Atlas Stal – AZS: Bez rozgrywającego ani rusz
Mądra taktyka w końcówce i więcej sił, to dwa kluczowe elementy, dzięki którym Atlas wygrał z AZS 83:74.
Po porażce w Zgorzelcu i stracie Dante Swansona, człowiekiem, który miał odmienić losy AZS miał być ściągnięty krótko przed meczem Amerykanin – Ramar Smith. Nowy rozgrywający koszalinian jednak kompletnie zawiódł, a trener Szczubiał braki na tej pozycji uważał za główną przyczynę porażki jego zespołu z Atlasem. – Nie miałem zbyt dużego pola manewru, musiałem Smitha wystawić w pierwszej piątce. Koszykarz ten jednak kompletnie zawiódł. Miał pomagać i odciążyć nieco Javiera jednak zagrał fatalnie od pierwszych minut i stąd wysokie prowadzenie gospodarzy – komentował Szczubiał.
Nie trudno się dziwić trenerowi gości, gdyż jego zespół po czterech minutach gry przegrywał już 2:16. Atlas grał znakomicie w ataku, głównie za sprawą trójki graczy – Krzysztofa Szubargi, Nikoli Jovanovicia i Patricka Okafora. Koszalinianie mieli natomiast problemy z rozgrywaniem akcji i trener AZS zmuszony był szybko prosić o przerwę na żądanie. Po czasie dla drużyny gości na pozycji rozgrywającego kibice mogli ujrzeć już Javiera Mojice. Portorykańczyk zdecydowanie lepiej wywiązywał się z zadań powierzonych przez trener i goście zaczęli odrabiać straty. Lider koszalinian zdobywał punkty, odgrywał także do lepiej ustawionych kolegów. Z dystansu trafił Arabas, a pod koszem dobrze przeciwko Okaforowi grał Bradford. W barwach Atlasa od pierwszych minut wyróżniającym się zawodnikiem był debiutujący Roberto Nieves. – Dziś do ostatniej chwili walczyliśmy o licencję dla naszego nowego gracze. Mieliśmy problem z uzyskaniem odpowiedniej dokumentacji ze strony portorykańskiej. Opłacało się jednak – tłumaczyłAndrzej Kowalczyk.
Po wygranej dość spokojnie pierwszej części meczu, trener gospodarzy postanowił dokonać kilku zmian. Zawodnicy rezerwowi jednak kompletnie nie potrafili się odnaleźć na boisku co bardzo szybko wykorzystali goście. – Liga od samego początku nabrała bardzo szybkiego tempa. Gramy co trzy dni, także muszę szukać odciążenia dla podstawowych graczy. W drugiej kwarcie dość odważnie zrobiłem kilka zmian, a to nie wyszło na dobre zespołowi – wyjaśniał Kowalczyk. AZS bardzo szybko zniwelował straty i po 16 minutach gry mieliśmy remis 35:35. Chwilę później goście wyszli na prowadzenie, jednak na boisku znów pojawili się podstawowi gracze Atlasa, którzy uspokoili grę. Ostatnie punkty w pierwszej połowie zdobył nieco ospały w tym fragmencie gry Carlos Rivera, który doprowadził do wyniku 41:41.
Po nierównych, pierwszych dwóch kwartach w wykonaniu obu drużyn, gra w drugiej połowie się wyrównała. Żaden z zespołów nie chciał oddać inicjatywy. Prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Po stronie gości nadal wyróżniał się Javier Mojica, wspierał go George Reese i Steffon Bradford. Ta trójka graczy sprawiła, że goście w pewnym momencie mieli pięć punktów przewagi. W zespole Atlasa słabiej grał natomiast Patrick Okafor i Carlos Rivera. Jednak ta dwójka graczy przebudziła się w odpowiedniej chwili.
Ostatnie minuty spotkania zaczęły się bardzo źle dla zespołu gości, który szybko przewinił pięciokrotnie. W tym momencie wspomniana dwójka graczy Atlasa z uporem maniaka dogrywała piłki w strefę trzech sekund. Koszalinianie albo byli bez radni na zagrania podkoszowe Patricka Okafora, albo zmuszeni byli faulować niezwykle szybkiego Carlosa Riverę, który wykorzystywał rzuty wolne. Goście próbowali przełamać złą passę rzutami z dystansu, jednak zmęczenie dało się we znaki, co skutkowało mizerną skutecznością. Atlas zagrał skutecznie i mądrze w końcówce, tym samym ciesząc się z drugiego w tym sezonie zwycięstwa.