AZS - Anwil: Walka do ostatnich sekund
Mecz AZS-u z Anwilem był pełen napięcia do ostatnich sekund. Ostatecznie wygrał Anwil 76:73.
- W Koszalinie nigdy nie grało się nam łatwo, o czym świadczyć mogą dwa lata bez zwycięstwa w hali AZS. Tym razem także spodziewaliśmy się bardzo trudnego meczu i nasze wcześniejsze przypuszczenia potwierdziły się: walka o zwycięstwo toczyła się do ostatniej sekundy – powiedział po meczu szkoleniowiec Anwilu, Igor Griszczuk.
Pierwsza kwarta to popis Mujo Tujkovica. Bośniak dwoił się i troił na parkiecie a obrona AZS nie była w stanie poradzić sobie z tym zawodnikiem. Skrzydłowy Anwilu w pierwszych dziesięciu minutach zdobył 9 punktów dla swojego zespołu. Podopieczni Igora Griszczuka grali bardzo mądrą koszykówkę. Ich rywale natomiast grali momentami zbyt chaotycznie, co w bezlitosny sposób wykorzystywali koszykarze z Włocławka. Obaj trenerzy, Rade Mijanovic i Igor Griszczuk, co chwila spoglądali na siebie, i pokrzykiwali do swoich graczy, jaką akcję zagra za moment ich rywal. – Myślę, że mecz mógł się podobać kibicom. Oba zespoły miały swoje wzloty i upadki, jednak szkoda, że wynik ostateczny jest taki a nie inny – powiedział po meczu trener AZS, Rade Mijanović.
Najwyższe prowadzenie drużyna Anwilu objęła w trzeciej kwarcie. Najpierw znakomitą akcją dwa plus jeden popisał się Krzysztof Szubarga a kilka chwil później przewinienie niesportowe popełnił George Reese. Na linii rzutów wolnych stanął Rashard Sullivan, który trafił dwukrotnie i było już 37:53. – Warto podkreślić, że zagraliśmy kolejny mecz na bardzo wysokiej skuteczności z linii rzutów wolnych. Podobnie, jak w meczu ze Sportino Inowrocław tak i w tym, wynosiła ona ponad 80 procent – mówił wyraźnie zadowolony ze zwycięstwa Michael Trimboli, rozgrywający Anwilu.
Gdy wielu kibiców przestało wierzyć w zwycięstwo AZS zespół do walki poderwał Michael Kuebler. Amerykanin przy stanie 47:60 zdobył pięć punktów z rzędu i nadzieje na wygraną w sercach miejscowych sympatyków koszykówki odżyły na nowo. Gracze Anwilu mieli ogromne problemy w przedostaniu się pod kosz rywala a ich rzuty z dystansu były nieskuteczne. – Mieliśmy ogromne problemy z rozbiciem obrony strefowej, jaką pod koniec trzeciej kwarty postawili gracze AZS – tłumaczył po meczu Igor Griszczuk, szkoleniowiec zespołu gości.
Gonili, gonili aż w końcu dogonili. Początek czwartej kwarty to okres znakomitej gry gospodarzy. Akademicy zdobywali punkt za punktem i po kolejnej trójce Kueblera, który w całym spotkaniu trafił pięć razy zza linii 6.25 m., przewaga Anwilu wynosiła tylko cztery punkty. Chwile później punktowali Wiśniewski i Reese i był już remis. Gospodarze mieli kilka szans na objęcie prowadzenia, jednak najpierw nie trafił Wiśniewski a chwile później Alex Dunn zablokował Kueblera. Na pół minuty przed końcem meczu na tablicy wyników było 71:74. Wówczas akcją indywidualną popisał się George Reese i na 15 sekund przed końcową syreną Anwil prowadził jednym punktem. „Faul, faul” – pokrzykiwał zza linii bocznej trener Mijanović, jednak goście znakomicie wykorzystali gapiostwo rywali podając piłkę do zupełnie niepilnowanego gracza ustawionego na środku boiska, który odegrał ją do będącego pod koszem Kamila Chanasa a ten zdobył dwa punkty ustalając wynik na 73:76. - Żeby wygrywać mecze nie może być tak, że dopiero w ostatniej kwarcie przypominamy sobie, jak gra się w koszykówkę – skomentował spotkanie wyraźnie sfrustrowany George Reese, skrzydłowy AZS.