Asseco Prokom - BPS Basket: Mistrz po zmianach
Nokaut w pierwszej kwarcie spowodował, że Asseco Prokom nie miał większych problemów z Basketem i wygrał 75:60.
Goście nie zdążyli jeszcze dobrze wejść w mecz, a już przegrywali różnicą kilkunastu punktów. Taki jest pomysł sopocian na ten sezon. Trener Pacesas tak dobrał sobie graczy, aby potrafili agresywnie bronić i szybko biegać do kontrataków, które mają dawać łatwe punkty. Tak też było w sobotę. Sopocianie potrzebowali zaledwie dziesięciu minut, aby rozstrzygnąć losy spotkania. Szybki cios wymierzony w zespół Basketu dotarł do celu już za pierwszym razem i przy stanie 21:9 kibice mogli być znacznie spokojniejsi o końcowy wynik.
Mistrzowie Polski grali bardzo zespołowo. Dzielili się piłką, w zasadzie, żaden z graczy nie trzymał jej w rękach dłużej niż kilka sekund. Widać było, że goście nie radzili sobie z taką dynamiką akcji. Notorycznie spóźniali się w powrocie do obrony, co tylko ułatwiało sopocianom zadanie.
Obraz gry zmienił się dopiero w drugiej kwarcie. Według nowych przepisów na parkiecie pojawili się młodzieżowcy. Widząc przewagę swojej drużyny, szkoleniowiec Asseco Prokomu zdecydował się nawet przez moment na wystawienie trzech juniorów jednocześnie. Najlepiej z nich wypadł Adam Łapeta, który popisał się potężnym wsadem po dwutaktcie. W zespole gości, z dobrej strony zaprezentował się Krzysztof Mielnik, który w końcówce drugiej kwarty zdobył cztery punkty.
Po przerwie zespół z Kwidzyna zagrał znacznie ambitniej i przez chwilę wydawało się nawet, że będzie w stanie odrobić straty i powalczyć o zwycięstwo. Pod koszami nie do zatrzymania był Vladimir Tica, który w całym meczu uzbierał 15 punktów i 15 zbiórek. Gospodarze nie mogli także znaleźć recepty na wejścia pod kosz Lubecka i Puncewicza, co pozwoliło Basketowi zmniejszyć straty do 8 punktów.
Na więcej zawodników trenera Prabuckiego nie było jednak stać. W kluczowym momencie punkty zaczął zdobywać Filip Dylewicz, który rzutami z dystansu pomógł Prokomowi ponownie odskoczyć na kilkanaście punktów. - Spotkały się zespoły o zupełnie różnych budżetach i to było widać na parkiecie. Mimo to, poza pierwszą kwartą, jestem zadowolony z postawy swoich graczy. Zdarzało mi się w Sopocie przegrywać nawet 30 punktami, więc 15 punktów straty to nie jest zły wynik – mówił po meczu trener Prabucki.
Goście mogli powalczyć nawet o lepszy wynik, ale słabiej wypadli gracze obwodowi. Szczególnie Chris Garner, który powinien być liderem tej drużyny, w sobotę zaprezentował się bardzo słabo. Ani razu nie udało mu się umieścić piłki w koszu, mimo dobrych pozycji i ośmiu prób, a do tego niezbyt pomagał też kolegom. Nie najlepiej wypadł także Michael Kuebler, ale on dopiero co dołączył do zespołu i musi minąć trochę czasu, zanim będzie gotowy do sezonu.
Kibice sopoccy z niecierpliwością oczekiwali za to na debiut Daniela Ewinga. Amerykanin na parkiecie pojawił się w drugiej kwarcie, jednak o pierwszych minutach w Hali 100-lecia będzie chciał raczej szybko zapomnieć. Znacznie lepiej było w czwartej kwarcie, kiedy nowy rozgrywający Prokomu popisał się dwoma bardzo ładnymi podaniami. Podobnie jak w przypadku Kueblera, Ewinga czeka w tej chwili ciężka praca, aby dojść do formy, gdyż gołym okiem widać po nim braki treningowe. - Chcielibyśmy, aby to się stało jeszcze przed pierwszym meczem euroligowym - mówi trener Pacesas.