Trefl - Asseco Prokom (6): Zadecyduje siódmy mecz
Trefl Sopot wygrał w Ergo Arenie 84:81 z Asseco Prokomem i doprowadził do remisu 3:3 w serii do czterech zwycięstw. Decydujący siódmy mecz odbędzie się w Gdyni w środę 6 czerwca.
Filip Dylewicz okazał się kolejnym po Marcinie Stefańskim bohaterem Trefla w tegorocznych finałach TBL. Kapitan sopocian zdobył 28 punktów trafiając sześć trójek (najwięcej w karierze). Kilka spośród tych trafień zanotował podczas pogoni za rywalami w trzeciej kwarcie, na początku której gospodarze pozwolili Asseco Prokomowi na uzyskanie najwyższego w meczu 13-punktowego prowadzenia. Znakomicie zagrał także drugi z liderów z Sopotu, Łukasz Koszarek - notując 16 asyst nie tylko miał więcej ostatnich podań niż cała drużyna rywali, ale i ustanowił rekord play-off (poprzedni należał do Jerela Blassingame'a - 14) oraz swojej kariery. Decydująca o wyniku meczu okazała się seria punktowa Trefla na początku czwartej kwarty, kiedy gospodarze wyszli na dziewięciopunktowe prowadzenie. Tych strat goście nie byli już w stanie odrobić, gdyż mimo skutecznej gry Jerela Blassingame'a (27 punktów) oraz Przemysława Zamojskiego (13) zabrakło wśród gdynian wsparcia pozostałych graczy. Dzięki temu zwycięstwu Trefl, mimo że na początku serii przegrywał 0:2, zdołał doprowadzić do decydującego siódmego meczu, który odbędzie się w środę 6 czerwca w Gdyni.
- Trefl zagrał znakomity mecz, szczególnie skuteczność rzutów za trzy punkty nie powtarza się. Byliśmy gotowi na walkę i walczyliśmy do samego końca, jednak parę głupich strat i parę nierozsądnych decyzji, które podjęliśmy w przeciągu całego meczu zaważyły na tym, że w końcówce zabrakło tych paru punktów - stwierdził Adam Hrycaniuk.
- To był bardzo interesujący i twardy mecz, mieliśmy swoje problemy i kryzys w czwartej kwarcie, ale wszyscy moi zawodnicy pozostali skupieni i walczyli do końca. Oczywiście bardzo nam pomogło wsparcie naszych fanów - powiedział trener Karlis Muiznieks.
Trefl rozpoczął spotkanie tą samą piątką co piąty mecz - z Marcinem Stefańskim. Tym razem pierwsze akcje nie należały do skrzydłowego z Sopotu, tylko jego rywala Piotra Szczotki. Zawodnik Asseco Prokomu bardzo nieudanie rozpoczął poprzedni mecz, jednak tym razem zrewanżował się swojemu przeciwnikowi, zdobywając pierwsze cztery punkty dla gości. Ofensywne popisy najlepszego obrońcy sezonu zasadniczego przerwał dopiero Adam Waczyński. Od początku kwarty goście utrzymywali minimalną przewagę, mimo że sopocianie mieli kilka okazji na dogonienie rywali. Udało się to Treflowi dopiero po siedmiu minutach i rzucie z półdystansu Łukasza Koszarka (12:12). Co ciekawe rozgrywający był szóstym zawodnikiem gospodarzy, który zdobył punkty (rzutem z gry) dla swojej drużyny. Na minutę przed końcem podopieczni Karlisa Muiznieksa w końcu zdołali wyjść na prowadzenie 19:16, po tym jak najpierw Saulius Kuzminskas wykorzystał dwa rzuty wolne po niesportowym faulu Przemysława Frasunkiewicza, a następnie Koszarek trafił pierwszy raz z dystansu. Ostatecznie ta część gry zakończyła się wynikiem 21:20.
