Polpharma – Górnik: Wytrzymali próbę nerwów
Polpharma prowadziła przez większość spotkania, ale końcowe minuty należały do Górnika, który wygrał w Starogardzie 84:79.
Zupełnie różne dwie połowy mieli okazję zobaczyć kibice w Starogardzie Gdańskim. W pierwszej dominowali gospodarze, grający bardzo poukładaną koszykówkę. Natomiast w drugiej goście kompletnie powstrzymali atak Polpharmy i potrafili przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Goście z Wałbrzycha zachowali zimną krew i w końcówce meczu desperackie próby Polpharmy nie mogły im już zagrozić.
Już sam początek spotkania sugerował wielkie emocje. Grały ze sobą ekipy o podobnych potencjałach i to było wyraźnie widać. W pierwszych minutach najwięcej zamieszania (niekoniecznie poprzez zdobywanie punktów) wprowadzali Stachitas i Carr. Obaj szybko biegali w ataku rozbijając obronę przeciwnika, przy czym odrobinę lepiej spisywał się zawodnik Górnika. Jego akcje na celne rzuty zamieniali Montgomery i Clarkson.
Dopiero wejście na parkiet Weedena i Bocevskiego pozwoliło gospodarzom na walkę kosz za kosz, a prawdziwy koncert rozpoczął się w momencie, kiedy dołączył do nich Kamil Zakrzewski. Kapitan Farmaceutów popisał się w drugiej kwarcie trzema rzutami za trzy punkty. W tym elemencie wtórował mu Dusan Bocevski, a wszystkim wzorowo sterował Donald Copeland. Głównie dzięki tej czwórce gospodarze wyszli na prowadzenie, które w niektórych momentach sięgało 9 punktów.
Do przerwy Polpharma prowadziła 54:47, ale nie potrafiła tego wykorzystać. Górnik wzmocnił obronę i zmusili gospodarzy do oddawania dużej ilości niepotrzebnych rzutów. Skuteczność stracili Zakrzewski i Bocevski, którzy dotąd byli najlepszymi strzelcami Farmaceutów w tym meczu. Koszykarze trenera Prabuckiego nie potrafili powstrzymać akcji Clarksona i Montgomery’ego. Kiedy Polpharma straciła prowadzenie, jej gracze zaczęli grać zbyt indywidualnie, podejmowali zbyt szybkie decyzje, a cała myśl trenerska, którą tak bardzo było widać w pierwszej połowie, znikła. – Gdybyśmy trafili więcej rzutów wszystko inaczej by się ułożyło. Górnik ma bardzo dobrych zawodników, których nie potrafiliśmy zatrzymać w akcjach jeden na jednego. Cała nasza zaliczka z pierwszej połowy została przez to stracona – opisuje wydarzenia Chet Stachitas.
Starogardzianie zawsze w takich momentach mogli liczyć na Donalda Copelanda. To jednak nie był dzień filigranowego Amerykanina. Po rozgrywającym gospodarzy widać wyraźnie zmęczenie trudami sezonu, choć z tą teorią nie zgadza się trener Prabucki. – Poprzednie mecze, jak np. ze Atlasem Stalą grał bardzo dobrze. Ja bym nie mówił o zmęczeniu sezonem. To jest złe myślenie. Zespół nie grał dzisiaj „swojego”, sytuacja wymykała się z rąk. Stąd złe decyzje Copelanda. Wkradła się nerwowość, która jest złym doradcą. Także dla Donalda - mówi trener Polpharmy. Nie da się jednak ukryć, że najlepszy strzelec ligi, w ostatnich czterech spotkaniach rzucał jedynie po 13 punktów.
Niemniej, nie tylko punktów Copelanda zabrakło Kociewskim Diabłom w decydujących momentach. Górnik grał spokojnie i wcale nie porażał nadzwyczajną skutecznością. Kiedy trzeba trafiali jednak Zabłocki, Archie i wspomniani Montgomery z Clarksonem. Całkowita niemoc dopadła natomiast gospodarzy. W ośmiu ostatnich minutach spotkania starogardzianie ani razu nie zdobyli punktów z gry. W tym czasie na ławce rezerwowych przebywał najlepszy podkoszowy gracz Farmaceutów - Hernol Hall. Ułatwiło to liczne ponawianie prób rzutowych gościom, którzy zebrali w ataku aż 16 piłek. Ostatecznie Górnik wygrał walkę na tablicach w stosunku 49:39, a najwięcej - 13 piłek - zebrał Kris Clarkson. – Jechaliśmy na ten mecz jak zbite psy, ponieważ przegraliśmy katastrofalnie ostatni nasz mecz. To jednak czasami działa odwrotnie, zespół się tak koncentruje, że już samą wolą walki może wiele zdziałać – tłumaczy dobrą postawę swojej drużyny trener Radosław Czerniak. – W zespole Polpharmy zadziałał odwrotny syndrom. Wygrali trzy z czterech ostatnich meczów. W takiej sytuacji zawodnikom się wydaje, że są w stanie pokonać każdego, a to jest najgorsze co się może przytrafić. Psychologia odegrała w tym meczu bardzo dużą rolę - wyjaśnia szkoleniowiec Górnika.