Dominik Wilczek: Była frustracja. Procenty wrócą
- To dla mnie trudny początek, bo brakuje skuteczności. Poniekąd bierze się to z faktu, że w Arriva Polskim Cukrze Toruń jest zupełnie inny styl grania niż to miało miejsce w Dąbrowie Górniczej. Te rzuty trudniej przychodzą. Jestem przez to w nowych sytuacjach, w których wcześniej nie byłem. Muszę się w tym odnaleźć, ale jestem zdania, że z każdym kolejnym spotkaniem jest coraz łatwiej i prościej - mówi Dominik Wilczek, zawodnik Arriva Polskiego Cukru Toruń.
Karol Wasiek: Jak oceniasz początek sezonu? Czy Dominik Wilczek jest z siebie zadowolony?
Dominik Wilczek, zawodnik Arriva Polskiego Cukru Toruń: Pół na pół. To trudny początek, bo brakuje skuteczności. Poniekąd bierze się to z faktu, że w Arriva Polskim Cukrze Toruń jest zupełnie inny styl grania niż to miało miejsce w Dąbrowie Górniczej. Te rzuty trudniej przychodzą. Jestem przez to w nowych sytuacjach, w których wcześniej nie byłem. Muszę się w tym odnaleźć, ale jestem zdania, że z każdym kolejnym spotkaniem jest coraz łatwiej i prościej.
Proszę wyjaśnij. Co oznacza pojęcie: “nowe sytuacje”?
- Muszę dużo więcej grać z piłką w rękach. Częściej gram pick&rolle, przez co obrona rywali jest na mnie skupiona. W zeszłym roku miałem u boku np. Marca Garcię i dzięki jego obecności na boisku grało mi się dużo łatwiej, bo rywale musieli pilnować nas obu. Łatwiej było urwać się obrońcom. Teraz skład jest zbudowany inaczej. Wszyscy wiedzą, że ja będę biegał po zasłonach. Muszę wymyślić coś innego. Ale ten sezon sprawi, że coś nowego dorzucę do swojego arsenału. Należy też pamiętać, że każdy zespół i trener ma swój styl gry, który trzeba zrozumieć, aby czuć się komfortowo. Często potrzeba do tego trochę czasu.
Czy na początku była frustracja i myśl: “w tym MKS to miałem fajne życie”?
- Była, była. Nie będę ukrywał. W pierwszych meczach miałem skuteczność na bardzo niskim poziomie. Ktoś mi jednak to powiedział, że statystyka / matematyka zawsze później oddaje. Jak ktoś jest shooterem, to te procenty wrócą. Kwestia czasu, poznania nowego systemu i wymagań trenera Suboticia.
Czego od ciebie oczekuje trener Subotić?
- Ja mam zielone światło na oddawanie rzutów. Moim celem jest zdobywanie punktów, ale też twarda gra w obronie. Mam pomagać po obu stronach parkietu na tyle, ile mogę i ile umiem. Gdyby skuteczność była lepsza to te cyferki byłyby na dobrym i zadowalającym poziomie.
Mecz z Treflem Sopot był na przełamanie?
- Mam taką nadzieję. W meczu z Anwilem wypadłem blado, ale wtedy byłem chory i nie czułem się najlepiej. Teraz jest już lepiej, zdrowie wraca do normalności. W trakcie przerwy reprezentacyjnej dużo trenowaliśmy. Pracowaliśmy nad różnymi wariantami. Ja byłem w roli drugiego rozgrywającego, bo brakowało Divine’a Mylesa. To trudna sytuacja, bo tak naprawdę ani ja, ani Michael Ertel nie jesteśmy rozgrywającymi. Było widać, że w meczach z Anwilem i Treflem były fragmenty, w których organizacja gry nieco leżała.
Dominik Wilczek popełnia w tym sezonie średnio 2,3 straty na mecz. Dużo.
- Wiem, ale to wynika z faktu, że dużo więcej gram z piłką w rękach. Nie pójdę jednak do przodu w tym elemencie, jak nie będę tego szlifował w trakcie meczu. Błędy będą się pojawiać, ale nie można się załamywać. Nie można się frustrować. Znam swoją wartość. Wiem, jakim jestem zawodnikiem.
Z takim też założeniem przychodziłem do Torunia, że będę grał więcej z piłką w rękach. Trener Subotić widział mnie w takiej roli. Nie zawsze to wychodzi, ale to też pewnego rodzaju zaskoczenie dla rywali.
Uczę się tej nowej roli, staram się poprawiać z każdym meczem. Ogólnie jestem bardzo zadowolony. Miasto jest bardzo fajne, klub jest dobrze zorganizowany. Jak zaczniemy trenować w pełnym składzie, nasza gra pójdzie mocno do przodu. Potencjał na pewno jest. I to duży.