Asco Śląsk - Polpak: Końcówka bez trenera
Trener Mihailo Uvalin został wyrzucony z hali, a Asco Śląsk pokonał Polpak 91:81 w pierwszym meczu o brązowy medal.
Szkoleniowiec zespołu ze Świecia nie miał zbyt wiele do powiedzenia na konferencji prasowej po spotkaniu Asco Śląska z Polpakiem. Choć przed meczem jego koszykarze byli faworyzowani przez wiele osób, to jednak przegrali z wrocławianiami.- Gratuluję Śląskowi zwycięstwa - powiedział jedynie Uvalin.
Polpakowi udało się nawiązać walkę właściwie tylko w drugiej kwarcie, kiedy to rozstrzelali się Chris Garner i Bobby Dixon. Po punktach tego ostatniego goście wyszli nawet na prowadzenie, ale tylko na chwilę. Wrocławianie szybko odzyskali inicjatywę i po trzech kwartach wygrywali 74:59. Duża w tym zasługa Aivarasa Kiausasa i Olivera Stevica, choć trzeba przyznać, że cały wrocławski zespół grał więcej niż poprawnie.
Podobnie wyglądała pierwsza kwarta, wygrana przez Asco Śląsk 31:14. Chwilami można było odnieść wrażenie, że koszykarze Polpaku trochę zlekceważyli swoich przeciwników i zaskoczyła ich dobra postawa rywali. Świetne zawody rozgrywał w tym fragmencie doświadczony Andrius Giedraitis. Grę wrocławskiego klubu dobrze prowadził powracający po kontuzji Dawan Robinson i w momencie, gdy w drugiej kwarcie usiadł na ławce rezerwowych, gra wrocławian zaczęła kuleć. Ustawiany na siłę na pozycji rozgrywającego Bartosz Diduszko kompletnie nie odnajdywał się w tej roli. Co ciekawe najwięcej asyst miał... Torrell Martin, który do tego dorobku dołożył dziewięć punktów i tyle samo zbiórek.
Na początku czwartej kwarty za dyskusje z sędziami wyrzucony został szkoleniowiec Polpaku, Mihalio Uvalin po dwóch przewinieniach technicznych. Po czterech celnych rzutach wolnych Andriusa Giedraitisa i dwóch punktach Martina wrocławianie wygrywali 82:61, ale nie zdołali zbyt długo utrzymać tak wysokiej przewagi. Koszykarze Asco Śląska zaczęli się gubić w ataku i popełniać wiele strat, tymczasem niesamowicie rozstrzelał się Marko Brkić. Na dwie minuty przed końcem spotkania Śląsk wygrywał tylko 88:80, ale ich przeciwnicy nie zdołali zdobyć już punktów.
Zdaniem trenera wrocławian, Rimasa Kurtinaitsa to właśnie straty należy uznać za jeden z największych mankamentów w grze prowadzonej przez niego drużyny.- Popełniliśmy ich aż piętnaście, czyli stanowczo za dużo. Pocieszeniem może być natomiast to, że o wiele lepiej szło nam zbieranie piłek. Nie potrafię jednocześnie zrozumieć, czemu po dobrym początku potem nastąpił kryzys. Podobnie jak w rywalizacji z Turowem Zgorzelec. Niewykluczone, że niektórzy moi zawodnicy nie wykazują po prostu chęci do gry – wyjaśniał Kurtinaitis.
Jeszcze bardziej niezadowolony był rzucający Polpaku, Nikola Lepojević. - Nie jestem dumny z tego, co zaprezentowała moja drużyna. U siebie musimy zagrać znacznie lepiej – mówi Lepojević.
W barwach wrocławian po raz pierwszy od czasu kontuzji na parkiecie pojawił się Radosław Hyży. Polski skrzydłowy od dawna wykazywał ogromną chęć do gry, ale spędził na parkiecie niespełna trzy minuty i jak zwykle imponował walecznością.