12. kolejka: Siarka wygrywa w Kutnie
W ostatnim meczu Polskiej Ligi Koszykówki w 2016 roku Siarka Tarnobrzeg wygrała w Kutnie z Polfarmexem 74:64. Sensacyjny wynik w Lublinie. TBV Start Lublin pokonał przed własną publicznością wicemistrzów Polski - Rosę Radom 64:63. Kluczowe punkty dla gospodarzy zdobył Doug Wiggins. Ciekawie było też w Słupsku, gdzie Polpharma wygrała z Energą Czarnymi 75:66 dzięki świetnemu występowi Urosa Mirkovicia (31 punktów).
Polfarmex Kutno - Siarka Tarnobrzeg 64:74
Wobec braku w składzie Grzegorza Grochowskiego i Sebastiana Kowalczyka w pierwszej piątce Polfarmexu wyszedł 19-letni January Sobczak. Początek meczu był wyrównany, chociaż po trafieniach Travisa Releforda to goście prowadzili 10:6. Co prawda później gospodarzom udało się zbliżyć na jeden punkt po trójce Jacka Jareckiego, ale to Siarka długo dyktowała warunki. Niezwykle aktywni byli Zane Knowles i Brandon Brown - po trójce tego ostatniego pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 19:13. W drugiej części meczu tarnobrzeżanie wygrywali już nawet 17 punktami po kolejnych rzutach Krzysztofa Jakóbczyka, Brandona Browna i Alexa Welsha. Polfarmex miał ogromne problemy w ataku, a Siarka doskonale czuła się w kontrach. Serię 17:0 zespołu trenera Zbigniewa Pyszniaka przerwał dopiero Mateusz Bartosz. Ostatecznie jednak po 20 minutach rywalizacji ekipa z Tarnobrzega prowadziła aż 42:22.
Lepsza skuteczność Devante Wallace’a na początku trzeciej kwarty pozwoliła gospodarzom na lekkie zmniejszanie strat. Późniejsze trafienie Mateusza Bartosza zbliżyło ich do rywali na zaledwie 10 punktów. Siarka miała jednak w składzie Krzysztofa Jakóbczyka i Brandona Browna - dzięki nim po 30 minutach gry wygrywała 58:47. W ostatniej kwarcie drużyna z Tarnobrzega kontrolowała sytuację na parkiecie i nie pozwalała gospodarzom na zbyt wiele. Dopiero trzy minuty przed końcem po rzutach Wallace’a i Jareckiego kutnianie zbliżyli się na pięć punktów. Goście szybko odpowiadali jednak trafieniami Zane’a Knowlesa i Travisa Releforda, dzięki czemu nadal mogli być spokojni o wynik. Ostatecznie wygrali 74:64.
Najlepszym zawodnikiem gości był Brandon Brown z 19 punktami i sześcioma asystami. Dwa punkty mniej dołożył Travis Releford. W ekipie gospodarzy wyróżniał się Devante Wallace z 20 punktami.
TBV Start Lublin - Rosa Radom 64:63
Pierwsze minuty spotkania były raczej wyrównane, a drużyna będąca na prowadzeniu zmieniała się właściwie co akcję. Nawet gdy trójką Michał Sokołowski dawał przewagę Rosie, to po chwili takie samo trafienie Stefana Balmazovicia całkowicie zmieniało sytuację. Późniejsze rzuty Jakuba Dłoniaka i Balmazovicia dawały gospodarzom wynik 14:10. Wszystkie straty odrobili jednak Gary Bell, Robert Witka oraz Darnell Jackson i to radomianie po 10 minutach prowadzili 17:16. TBV Start w drugiej kwarcie bez większych problemów doprowadził do wyrównania po trójce Balmazovicia. Prowadzenie natomiast dało dopiero później trafienie Brandona Petersona. Mimo akcji Filipa Zegzuły i Jordana Callahana to lublinianie po pierwszej połowie wygrywali 33:32.
