Tomasz Gielo: Prezes Król mnie docenił. O dom się troszczy

- Oferta, którą otrzymałem z Kinga była z tych “nie do odrzucenia”. Mając 32 lata chcę pomóc Kingowi stanąć na nogi po tym ostatnim sezonie i zbudować poziom drużyny, która bije się o najwyższe cele i o powrót do europejskich pucharów - mówi Tomasz Gielo, nowy zawodnik Kinga Szczecin.
Karol Wasiek: Dlaczego zdecydowałeś się przyjąć ofertę Kinga Szczecin?
Tomasz Gielo, nowy zawodnik Kinga Szczecin: Trudno znaleźć jeden konkretny powód. Myślę, że to kombinacja kilku kwestii - wizja, możliwość i przywilej budowania czegoś wielkiego w domu. Wydaje mi się, że bardzo mało zawodników staje przed taką szansą, jaką ja otrzymałem od prezesa Króla i od trenera Maćka Majcherka.
To jest powrót do domu po 15-tu latach, ale to nie jest powrót, by odcinać kupony. Dalej jestem w stanie grać na wysokim poziomie i będę chciał to pokazać na parkietach OBL w barwach Kinga Szczecin. Nie ukrywam, że bardzo mnie to ekscytuje. W wywiadach powtarzałem, że marzę o tym, by ostatni etap mojej kariery był właśnie w Szczecinie. Okazja pojawiała się już teraz, co nieco mnie zaskoczyło, ale potrafiłem to sobie dobrze poukładać w głowie. Uważam, że teraz mam szansę zbudować może nawet jeszcze coś większego niż na początku planowałem w swoim rodzinnym mieście.
Ta oferta, którą otrzymałem z Kinga była z tych “nie do odrzucenia”. Prezes Król zrobił wszystko, żeby sprowadzić mnie z powrotem do Szczecina przed sezonem 2025/2026.
Razem z Maćkiem Majcherkiem mają wizję. Chcą walczyć o jak najwyższe cele w OBL, nie ma miejsca na "przejściowe" sezony i popadanie w przeciętność. W tym sezonie nie będzie gry w europejskich pucharach, co pozwala nam całkowicie się skupić na lidze, na osiągnięciu jak najlepszego wyniku.
Kontrakt podpisałem na dwa lata, więc wizja jest taka, żeby w pierwszym roku osiągnąć sukces w ligowych rozgrywkach, by móc później powrócić na arenę międzynarodową.
Czy kluczowa okazała się rozmowa z prezesem Krzysztofem Królem, który przedstawił ofertę - jak to sam nazwałeś - “nie do odrzucenia”?
- Powiem szczerze, że tych spotkań i rozmów było kilka i wydaje mi się, że nie było chyba takiego jednego przełomowego momentu. Prezes Król pokazał mi na pewno, że mu zależy, a ja jestem tego typu osobą, że bardzo doceniam taką postawę i zachowanie. Kiedy widzę, że ktoś rzeczywiście ze swojej strony pokazuje, że jestem dla niego ważny, to ja chcę się dwukrotnie za to odwdzięczyć. Wiem też, że mam przed sobą duże wyzwanie i dużą odpowiedzialność. Wydaje mi się, że jestem na to gotowy.
Mając 32 lata chcę pomóc Kingowi stanąć na nogi po tym ostatnim sezonie i zbudować poziom drużyny, która bije się o najwyższe cele i o powrót do europejskich pucharów.
Domyślam się, że na brak zainteresowania ze strony klubów w letnim off-season nie mogłeś narzekać…
- Na pewno nie. Powiem szczerze, że w momencie, gdy odrzuciłem ofertę przedłużenia kontraktu z Bilbao, tak naprawdę otworzyło się mi wiele możliwości. Nie ukrywam, nawet rozważałem wraz z agentem otwarcie się na rynek bardziej egzotyczny.
Azjatycki?
- Dokładnie tak.
Wyszedłem - wraz z agentem, z żoną i z osobami mojego najbliższego kręgu - z założenia, że chcę pójść tam, gdzie będę mógł decydować o losach spotkania, będę miał ważną rolę w zespole. Trochę mi tego brakowało w Bilbao. Życiowo był to bardzo udany okres, ale pod względem sportowym pozostał mały niedosyt. Udało się zdobyć puchar FIBA Europe Cup, co było świetnym doświadczeniem, ale czułem, że w całym sezonie mogłem dać więcej drużynie.
Które drużyny z polskiego rynku złożyły ci konkretne oferty?
- Było zainteresowanie z czołowych klubów OBL. Były konkretne oferty z dwóch klubów z Warszawy, Włocławka, była rozmowa też ze Śląskiem Wrocław. Koniec końców prezes Król zrobił wszystko, żebym założył koszulkę Kinga Szczecin.
Kiedy już podjęliśmy decyzję z agentem, że idziemy w kierunku polskim i nie rozważamy ofert zagranicznych, to na stole były dwie konkretne propozycje: z Kinga i z Anwilu. I w obu przypadkach była to ciekawa perspektywa, bo oba te kluby zdecydowały się latem na zatrudnienie młodych, polskich trenerów: Macieja Majcherka i Grzegorza Kożana.
Z trenerem Majcherkiem znam się z lat młodzieńczych, a z trenerem Kożanem z reprezentacji Polski. Obu bardzo szanuję, mamy pozytywne relacje, więc nie była to łatwa decyzja, ale nie ukrywam, że jestem bardzo zadowolony z decyzji, którą podjąłem i widzę u siebie taki pozytywny impuls do działania.
