Prokom Trefl - PGE Turów: Gurović ratuje Prokom
Turów przegrywał już 19 punktami, ale odrobił straty. Prokom miał jednak Gurovica, który wygrał sopocianom mecz 80:76.
Turów na parkiet wyszedł zrelaksowany, ale zarazem bardzo zdeterminowany. Goście zdawali sobie sprawę z przewagi jaką mieli przed meczami w Sopocie. Prokom w pierwszych minutach pokazał jednak jeszcze większą determinację. Milan Gurović dwa razy trafił za trzy punkty, a cztery punkty dodał Igor Milicić i gospodarze objęli prowadzenie 16:7. Goście zdawali się być zaskoczeni zmianą aż trzech zawodników w pierwszej piątce mistrzów Polski, która pozwoliła poprawić znacznie defensywę sopocian. Prokom nie zmieniał już tak często krycia na zasłonach, dzięki czemu Logan i Kelati nie mogli wykorzystywać swoich przewag. Po 10 minutach sopocianie prowadzili 21:12.
Zgorzelczanie znacznie lepiej zaczęli jednak drugą kwartę. Za trzy punkty wreszcie trafił Kelati, a po kontrze i punktach Roberta Witki, trener Pacesas był zmuszony poprosić o przerwę. Z minuty na minutę sopocianie odzyskiwali jednak równowagę. Świetnie grał Stanojević, nie do zatrzymanie pod koszem. Do zdobywania punktów włączył się jeszcze Slanina i w 15 minucie gospodarze wygrywali 30:20. Goście po raz kolejny się jednak podnieśli. Świetny okres gry miał Scekić, a Logan zaczął ogrywać zmęczonego Roszyka i do przerwy było tylko 34:29.
Oba zespoły zdawały sobie sprawę jak ważny będzie początek trzeciej kwarty. Sopocianie, którzy powrócili do ustawienia z pierwszych minut mieli bardzo dobry początek po punktach Milicica i Gurovica, ale goście nie składali broni. W 24 minucie wszystko powróciło do stanu z początku kwarty, za sprawą Logana i Scekica. Za wygraną nie dawał jednak Gurović, który przebijał się przez obronę rywala i zdobywał punkty raz z pod kosza, raz z dystansu. To głównie dzięki Serbowi
sopocianie wyszli na 15 punktów przewagi, a po trzech kwartach było już 59:44.
Wydawało się, że trener Filipovski stracił już w tym momencie wiarę w zwycięstwo, gdyż na parkiecie pojawił się Harding Nana. Świetnie grał jednak Kelati, który rozdzielał piłki i zdobywał punkty. Przewaga zaczęła się zmniejszać, a sopocianie zaczęli grać coraz bardziej chaotycznie w ataku, gubiąć piłkę za piłką. Niemoc przełamał dopiero Gurović trafiając z bardzo ciężkiej pozycji za trzy punkty. Goście do tego czasu byli już jednak w gazie. Na 3:40 przed końcem było już tylko 67:64 po serii rzutów z pod kosza Nany i Scekica. Do gry wrócił Logan i od razu popisał się trafieniem na remis. Bezbłędny był także Milan Gurović, a po dwóch celnych Igora Milicica, sopocianie znów prowadzili czterema punktami. Na 1:20 przed końcem meczu znów trafił Nana, ale znów zwycięstwo gościom oddalił rozgrywający Prokomu z linii rzutów wolnych.
Sama końcówka to jeszcze większe nerwy. Harding Nana trafił za trzy punkty i wydawało się, że Prokom traci kontrolę nad meczem. Milan Gurović zrobił jednak to czego wszyscy na hali od niego oczekiwali. Dwa punkty z wolnych wyprowadziły Prokom ponownie na trzy punkty przewagi. Nana znów jednak był bezbłędny, a po stracie Slaniny goście uzyskali szansę na wygranie w Hali 100-lecia. Turów pospieszył się jednak z rzutem i w efekcie rzut Kitzingera nie sięgnął celu. O zwycięstwie gospodarzy mógł więc przesądzić Gurović, który na osiem sekund przed końcem trafił do kosza i był przy okazji faulowany.
Mistrzowie Polski mieli sporo szczęścia w końcówce. Porażka praktycznie rozstrzygnęłaby o losach tej rywalizacji. Milan Gurović pokazał jednak, że ma w tej serii jeszcze sporo do powiedzenia. W trzecim meczu zdobył 34 punkty, trafiając pięciokrotnie za trzy punkty. - W lidze serbskiej zdobywałem tyle w każdym meczu, nie widzę więc problemu, aby zdobyć tyle punktów także jutro – zapewnia lider sopocian.
Innymi bohaterami byli w tym spotkaniu Jovo Stanojević i Igor Milicić. Obaj dostali od trenera Pacesasa szansę na grę od pierwszych minut i obaj z okazji skorzystali. Środkowy Prokomu zdobył 18 punktów i 10 zbiórek. Milicić dodał za to 11 punktów i 3 asysty.
W Turowie najrówniej prezentował się David Logan, chociaż Donatas Slanina i Krzysztof Roszyk dbali o to, żeby Amerykanin się zbytnio nie rozpędził. Mimo to rzucający Turowa zdołał zdobyć 18 punktów. Lepszy od niego był tylko Marko Scekic, który jednak większość swoich punktów zdobył w szalonej pogoni gości. Cichym bohaterem mógł być Harding Nana, który na parkiecie pojawił się na początku czwartej kwarty i do końca meczu zdobył 15 punktów – Gdy się przegrywa 15 punktami, trener szuka zawsze jakiegoś jokera z ławki. Harding takim jokerem dzisiaj był, ale i tak nie wygraliśmy – mówił po meczu trener Filipovski.
W niedzielę trzeci mecz finału. Spotkanie rozpocznie się o godzinie 15. Bezpośrednią relację przeprowadzi TV4.