Sześć kolejnych punktów Rosy i trafienie z dystansu Jordana Callahana dawało tej ekipie prowadzenie 38:35. Mecz był jednak ciągle bardzo wyrównany, a gospodarze starali się utrzymywać blisko rywali. Dopiero późniejsze dwa trafienia Gary’ego Bella pozwoliły radomianom zdobyć siedmiopunktową przewagę. Ostatecznie po 30 minutach ekipa trenera Wojciecha Kamińskiego wygrywała 53:48. Mimo starań Douga Wigginsa i Jakuba Dłoniaka TBV Start nie potrafił doprowadzić ponownie do remisu. Ciągle w gazie był Bell i to on dawał nadzieję Rosie na pozytywny wynik. Na minutę przed końcem niezwykle ważne rzuty trafiali Wiggins oraz Kellogg - po trójce tego ostatniego lublinianie prowadzili 62:61. Wszystko rozstrzygnęło się w ostatnich sekundach. Kluczową akcję skutecznie zakończył Doug Wiggins. Sytuację zmienić mógł jeszcze Jordan Callahan, ale nie trafił. To oznaczało sensacyjne zwycięstwo TBV Startu 64:63!
Doug Wiggins z 16 punktami, sześcioma zbiórkami i trzema asystami był najlepszym zawodnikiem gospodarzy. 14 punktów i cztery asysty dołożył Nick Kellogg. W ekipie gości wyróżniał się Gary Bell z 18 punktami.
Energa Czarni Słupsk - Polpharma Starogard Gdański 66:75
Lepszy początek meczu zanotowali starogardzianie, którzy po rzutach wolnych Matynasa Paliukenasa prowadzili 5:1. Spotkanie nie było zbyt ofensywne - obydwie drużyny miały sporo problemów w tym elemencie. Po siedmiu minutach gry Polpharma miała przewagę 10:4. Później trochę bardziej aktywny stał się Mantas Cesnauskis, ale to nie wystarczyło na ekipę gości, która po rzutach wolnych Anthony’ego Milesa wygrywała 16:10. Drugą kwartę Energa Czarni rozpoczęła od serii 16:1 - prowadzenie dały rzuty wolne Chavaughna Lewisa, a później było już nawet 26:17 po akcji 2+1 Davida Kravisha. Polpharma w tej części meczu całkowicie zatrzymała się w ataku, a słupszczanie doskonale to wykorzystali. Po pierwszej połowie prowadzili różnicą 10 punktów.
Dwa trafienia Martynasa Sajusa zmniejszały dystans pomiędzy drużynami na początku trzeciej kwarty. Po późniejszych akcjach Urosa Mirkovicia Polpharma przegrywała tylko czterema punktami. Energa Czarni utrzymywała jednak przewagę, a pomagali w tym Chavaughn Lewis oraz Marcus Ginyard. Dopiero seria 9:0 i trafienie Anthony’ego Milesa wyprowadziło starogardzian na prowadzenie 47:45. Ostatecznie po 30 minutach m.in. dzięki Jerelowi Blassingame’owi to gospodarze wygrywali jednym punktem. Ostatnia kwarta rozgrywana była pod dyktando gości. Dzięki kolejnej serii 9:0 i trafieniu Mirkovicia Polpharma miała już pięć punktów przewagi. Słupszczanie starali się zmieniać sytuację, ale Serb był nie do zatrzymania - po jego kolejnej trójce było już 71:63. Tego drużyna trenera Robertsa Stelmahersa nie była już w stanie odrobić. Ostatecznie starogardzianie wygrali różnicą dziewięciu punktów.
Najlepszym strzelcem gości był Uros Mirković z 31 punktami i ośmioma zbiórkami. 17 punktów i trzy asysty dołożył do tego Marcin Flieger. 17 punktów oraz pięć asyst dla gospodarzy zanotował Jerel Blassingame.
