AZS - Kotwica: Ciekawie do samego końca
Wielkie emocje do samego końca w Koszalinie. AZS po pełnym dramaturgi meczu przegrał z Kotwicą 99:101.
Tak po prawdzie to, to zwycięstwo nam się należało - stwierdził Jerzy Chudeusz, trener Kotwicy. - Nie rozumiem dlaczego wam się należało - oburzył się natychmiast Arkadiusz Koniecki, szkoleniowiec akademików. Gdyby nie parę szczęśliwych rzutów Rafała Bigusa, czy wręcz samobój Chrisa Huntera to my byśmy cieszyli się z wygranej - stwierdził Koniecki.
Obaj szkoleniowcy podeszli do tego meczu bardzo ambitnie. Dość powiedzieć, że na 4,5 minuty przed końcem spotkania, gdy niesiony dopingiem szczelnie wypełnionej hali widzami AZS zdołał wyjść na prowadzenie trenerowi Chudeuszowi nieco puściły nerwy i z całym impetem uderzył o parkiet playbookiem.
Pojedynek od początku był bardzo wyrównany. Pierwsze meczowe punkty zdobył Mrożek. On też popisał się zbiórką w obronie, a kolejne punkty dołożył McLeish. Po chwili było już jednak 4:4. Do ósmej minuty oglądaliśmy bardzo wyrównane widowisko. W drużynie AZS z dobrej strony wreszcie pokazał się Hunter, który co rusz popisywał się efektownymi wsadami. Skutecznym był także Spann i w efekcie po 10. minutach to gospodarze wygrywali 21:17.
Gwiazdą drugiej kwarty był Korszuk. Skrzydłowy AZS oddał w tej części cztery rzuty zza linii 6,25 m i wszystkie trafił! W ekipie z Kołobrzegu o swoich nieprzeciętnych umiejętnościach przypomniał Kikowski. Wychowanek Kotwicy i reprezentant kraju zdobył dla “Kotwy” 12 punktów (w tym jako jedyny z zespołu dwukrotnie skutecznie rzucił za “trzy”). Do przerwy prowadził jednak AZS 44:37.
W trzeciej kwarcie poderwali się do walki kołobrzeżanie. Skutecznie grali McLeish, Arabas i Kikowski. Zdołali nie tylko odrobić straty, ale i na koniec tej części uzyskać najwyższe w pojedynku prowadzenie - 69:61. Nikt nie przypuszczał, że akademicy będą w stanie jeszcze poderwać się do walki. - Mieliśmy świadomość, że ten mecz ze sportowego punktu widzenia nie ma już żadnego znaczenia. Oba zespoły utrzymały się przecież w rozgrywkach, ale chcieliśmy zagrać dla naszych kibiców - powiedział Korszuk. A AZS przyśpieszył grę i zaczął odrabiać straty. Prawdziwy horror przeżyliśmy w końcówce tego pojedynku. Gdy na 15. sekund przed końcem Machowski trafił dwukrotnie wolne i Kotwica prowadziła 98:95 wydawało się, że już jest po meczu.
Wówczas jednak do akcji wkroczył lider AZS, Spann. Faulowany trafił jednego osobistego, a drugiego odbił od tablicy, tak, że Hunter spokojnie podał ją do stojącego na skrzydle Korszuka. Białorusin rzucił bez zastanowienia i akademicy na 1,4 sekundy prowadzili 99:98. Kto wie jak zakończyło by się to spotkanie, gdyby nie Jovanowić. Rozgrywający Kotwicy rzucił z prawego skrzydła, a piłka mimo pomruku koszalińskich kibiców wylądowała w koszu. Było to pierwsze trafienie z dystansu Jovanovica, który chwilę później utonął w ramionach swoich kolegów z zespołu. - Bardzo się cieszę z tego, że na koniec sezonu udało nam się wygrać. Mecz był bardzo emocjonujący, a kibice obydwu drużyn powinni być zadowoleni. Na pewno ci z Kołobrzegu bardziej - stwierdził Jovanović. AZS podobnie jak przed trzema dniami Kotwica pożegnał się ze swoimi sympatykami porażką. Kibice tak w Kołobrzegu jak i w Koszalinie mają nadzieje, ze kolejny sezon będzie dla obu zespołów znacznie lepszy.
Arkadiusz Koniecki po meczu z Kotwicą