Wiaczesław Rosnowski: Za dużo zmian
- Szkoda, że nam wszystkim nie udało utrzymać drużyny w ekstraklasie - mówi po zakończeniu sezonu i spadku zespołu z PLK rzucający Sportino Inowrocław Wiaczesław Rosnowski.
Mateusz Stępień: Porażką 70:80 z Polonia Azbud, zakończyliście rozgrywki PLK w tym sezonie. Sportino, z trzema zwycięstwami w 26 meczach, zajęło ostatnią pozycję w tabeli.
Wiaczesław Rosnowski: Szkoda tego meczu, szkoda tego sezonu. Dopóki była szansa, walczyliśmy o utrzymanie. W środę z kolei, słabo zagraliśmy w czwartej kwarcie - źle prezentowaliśmy się w obronie, zabrakło celnych rzutów z łatwych pozycji.
Gdy pan przyszedł do Sportino, trenerem drużyny był Aleksander Krutikow. To był już trzeci szkoleniowiec zespołu, pan natomiast był dziewiątym zawodnikiem, który dołączył do ekipy w trakcie ligi.
- Jeśli chodzi o mnie, to gdy skontaktował się ze mną trener Aleksander Krutikow, byłem w trakcie swojego drugiego sezonu na Cyprze. Wszystko było dobrze do czasu, kiedy w grudniu zmarła moja mama. Nie mogłem już potem tam wytrzymać, chciałem jak najszybciej wyjechać. Potrzebowałem jakiejś zmiany. Do Inowrocławia przyjechałem dla trenera Krutikowa.
Zależało panu na grze u tego trenera?
- Zdecydowanie tak. To bardzo dobry fachowiec, jeśli chodzi o koszykówkę, ale także miły, sympatyczny człowiek. Można z nim zawsze swobodnie porozmawiać na każdy temat.
Odkąd dołączył pan do Sportino, od razu stał się pan ważnym zawodnikiem tej drużyny.
- Ale jednak do końca nie jestem zadowolony ze swojej postawy. Stać mnie było na więcej. W ostatnim czasie byłem słabo dysponowany rzutowo, zwłaszcza z dystansu, a przecież wcześniej trafiałem zza łuku dość często. Pod koniec raziłem jednak nieskutecznością [w pięciu ostatnich meczach 4/24 za 3 – red.].
Zastanawia się pan nad pozostaniem w Inowrocławiu na następny sezon, jeśli władze klubu zdecydują się podjąć z panem rozmowy w tej kwestii?
- Pomyślę, najpierw niech te rozmowy będą [śmiech]. Zobaczymy, jak to wszystko potoczy się dalej. Naszym celem było utrzymanie, tego nie udało nam się zrealizować. Szkoda, wielka szkoda.
Czego zabrakło, aby zachować miejsce w ekstraklasie i teraz zamiast pakować walizki i wracać do domu, przygotowywać się do fazy eliminacji play-off?
- Trener Krutikow objął drużynę, kiedy była ona w bardzo trudnej sytuacji. Przeszkody pojawiły się już na początku. Wszyscy przecież pamiętamy, jakie na starcie swojej pracy miał problemy ze składem – choroby kontuzje. A przez tydzień, czy dwa, nie stworzy się drużyny, która będzie wszystko wygrywać. My się staraliśmy, trener również wkładał w pracę dużo energii, ale niestety się nie udało. Nie było dobrego zgrania. W naszej kadrze nastąpiło bardzo dużo roszad, jedni gracze przychodzi, inni wyjeżdżali, zmieniali się też szkoleniowcy. To nie było dobre.
Te częste zmiany były głównym powodem spadku? A przez to także brak porozumienia na parkiecie?
- Myślę, że tak. Nie patrzy się na koniec, a na to, jak to wszystko kształtowało się na początku, bo wtedy popełniano błędy z tymi zmianami. To niezbyt dobrze funkcjonowało.
Był pan już wcześniej w takich sytuacjach?
- Tak, i wiem, jaka jest wtedy atmosfera. A raczej, jaka jest zła. Gdy, co chwilę ktoś się zmienia, nie może być dobrych wyników. To przecież oczywiste.
A gdyby trener Krutikow szybciej objął zespół, miał więcej czasu na jego prowadzenie, przygotowanie go, wyniki byłyby lepsze?
- Jeśli ten trener pracowałby w Inowrocławiu od początku sezonu, sytuacja byłaby teraz zupełnie inna – lepsza. Jestem pewien, że teraz drużyna byłaby w dwunastce, na pewno by się utrzymała.
Przychodząc w środku ligi, trener Krutikow podjął się trudnego wyzwania.
- Zgadza się. Był w bardzo trudnej sytuacji, dlatego ja jestem po jego stronie. Naprawdę starał się jak mógł. Ale niestety, nie mógł stworzyć składu według swojej myśli szkoleniowej. Szkoda, że nam wszystkim nie udało utrzymać drużyny w ekstraklasie.