Anwil Włocławek - BM Slam Stal Ostrów Wlkp. 80:65
Mimo że gospodarze rozpoczęli od dwóch dobrych akcji Toneya McCraya, to od tej chwili sześć kolejnych punktów zanotowali goście. Anwil mógł jednak liczyć na Pawła Leończyka i Josipa Sobina, którzy utrzymywali przewagę włocławian. Drużyna trenera Igora Milcicia wygrywała już ośmioma punktami, ale dzięki dobrej grze Aarona Johnsona ostrowianie zbliżyli się jeszcze na różnicę punktu. Później ważne rzuty trafiał jednak Michał Chyliński i to dzięki niemu pierwsze 10 minut zakończyło się wynikiem 24:19. Zaraz na początku drugiej kwarty wszystkie straty odrobił trójkami Łukasz Majewski. Od tego momentu obie ekipy nie radziły sobie najlepiej w ataku, a dominowała dobra defensywa. Dopiero następne trafienia z dystansu Kamila Łączyńskiego dawały Anwilowi prowadzenie 38:31. Ostatecznie po pierwszej połowie gospodarze utrzymywali swoją siedmiopunktową przewagę.
Siedem punktów z rzędu Szymona Szewczyka na początku trzeciej kwarty zbliżyło gości do stanu 44:42. Tę serię przerwało dopiero późniejsze trafienie Josipa Sobina, ale kolejna akcja Szewczyka doprowadziła do remisu. Anwil od nowa musiał budować swoją przewagę - i to się udawało. Dzięki trafieniom z kontr Nemanji Jaramaza i Michała Chylińskiego był lepszy ponownie o siedem punktów. Do Jaramaza należała także ostatnia minuta tej kwarty - po jego akcji 2+1 było 63:53. Ostatnia część meczu długo była wyrównana, ale to oznaczało, że zespół trenera Emila Rajkovicia nie odrabiał znacząco strat. Dzięki trójce Toneya McCraya i trafieniu Pawła Leończyka włocławianie prowadzili 73:59. Do końca spotkania nic się już nie zmieniło i to Anwil cieszył się z kolejnego zwycięstwa - tym razem różnicą 15 punktów.
Najlepszym strzelcem gospodarzy był Nemanja Jaramaz z 15 punktami. 14 punktów i trzy asysty dołożył Kamil Łączyński. Dla gości 13 punktów rzucił Christo Nikołow.
AZS Koszalin - Trefl Sopot 65:70
Spotkanie od początku było bardzo wyrównane. Mimo bardzo dobrej postawy Daniela Walla, to Trefl częściej utrzymywał minimalną przewagę. Rzuty wolne Remona Nelsona w samej końcówce inaugurującej kwarty oznaczały jednak remis po 15. W drugiej części meczu AZS zanotował serię 10:0 i po trafieniu Darrella Harrisa prowadził nawet 29:17. Sopocianie odpowiedzieli na to ośmioma punktami z rzędu, a spory udział miał w tym Filip Dylewicz. Dzięki rzutom wolnym Jakuba Karolaka ekipa trenera Zorana Marticia po 20 minutach rywalizacji przegrywała już tylko dwoma punktami.
Trzecia kwarta była zdecydowanie lepsza dla sopocian, chociaż ekipa z Koszalina wygrywała już 36:29 po trójce Remona Nelsona. Trefl później zanotował jednak kolejną serię - 9:0 - i po akcji Anthony’ego Irelanda minimalnie prowadził. Ważne punkty zdobywali także Nikola Marković oraz Jakub Karolak, a po rzutach wolnych Pedji Stamenkovicia prowadzili po 30 minutach gry 52:44. W połowie ostatniej kwarty po rzucie Piotra Stelmacha AZS zbliżył się jeszcze na pięć punktów. Odpowiadał na to przede wszystkim Ireland, ale ekipa trenera Piotra Ignatowicza starała się utrzymywać bliski dystans. Na minutę przed końcem gospodarze po rzutach wolnych Manigaulta przegrywali zaledwie czterema punktami. W końcówce niezawodni byli Dylewicz oraz Ireland, którzy zapewnili Treflowi zwycięstwo 70:65.
Anthony Ireland był najlepszym strzelcem gości - zdobył 23 punkty i dwie asysty. 12 punktów i dziewięć zbiórek dodał Filip Dylewicz. Po 12 punktów dla AZS rzucili Kenny Manigault i Piotr Stelmach.
-----