Energa Czarni - PGE Turów: Słupszczanie bez pomysłu
W trzeciej kwarcie PGE Turów rozpoczął ucieczkę, która dała zgorzelczanom wygraną nad Energą Czarnymi 80:65.
Słupszczanie za wszelką scenę chcieli wykorzystać atut własnego parkietu, który po meczach w Zgorzelcu był po ich stronie, ale od początku w ich szeregi wkradło się zbyt wiele nerwów. Grający pod presją zawodnicy Turowa pokazali dużo więcej opanowania i pewności na boisku.
Chris Booker zdobył dla Czarnych pierwszy punkt w meczu, wyprowadzając swój zespół na jedyne prowadzenie w całym spotkaniu. Chwilę później świetnie broniący zgorzelczanie doskonale wykorzystywali niedoskonałości w tym elemencie gospodarzy, trafiając z czystych pozycji. W połowie pierwszej kwarty dwoma celnymi rzutami z dystansu pod rząd popisał się Damir Miljkovic, zapewniając swojej drużynie prowadzenie 12:1. Po przerwie na żądanie trenera Czarnych Gaspera Okrona słupszczanie wyszli na parkiet odmienieni i tym razem oni zaliczyli 8-punktową serię i a spotkanie się wyrównało
Na boisku już w pierwszej części meczu pojawił się Mantas Cesnauskis, który doznał kontuzji w pierwszym spotkaniu w Zgorzelcu. Rekonwalescent szybko popełnił trzy faule i było wiadomo, że tego dnia nie będzie w stanie wesprzeć kolegów wieloma minutami spędzonymi w grze. W drugiej kwarcie było jeszcze więcej twardej gry w obronie ze strony obu ekip, co spowodowało, że na koniec pierwszej połowy był remis po 35.
Po przerwie i wyrównanym początku trzeciej kwarty, przy stanie 40:40, sygnał do ataku Turowa dał Tyus Edney. Amerykanin trafił dwa rzuty z półdystansu oraz rozpędził dwa kontrataki, wykończone przez Chrisa Danielsa. – Przy tym remisie myśleliśmy, że jesteśmy gotowi wygrać, ale popełniliśmy zbyt dużo błędów. Goście zbyt łatwo zdobyli tyle punktów i nie powinniśmy na to pozwolić, szczególnie w takim meczu, w którym liczy się każdy detal. Turów był po prostu lepszym zespołem przez ostatni kwadrans gry – wyjaśniał Gasper Okorn, trener Czarnych. Osiem punktów z rzędu gości zapewniło im bezpieczną przewagę, której słupszczanie, mimo wielu prób, nie zdołali już zniwelować.
Swoje strzeleckie umiejętności chciał potwierdzić Demetric Bennett, ale był świetnie powstrzymywany przez Krzysztofa Roszyka. – Dzięki dobrej obronie udało się wyłączyć z gry Bennetta, który zdobył tylko cztery punkty, a jest on kluczowym graczem Czarnych – wyjaśniał Bartosz Bochno, obrońca Turowa. Wprowadzony w trakcie nieudanej pogoni na boisko Cesnauskis również oddawał mnóstwo rzutów, ale jego skuteczność pozostawiała wiele do życzenia. – Czarni mieli dziś po prostu słaby mecz w ataku, nie weszło im wiele dość prostych rzutów. Staraliśmy się bronić zespołowo i 65 punktów zdobytych przez naszych przeciwników jest najlepszym dowodem na to, że nam się to udało – mówił Roszyk.
Trzy minuty przed końcem trzeciej kwarty, przy coraz wyraźniejszym prowadzeniu zgorzelczan, w Hali Gryfi miała miejsce awaria tablicy wyników. Wprowadziło to sporo zamieszania w szeregach obu ekip i spowodowało przymusową przerwę w grze, ale goście nie dali się wybić z rytmu i przed ostatnią częścią spotkania wygrywali różnicą ośmiu punktów.
Początek czwartej kwarty należał znów do gości, którzy po trójkach Bailey\'a i Witki wypracowali sobie 14-punktowe prowadzenie. To ustawiło grę w ostatnich minutach, bo Energa Czarni nie mieli pomysłu na powstrzymanie ataków i rozbijanie obrony rywali. W połowie ostatniej części meczu swój piąty faul popełnił Burks, a tylko minutę pograł zastępujący go Cesnauskis, który podzielił los kolegi. Przewaga gości wzrosła do około dwudziestu punktów, a słupszczanie pozbawieni rozgrywających mogli już myśleć o tym, jak pokonać zgorzelczan w kolejnym spotkaniu. Turów dzięki zwycięstwu w Słupsku prowadzi w całej rywalizacji 2:1 i odzyskał przewagę własnego parkietu. – Źle zaczęliśmy mecz, źle zaczęliśmy też jego drugą połowę. Musimy wyeliminować te błędy i zrobimy wszystko, by w niedzielę doprowadzić do remisu w tej serii – zapowiedział Bojan Bakić, rzucający Czarnych.