Trener Andrzej Adamek w poprzednich dwóch meczach zdecydował się na ograniczenie rotacji do 10 zawodników. W meczu numer sześć już na początku drugiej kwarty, kiedy wynik ciągle utrzymywał się wokół remisu zdecydował się na wprowadzenie 11 gracza – Quintona Day'a, który cały poprzedni mecz spędził na ławce. Rozgrywający odwdzięczył się nieco lepszą grą w porównaniu do poprzednich spotkań oraz trafieniem z dystansu. Nie pozwalało to jednak gościom zbudować przewagi, gdyż gospodarze też mogli liczyć na dość nieoczekiwane zagrania, takie jak choćby pierwsza od początku lutego (mecz z Kotwicą) trójka Johna Turka w ostatniej sekundzie akcji. Po trzecim trafieniu Przemysława Zamojskiego z dystansu w tej kwarcie, 70 sekund przed jej końcem przewaga jednej z drużyn po raz pierwszy w meczu przekroczyła cztery punkty (44:39) i taką też różnicą zakończyła się ostatecznie pierwsza połowa (46:41 dla Asseco Prokomu).
Na początku drugiej połowy można było się doszukiwać podobieństw do poprzedniego meczu rozgrywanego w Ergo Arenie. Zawodnicy Asseco Prokomu ponownie wykorzystali fragment gry po 15-minutowej przerwie, zdobywając dziewięć punktów (aż siedem Blassingame'a), przerwanych zaledwie jednym celnym rzutem wolnym Jermaine'a Malletta. Przewaga sięgnęła aż 13 punktów i sopocianie kolejny raz stanęli w roli goniących wynik. Skuteczność w rzutach z dystansu (między innymi trzy trójki Dylewicza) pozwoliła zmniejszyć straty, a w 28. minucie gospodarze po dwóch rzutach wolnych Koszarka odrobili wszystkie straty (59:59). Dopiero druga w tej kwarcie przerwa dla trenera Adamka oraz przewinienie niesportowe Dylewicza na Hrycaniuku pozwoliły powstrzymać drużynę Trefla, która przystępowała do ostatniej kwarty tracąc trzy punkty (64:67).
- Po takim w większości dobrym meczu ciężko jest powiedzieć dużo gorzkich słów. Fantastyczna skuteczność Trefla za trzy punkty - 12 trójek na 57 procentach - to pozwoliło im wrócić do gry w trzeciej kwarcie. Nie potrafiliśmy utrzymać tej przewagi, dając wiatr w żagle gospodarzom przewinieniami technicznymi i tego typu rzeczami i w tych pozytywnych emocjach drużyna Trefla zdołała nas dogonić, grając skutecznie i zespołowo - powiedział trener Asseco Prokomu Andrzej Adamek.
Dwie i pół minuty zajęło sopocianom odrobienie strat w czwartej kwarcie. Filip Dylewicz trafiając piątą trójkę doprowadził do wyniku 70:69. Kapitan Trefla oraz Koszarek dzięki znakomitym akcjom w obronie i ataku wyprowadzili swoją drużynę na najwyższe prowadzenie w meczu 78:69 i na pięć minut przed końcowym gwizdkiem to goście stanęli przed zadaniem odrabiania strat. Tymi, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność w drużynie Asseco Prokomu byli Blassingame i Zamojski (którzy jako jedyni zdobywali punkty), zabrakło jednak wsparcia od pozostałych graczy m. in. Frasunkiewicza i Motiejunasa. Na pięć sekund przed końcem czwartej kwarty Łukasz Wiśniewski przy czteropunktowym prowadzeniu swojej drużyny faulował rozgrywającego Asseco Prokomu przy rzucie za trzy punkty. Blassingame wykorzystał wszystkie rzuty wolne. Faulowany w kolejnej akcji Mallett także zdobył dwa punkty, a w ostatniej akcji Frasunkiewicz dogrywający piłkę do Zamojskiego podał ją w ręce Wiśniewskiego i dzięki temu sopocianie zapewnili sobie zwycięstwo 84:81.
- W trzeciej kwarcie graliśmy bardzo skutecznie, byliśmy pewni siebie i trafialiśmy z dystansu. Udało nam się wygrać ten bardzo ważny dla nas mecz, teraz musimy pozostać skupieni i przygotowani na najważniejsze ostatnie spotkanie - zakończył Karlis Muiznieks.