Szymon Kiejzik: Odpowiada mi rola “3&D”

- Umowa wieloletnia w Energa Treflu Sopot oznacza stabilizację i daje możliwość spokojnego i zaplanowanego rozwoju. Myślę, że z każdym rokiem będę wspinał się w hierarchii w zespole. Porównałbym to do procesu wchodzenia po drabinie - szczebel po szczebelku aż do celu. Bez gwałtownych ruchów - mówi Szymon Kiejzik, zawodnik Energa Trefla Sopot.
Karol Wasiek: Latem podpisałeś długoletnią umowę z Energa Treflem Sopot. Dlaczego zdecydowałeś się na taki krok i co oznacza dla ciebie ten kontrakt?
Szymon Kiejzik, zawodnik Energa Trefla Sopot: Na pewno jest to ogromne wyróżnienie. Wskoczyłem na duży wyższy poziom niż ten, na którym grałem ostatnio. I na pewno czeka mnie większe wyzwanie niż to, przed którym stałem w zeszłym sezonie, gdy mogłem zagrać w pierwszej lidze.
Umowa wieloletnia oznacza stabilizację i daje możliwość spokojnego i zaplanowanego rozwoju. Nie jest to umowa na jeden rok, gdzie musiałbym od razu wszystko pokazać. Myślę, że z każdym rokiem będę miał możliwość cierpliwego budowania swojej hierarchii w zespole. Porównałbym to do procesu wchodzenia po drabinie - szczebel po szczebelku aż do celu. Bez gwałtownych ruchów.
Cieszy mnie też fakt, że będę mógł to robić w klubie z mojego miasta. Ja jestem sopocianinem z krwi i kości. Znam tu wiele osób i będzie to dla mnie ogromna przyjemność reprezentować miasto i klub na parkietach OBL i w FIBA Europe Cup.
Czy miałeś dużo ofert w letnim oknie transferowym?
- Nie było aż tak dużego zainteresowania. Myślę, że mogło to poniekąd wynikać ze zmiany przepisów w obu ligach - OBL i w Pekao S.A. 1 Lidze. Cieszę się, że udało się dopiąć umowę z Treflem Sopot, bo - tak jak mówiłem wcześniej - ten klub ma dla mnie duże znaczenie pod kątem sentymentalnym. Uważam, że w nim podniosę swoje umiejętności.
Latem kilku zawodników wywodzących się z GAK Gdynia trafiło do OBL: Tymoteusz Sternicki trafił do WKS Śląska, Cezary Zabrocki do Energa Czarnych, a ty i Szymon Nowicki podpisaliście umowy z Energa Treflem Sopot.
- Tak, to prawda. Bardzo dużo zawdzięczam i dziękuję wszystkim, którzy w całej organizacji GAK Gdynia przyłożyli się do naszego rozwoju przez te cztery ostatnie lata. Sternicki, Zabrocki i ja jesteśmy z tego samego rocznika - 2006. Uważam, że zbudowaliśmy bardzo dobrą więź i super drużynę, ale to też każdemu z nas pozwoliło wejść na wyższy szczebel ze względu na dużą rywalizację na treningach. Duże podziękowania i słowa uznania dla wszystkich trenerów, którzy brali udział w tym procesie.
Mam na myśli Nikolę Avramovicia, który oprócz aspektów koszykarskich zwracał też uwagę na aspekty wolicjonalne. Jako drużyna rozwijaliśmy się, szliśmy do przodu, choć oczywiście były wzloty i upadki. Najważniejsze było to, że zawsze trzymaliśmy się razem, o co mocno zabiegał trener Nikola.
Dziękuję również trenerowi Marcelowi Babińskiemu za to, że codziennie, gdy tylko mógł, można było do niego przyjść i potrenować indywidualnie. Myślę, że to jeden z lepszych trenerów indywidualnych. Latem sporo pracowaliśmy. To taki nasz coroczny rytuał.
Jak dużo dał ci kilkumiesięczny pobyt w pierwszoligowym zespole z Sopotu?
- Na pewno dał mi bardzo dużo, jeśli chodzi o zobaczenie i doświadczenie czegoś więcej niż tylko gra w II lidze. W I lidze jest dużo większa fizyczność. To mi pokazało jak może wyglądać gra w OBL, choć oczywiście mam świadomość, że poziom fizyczności, atletyzmu jest na jeszcze wyższym poziomie. To był taki malutki przedsmak tego, co będzie się działo w OBL.
Nie ukrywam, że sporo się nauczyłem się od starszych kolegów - od Igora Wadowskiego, Wojciecha Czerlonko czy Jakuba Parzeńskiego.
Słyszałem, że złapałeś nić porozumienia z Igorem Wadowskim.
- Tak. Uważam, że na przestrzeni tego ostatniego sezonu zbudowaliśmy naprawdę dobrą relację. Igor był bardzo otwarty w stosunku do młodych graczy, wspierał nas na każdym kroku. Zawsze można było go o coś zapytać. Podobał mi się fakt, że był bardzo szczery. Mówił, co mu się podoba, a co muszę jeszcze poprawić, by - jako gracz - stać się lepszy.
Bardzo ważną postacią dla tego projektu był trener Enrico Kufuor, który pokazał mi nowe spojrzenie na koszykówkę. Ten początek sezonu nie był przypadkowy w kontekście naszych wyników. Ten pomysł się sprawdził. Później niestety sprawy tak się potoczyły, że nie wszystko od trenera było zależne. Uważam, że ogólnie to była bardzo dobra współpraca, z której wiele wyniosłem.
Po występach na pierwszoligowych parkietach byłeś chwalony, a ludzie mówili, że jesteś graczem “3&D”. Czy taka rola tobie pasuje? Czy dobrze się w niej czujesz?
- Myślę, że tak. To wyszło naturalnie, że znalazłem się w takiej roli na parkietach pierwszoligowych. Miałem tam możliwość krycia najlepszych graczy. Trener Kufuor rzucał mi wyzwanie. Bardzo mi to odpowiadało i sprawiało przyjemność. Lubię grę w obronie. Wiem, że to rzadkość w tych czasach, ale naprawdę lubię to robić. Choć po pierwszych tygodniach pracy na poziomie OBL widzę, że przede mną jeszcze dużo pracy.
W ataku czekałem na podania od kolegów, które starałem się zamienić na punkty. Ten ostatni sezon wiele mnie nauczył. Miałem moment kryzysowy pod kątem skuteczności. Trochę zwątpiłem w siebie i w swoje umiejętności. Wszyscy w drużynie we mnie wierzyli, co mi dużo dało.
Czytasz komentarze na swój temat?
- Docierają do mnie jakieś słuchy, ale generalnie nie skupiam się na tym. Nie ukrywam, że śledzę wydarzenia ligowe, czytam różne wywiady z zawodnikami, po których staram się wyciągnąć wnioski dla siebie. Tak było np. po wywiadzie z Raymondem Cowelsem, który zaimponował mi swoją etyką pracy.