treningi na tym obiekcie rozpoczęliśmy zaledwie trzy dni przed spotkaniem – mówił Jacek Sulowski, obrońca Czarnych. – Na szczęście wiedzieliśmy czego się spodziewać po derbach i nic nas nie zaskoczyło, a tym bardziej postawa AZS, na który byliśmy dobrze przygotowani. Oby pierwsze zwycięstwo w \"twierdzy\" Gryfi zapoczątkowało serię zwycięstw na własnym parkiecie, która potrwa do końca sezonu – dodał Sulowski.
Derbowe pojedynki Słupska z Koszalinem zawsze dostarczają ogromnych emocji i nie inaczej było tym razem. O napiętej atmosferze świadczyć może chociażby fakt, że po zaledwie minucie gry niesportowy faul popełnił Gediminas Navickas, pozwalając tym samym na przejęcie inicjatywy przez gospodarzy. Ci z kolei popisywali się ogromnym zaangażowaniem w obronie i świetnym wykluczeniem z gry Michaela Kueblera i Georga Reese`a, dotychczasowych liderów swojego zespołu. Koszalinianie przez kilka minut punktowali tylko z linii rzutów wolnych, po wymuszanych faulach na podkoszowych zawodnikach Czarnych.
W całym spotkaniu przewinienia były bardzo istotne i miały bezpośredni wpływ na grę – w chwili, gdy zagrożony dużą ilością fauli Chris Daniels, zdecydowanie najlepszy tego dnia zawodnik Czarnych, musiał opuszczać parkiet, goście odrabiali straty, a nawet potrafili wyjść na prowadzenie. Z kolei gdy na parkiecie brakowało Navickasa, organizacja gry AZS-u w ataku pozostawiała wiele do życzenia – Litwina nie potrafił zastąpić ani Igor Milicić, ani tym bardziej Łukasz Wiśniewski.
Spory wpływ na ostateczny wynik meczu miał również popełniony w ataku przez Vladimira Ticę faul, który zmusił skrzydłowego gości do opuszczenia parkietu już na początku czwartej kwarty. Ambitnie walczący były gracz Czarnych, a obecnie AZS-u, Łukasz Wiśniewski, grając na pozycji rzucającego był bardzo pożyteczny dla swojej drużyny, ale nie posiadając wsparcia od swoich kolegów sam nie był w stanie zniwelować momentami piętnastopunktowej przewagi gospodarzy. W ataku odnaleźć się przez całe spotkanie nie mógł Reese, a w decydujących momentach Amerykanin potrafił oddawać rzuty, które nie trafiały nawet w obręcz kosza.
– Mieliśmy momenty bardzo dobrej i bardzo złej gry, a jak wiadomo, w taki sposób derbowego meczu się nie wygra. Niestety nie udało nam się utrzymać wystarczającej intensywności przez odpowiednio długi czas – mówił po spotkaniu kapitan AZS Igor Milicić. Z kolei szkoleniowiec koszalinian, Rade Mijanović, powodów przegranej swojej drużyny upatrywał w mniejszym od słupszczan zaangażowaniu swoich zawodników w grę, szczególnie w podkoszową walkę na bronionej tablicy.
– Mimo że Marcin Sroka statystycznie nie wypadł dziś najlepiej, to pokazał się jako prawdziwy kapitan. Od kilku dni nastawiał drużynę na zwycięstwo i wyjaśniał wszystkim, jak ten mecz jest ważny dla naszych kibiców – chwalił skrzydłowego trener Czarnych Igors Miglnieks. Ale pochwały należą się całej jego drużynie, a także jemu samemu. W tym spotkaniu doskonale było widać świetne przygotowanie słupszczan na każdą zagrywkę gości, dzięki czemu przedłużyli serię zwycięstw nad lokalnym rywalem w odświeżonej Hali Gryfi.