Atlas Stal - Asco Śląsk: Podkoszowa dominacja
Koszykarze Asco Śląska całkowicie zdominowali grę pod koszem i bez większych problemów ograli Atlas Stal 71:63.
- Ogromny wpływ na wynik spotkania miała postawa Johna Odena. Nasz podstawowy środkowy nie trenował ostatnie dwa dni ze względu na kontuzje kolana. W tym meczu było widać, że uraz przeszkadza mu w grze. Nie potrafił zagrozić podkoszowym Śląska w obronie, zabrakło także jego punktów - mówił po meczu rozczarowany trener Atlasa Andrzej Kowalczyk.
Trudno się nie zgodzić z trenerem gospodarzy, którzy przegrali dopiero drugi mecz w sezonie na własnym parkiecie. Środkowy Atlasa dziś nie był tak zwrotny i skoczny jak w poprzednich spotkaniach, a trener Asco Śląska wykorzystywał to perfekcyjnie. Kazał dogrywać większość piłek pod kosz do duetu Stević – Homan. We dwóch zdobyli 20 z 30 punktów całej drużyny. Na nic się zdała ambitna gra Dawida Przybyszewskiego, który próbował zastąpić Odena. Mierzący 215 centymetrów polski środkowy Atlasa spisywał się lepiej w grze obronnej, ale nie potrafił zagrozić zespołowi Śląska w ataku.
Doskonała gra dwójki podkoszowych graczy gości pozwoliła wyjść wrocławianom na sześciopunktowe prowadzenie, które utrzymywali przez większość spotkania. Po przerwie Atlas momentami zbliżał się do rywala, ale wciąż nie potrafił przełamać się i wyjść na prowadzenie. Dwoił się i troił Tommy Adams, który po słabszym drugim spotkaniu znów był skuteczny na dystansie. Bardzo słabo natomiast grał Ed Cota, który jak na razie serii z Asco Śląskiem Wrocław nie może zaliczyć do udanych. – Brakuje nam punktów rozgrywających. Próbowałem rotować składem, jednak ani Ed Cota, ani Brandun Hughes nie stanowią zagrożenia dla przeciwników. Nie wiem co się dzieje z Edem, który gra nieco słabiej niż w rundzie zasadniczej – mówił po meczu zmartwiony Andrzej Kowalczyk.
Właśnie fatalna gra rozgrywających Atlasa, którzy popełniali proste straty spowodowała, że pod koniec trzeciej kwarty Asco Śląsk odskoczył nawet na dziesięć punktów. Był to przełomowy moment spotkania. Od tej chwili goście grali spokojną i poukładaną koszykówkę, która pozwalała kontrolować wynik. Na nic się zdały szalone rzuty z dystansu koszykarzy Atlasa, którzy w ostatniej kwarcie przegrywali już dwunastoma punktami. Na trzy minuty przed końcem meczu zniwelowali tę stratę do siedmiu jednak wtedy znów bezbłędny pod koszem był Jared Homan, a nieco dalej od kosza Rashid Atkins, który przespał nieco pierwszą część meczu. W samej końcówce ta dwójka zapewniła swojej drużynie zwycięstwo nad Atlasem. W ostatnich sekundach zniwelować przewagę próbował Wojciech Szawarski, ale dokładnie pilnowany przez Kamila Chanasa nie potrafił znaleźć dogodnej pozycji do oddania rzutu i kolejny raz lider Atlasa był cieniem samego siebie. Tym samym koszykarze gości wspierani przez liczną grupę swoich kibiców zdobył ostrowską twierdzę i w rywalizacji do trzech zwycięstw wyszedł na prowadzenie 2:1.