Prokom Trefl - AZS: Mistrz za mocny
Koszykarze Prokomu Trefla w drugim meczu nie dali szans AZS wygrywając bez żadnych problemów 84:65.
Stan rywalizacji: Prokom Trefl - AZS 2:0
Sopocianie pokazali w czwartek jak dużą zaletą jest posiadanie długiej ławki rezerwowych. Trener Pacesas mądrze postąpił ściągając już w piątej minucie słabo grających Slaninę i Gurovica i wprowadzając graczy rezerwowych. Obaj liderzy sopocian już na parkiet nie powrócili, ale ich zastępcy w koncertowy sposób rozprawili się z rywalem z Koszalina.
Jednak to AZS zaczął jednak lepiej mecz w Sopocie. Mistrzowie Polski bezskutecznie bombardowali kosz gości rzutami z dystansu, podczas gdy ci spokojnie punktowali rywala indywidualnymi akcjami. Znów dobrze zaczął Jeff Nordgaard, dzięki któremu koszalinianie prowadzili 11:3. Widząc nieporadność pierwszej piątki, trener Pacesas szybko zdecydował się na radykalne zmiany w ustawieniu. Przyniosło to oczekiwane rezultaty. Sopocianie w dwie minuty odrobili straty, a trener Szczubiał musiał poprosić o pierwszą przerwę na żądanie. Chwilę później gospodarze byli już na prowadzeniu za sprawą dobrze grających Dylewicza i Shakura i wygrali pierwszą kwartę 19:13.
Na parkiecie niepodzielnie rządził Filip Dylewicz, na którego trener Szczubiał nie miał odpowiedzi. Polski skrzydłowy trafiał z dystansu i spod kosza, a sopocianie prowadzili już 31:15. AZS kompletnie się pogubił. Przez długi czas nie potrafił nawet oddać rzutu na kosz, a gdy się to w końcu już udało, kolejne rzuty były niecelne. Po drugiej stronie w rzutach z dystansu nie mylili się Masiulis, Roszyk i Serapinas, a w 17 minucie gospodarze prowadzili już 39:20, a do przerwy 45:28.
Na trzecią kwartę trener Pacesas wypuścił piątkę, która przyniosła sopocianom największą przewagę w spotkaniu. Simonas Serapinas już w pierwszych minutach doznał kontuzji łuku brwiowego i musiał zejść z parkietu, co wybiło nieco z rytmu sopocian. Po serii punktów gości zrobiło się tylko 14 punktów przewagi mistrzów Polski, ale po powrocie na parkiet Litwina wszystko wróciło do normy po dwóch celnych trafieniach za trzy punkty z rzędu.
W ostatniej kwarcie na parkiecie grali już zawodnicy z głębokich rezerw. Z pierwszych piątek na parkiecie został jedynie DJ Thompson, który miał okazję poprawić swoje statystyki. Później zastąpił go Phil Goss. Większość akcji sopocian ograniczała się do szukania młodych graczy mistrzów Polski. Po raz kolejny z dobrej strony pokazał się Zamojski, który miał okazję pograć w tym meczu niespełna 20 minut. Nieco gorzej wypadł Adam Łapeta. W AZS z dobrej strony pokazali się Stolarek i Łuszczewski.
Mistrzowie Polski trafili w tym meczu aż 16 rzutów za trzy punkty. Z taką skutecznością gospodarzy ciężko było walczyć w hali 100-lecia, tym bardziej, że przez większość meczu na parkiecie pojawiali się gracze, którzy w środę nie grali, bądź grali krótko. Najlepszy na parkiecie był Serapinas, który zakończył mecz z 16 punktami. Na pochwałę zasługuje jednak cała drużyna. Pięciu innych graczy przekroczyło granicę 10 punktów. Kibiców Prokomu powinien cieszyć kolejny dobry mecz Filipa Dylewicza (13 pkt, 9 zb) oraz Tomasa Masiulisa (13 pkt, 8 zb).
W drużynie przyjezdnej Christian Burns, był jedynym graczem, który był w stanie nawiązać walkę. Większość swoich punktów skrzydłowy AZS rzucił w trzeciej kwarcie, po przechwytach i kontratakach. 10 punktów dodał DJ Thompson, ale Amerykanin z pewnością nie może być zadowolony z tego występu, podobnie jak reszta jego kolegów
Sopocianie prowadzą więc 2:0 i rywalizacja przeniesie się teraz do Koszalina. Sopocianie chcieli by zakończyć serię jak najszybciej, aby mieć więcej czasu na przygotowanie się do półfinałów, ale gracze i trenerzy AZS zapowiadają lepszą grę drużyny we własnej hali. Trzeci mecz tej pary już w sobotę.