Kotwica - Sokołów Znicz: Bliżej czwórki
Kotwica bez większych problemów pokonała Sokołów Znicz 106:72 i jest bliższa czołowej czwórki PLK po sezonie zasadniczym.
Patrząc przed w tym w ligową tabelę i rozstawienie obu ekip można było sądzić, że gospodarze odniosą łatwe zwycięstwo. To się potwierdziło. Zespół Dariusz Szczubiała, który walczy jeszcze o awans do fazy pre play-off, trudne warunki postawił gospodarzom jedynie w pierwszej kwarcie.
Kołobrzeżanie, którzy prowadzeni przez duet Kelvin Hamilton – Paweł Kikowski, zaprezentowali bardzo zespołową koszykówkę, zaliczając wspólnie 28 asyst. Do ich poziomu dostosowali się także ich koledzy. Skuteczny nie tylko w obronie, ale i w ataku okazał się Tomasz Cielebąk, który królował pod tablicami zbierając piłki i zdobywając punkty. Jego dwie pierwsze akcje zakończone efektownymi wsadami dały przedsmak koncertowej gry gospodarzy
- Jechaliśmy 14 godzin do Kołobrzegu, aby powalczyć i pokazać się z jak najlepszej strony. Przegraliśmy właściwie w każdym elemencie gry i byliśmy bez szans. Zespół Kotwicy pokazał nam, dlaczego jest tak wysoko w tabeli - przyznał po meczu Grzegorz Szczotka, skrzydłowy Sokoła Znicz Jarosław.
Kluczowa dla losów spotkania była trzecia kwarta meczu przegrana przez gości różnicą 15 punktów. Gracze z Jarosławia kompletnie nie radzili sobie w obronie, zostawiając na czystych pozycjach Cielebąka i Kikowskiego. W ofensywie Sokołów Znicz także nie zachwycał. Quinton Day męczył się próbując ustawić kolegów na parkiecie, a trener Szczubiał próbował ratować sytuację zmianami (Neltner, Timberlake), ale nie przyniosły one żadnego efektu.- Żałuję, że nie mogliście zobaczyć drużyny Sokołowa Znicza wcześniej. Teraz to jest całkiem inny zespół. Najedliśmy się odrobinę wstydu. Tyle jestem w stanie powiedzieć. Nie będę niczym usprawiedliwiał naszej gry - krótko skwitował po spotkaniu szkoleniowiec gości.
Jak natchniony grał Sefton Barrett, który brylował w przechwytach, doprowadzając do wściekłości trenera jarosławskiej drużyny. Dobre momenty miała również para graczy podkoszowych, Dawid Przybyszewski i Piotr Stelmach, a w końcu wstrzelił się Julien Mills.
W końcówce ponad 30-punktowa przewaga pozwoliła trenerowi Machowskiemu wpuścić na parkiet juniorów. Szymon Rduch i Dawid Bręk zaprezentowali się całkiem nieźle. - Wiedzieliśmy, że to spotkanie nie będzie łatwe. Jarosławianie wciąż mieli szansę na grę w pre play-off i powalczyli z nami w pierwszej kwarcie. Moja drużyna nie grała tak skutecznie, jak bym sobie tego życzył. Dopiero w drugiej połowie wszystko wróciło na właściwe tory. Chcemy grać w Pucharze Polski i być w pierwszej czwórce, więc walczymy do samego końca. Przed nami jeszcze jeden mecz i wszystko w naszych rękach – mówił z uśmiechem Sebastian Machowski, szkoleniowiec Kotwicy.