Pozostańmy przy trenerze Majcherku, dla którego będzie to debiut na poziomie ORLEN Basket Ligi. Jaką masz na to optykę?
- Wydaje mi się, że pomijając Legię Warszawa, większość klubów będzie szła w nieznane. W każdym zespole jest nowy trener i tym samym nowa sytuacja, więc jest to ryzyko, które zawodnik też musi podjąć.
Możliwość budowania czegoś w domu to jest dla mnie przywilej, bo uważam, że wielu zawodników nigdy nie będzie miało szansy stanąć przed taką szansą, jaką ja w tym momencie otrzymałem. Jest to dla mnie motywacja do codziennej ciężkiej pracy, by jak najlepiej wywiązać się z roli w zespole. Chcę pomóc trenerowi Majcherkowi poukładać te wszystkie klocki, a jednocześnie widzę przestrzeń by pomóc klubowi od strony organizacyjnej, marketingowej.
Czy twój pobyt w Kingu ma być czymś szerszym niż tylko same występy na parkiecie? Jaki jest plan?
- Nie chcę żeby to zabrzmiało buńczucznie, ale wydaje mi się, że na tym etapie kariery, gdzie bym nie był to tak by to właśnie wyglądało. Nawet w tym sezonie w Bilbao uważam, że to co dałem na parkiecie to jedno, ale dałem dużo dobrego dla drużyny także poza boiskiem. Byłem takim pozytywnym impulsem dla klubu pod kątem marketingowym.
W kuluarach mówiło się o tym, że gdybym podpisał nową umowę, to zostałbym nowym kapitanem drużyny, o czym wspominał w wywiadach nawet nasz trener. Oczywiście możemy tylko spekulować w tym momencie, czy tak rzeczywiście by było, ale uważam, że jestem osobą, która ma duże doświadczenie i staram się nim dzielić. Widziałem, jak różne kluby są zarządzane od środka i nie ukrywam, że to jest jedna z tych rzeczy, która mnie bardzo interesuje w wolnym czasie.
Uwielbiam rozmawiać z dyrektorami sportowymi, z prezesami, ze sponsorami, by dowiadywać się, jak ten biznes wygląda od środka.
Czy wstępnie rozmawiałeś o tym z prezesem Królem?
- Były oczywiście wstępne rozmowy na ten temat. Wszyscy - także Maciej Majcherek - jesteśmy ze Szczecina i zależy nam na tym, by ten klub szedł mocno do przodu. Wszystko jednak po kolei, najważniejszym wyzwaniem na start jest poukładanie naszej drużyny i stworzenie kolektywu na boisku.
Maciej fajnie powiedział w momencie przejęcia drużyny, że jest w domu, a o dom zawsze dba się najlepiej. O dom się troszczy.
Ładne określenie.
- Też tak twierdzę. Jakbyśmy przeprowadzali ten wywiad dwa-trzy lata temu, pewnie nie dopuszczałbym do siebie takiej myśli, że w wieku 32 lat wrócę do Szczecina. Ale w tym momencie - biorąc pod uwagę wszystkie czynniki i furtkę, która się przed mną otworzyła - jestem bardzo pozytywnie nastawiony do nowego rozdziału w karierze. Gra w swoim rodzinnym mieście to ogromny przywilej. Wracam do domu po 15-tu latach. Wracam do rodziny, którą zostawiłem najpierw jadąc do SMS-u mając 17 lat, a rok później wyjeżdżając do Stanów Zjednoczonych.
Czy to najwyższy kontrakt w twojej karierze?
- To jest dwuletni kontrakt, więc biorąc pod uwagę całą sumę to tak.
Nie ukrywam, że prezes Król bardzo mnie docenił i ja jestem mu za to bardzo wdzięczny, ale z tym wiąże się duża odpowiedzialność. Jestem na to gotowy, biorę to. Po to zbierałem doświadczenia podczas pobytu poza granicami Polski, żeby móc to teraz przełożyć na grę w swoim rodzinnym mieście. Wydaje mi się, że życie polega na tym, żeby robić rzeczy, które sprawiają ci frajdę i motywują cię do ciężkiej pracy każdego dnia. To daje wartość w życiu.
Bardzo chcę pomóc Kingowi osiągnąć kolejne cele, ale też musimy zdawać sobie sprawę z tego, że jestem jednym z elementów całej układanki. Na pewno ważną kwestią było to, że w drużynie pozostał Jovan Novak, który jest typowym rozgrywającym. Cieszę się na możliwość gry z typem zawodnika, który kocha podawać piłkę do lepiej ustawionych kolegów.
Na papierze skład wygląda bardzo fajnie, ale przed nami dużo pracy, żeby to też dobrze wyglądało na parkiecie.
Czy łezka się zakręciła podczas kręcenia nagrania w koszulce Kinga Szczecin?
- Oj tak. Serce zaczęło mocniej bić, gdy wszedłem do Netto Areny i zaczęliśmy działać. Nie mogę się doczekać, gdy zobaczę rodzinę i moich wszystkich znajomych na trybunach. Nawet ci, którzy nie interesują się koszykówką, powiedzieli, że przyjdą i będą kibicować.
Nie mówię, że zapełnię Netto Arenę, ale postaram się pomóc klubowi pod każdym względem - sportowym, organizacyjnym i marketingowym.