Łukasz Koszarek: Wszystko co ma początek, ma też i koniec
Przed Łukaszem Koszarkiem dwa ostatnie mecze w Energa Basket Lidze. Po spotkaniach o brązowe medale kończy karierę koszykarską. Co mówi przed ostatnim rozdziałem jako aktywny zawodnik?
KONIEC PRZYGODY
- Cytat z mojego ulubionego filmu: “Wszystko co ma początek, ma też i koniec”. Ja z tym końcem żyję dobrze. Czuję, że to odpowiedni czas dla mnie. Odchodzę nie do końca spełniony, ale tak ma każdy sportowiec. Po ostatnim meczu ze Śląskiem w nocy nie mogłem zasnąć, było tak blisko kolejnego finału. Może nie do końca spełniony, ale w zgodzie ze sobą. Chciałbym podziękować wszystkim, których spotkałem na swojej drodze - trenerom, zawodnikom i działaczom. Ciężko ich wszystkich wymienić. Zespół medialny Legii zasługuje na osobny akapit - mocno “grzeje” moje odejście.
DWA OSTATNIE SPOTKANIA
- Zostały nam dwa ostatnie spotkania. Mam nadzieję, że skończymy brązowym medalem. Mam też nadzieję, że drużyna BM Stali Ostrów Wielkopolski nie będzie mocno się opierać. To byłby idealny koniec - wygrać ostatni mecz i zgarnąć medal. Tego życzę sobie i wszystkim kibicom. Mam nadzieję, że w sobotę będzie mecz inny niż wszystkie. Sam jestem ciekawy, czy jeszcze coś mi zostało w koszykarskim baku i uda się trafić więcej niż jeden rzut.
ŚWIADOMOŚĆ KOŃCZENIA KARIERY ZAWODNICZEJ
- Nie do końca to do mnie dochodzi. Dopiero jak człowiek to straci, to poczuje, jak bardzo się to kochało, jak bardzo się będzie za tym tęsknić. To taki etap kariery, że w meczu nie mogę zrobić rzeczy, które kiedyś wychodziły mi dużo łatwiej. Proces myślenia był taki, że lepiej kończyć teraz niż frustrować się później i mieć problem z zasypianiem. Zakończenie kariery wygraną mogłoby dać trochę spokoju, szczególnie przez wakacje. Łatwiej byłoby wtedy naturalnie odejść. Zaczęło się w Warszawie, kończy się także w tym mieście.
CZY MOGŁO BYĆ LEPIEJ?
- Nie chcę myśleć, że mogłem mieć większą karierę, to w niczym nie pomoże. Na pewno wiele decyzji w karierze bym inaczej podjął. Przez 20 lat nie miałem kontuzji. Odpukać, bo mam nadzieję, że bez niej skończę. Zawsze walczyłem o medale. Głupio byłoby narzekać, że mogłoby to potoczyć się inaczej. Było multum decyzji, które trzeba było inaczej podjąć. Ale wtedy może kariera potoczyłaby się inaczej. Może wzlot byłby wtedy wyższy, ale też upadek szybszy. Zostańmy przy tym, co jest. Jest mi z tym dobrze.
SUKCESY NAKRĘCAJĄ
- Jak jesteś ambitny to chcesz wygrać każde mistrzostwo, każdy mecz. Fajnie, że w reprezentacji udało się walczyć w Chinach. Ludzie byli zaskoczeni, że możemy grać tak pozytywnie. Wcześniej było jednak kilka turniejów mistrzowskich, gdzie był równie dobry skład, a się nie udawało. Zasmakowałem Euroligi, europejskich pucharów, ale w mojej głowie była też myśl, że może trzeba było dłużej zostać za granicą. Musi być ten niedosyt przy odchodzeniu. Gdybym był spełniony w 100 proc. to powinienem już wcześniej odejść. Sportowców nakręca chęć wygrywania. Gdy to jest, to powinno się dalej grać. Na pewno miałem myśli, żeby jeszcze pozostać zawodnikiem. Jednak gdy grałem, to poziom nie był już dla mnie satysfakcjonujący. Pewnie dla klubu też.
WYJAZD DO WŁOCH
- Na pewno bardzo podobało mi się we Włoszech. Zobaczyłem tam profesjonalny sport. Teraz jesteśmy pełnoprawnymi Europejczykami, ale wtedy byliśmy trochę traktowani jako “Europa B”. Miałem dużo trudniejszą konkurencję. Teraz młodzi mają dużo więcej możliwości, łatwiej wyjechać. Wracałem do Polski do drużyny, która grała w Europie, to był świadomy wybór. Walczyłem o mistrzostwo, byłem kluczowym zawodnikiem w naszej lidze. To nie była łatwa decyzja, ale chciałem być ważnym graczem w ważnej polskiej drużynie.
JAK ZMIENIŁA SIĘ LIGA?
- Jak wchodziłem do ligi jako młody zawodnik, to np. finansowo była to “wolna amerykanka”. Teraz zawodnicy mają narzędzia, aby walczyć o siebie. Kluby dbają dużo bardziej o zawodników. Sportowo liga jest dużo bardziej wyrównana. Brakuje nam drużyny - hegemona, takiej jak kiedyś Śląsk czy Asseco Prokom. Gra z tymi zespołami to było święto, “dotykaliśmy” zawodników z europejskiego topu. Taka drużyna pewnie by się przydała. Z drugiej strony piękne są play-offy, kiedy nie wiemy kto wygra. Teraz sportowcy są dużo bardziej fizycznie przygotowani niż na początku mojej kariery. Koszykówka zespołowa zmienia się. Ciężko porównać to jeden do jednego.
KOSZYKARSCY IDOLE
- Idolem był Michael Jordan, a z polskich Andrzej Pluta, Maciek Zieliński. Idol zmienia się później w osobę, której styl gry lubimy, od której możemy coś wziąć. Nie użyłbym już wtedy jednak słowa idol. To osoba, od której można się uczyć. Rodzice zawsze mnie wspierali. Już w wieku 15 lat wyjechałem z domu. Zostając w rodzinnym domu nie miałbym tych perspektyw. Spotykałem na swojej drodze dobrych trenerów. Reszta jest historią.