Terrell Gomez: Pobić rekord Blakesa
- Z Olkiem Dziewą mieliśmy świetne relacje, dużo rozmawialiśmy na wiele tematów. Myślę, że dalej będziemy utrzymywali kontakt. Bardzo dobrze go wspominam. To on odegrał dużą rolę w tym, że przyjechałem do Polski i podpisałem kontrakt w Łańcucie. Mówił wiele dobrego o trenerze Łukomskim i ORLEN Basket Lidze - mówi Terrell Gomez, nowy rozgrywający Muszynianki Domelo Sokoła Łańcut.
Karol Wasiek: Jak oceniasz swój pierwszy mecz w barwach Muszynianki Domelo Sokoła Łańcut?
Terrell Gomez: Może zaskoczę cię odpowiedzią, ale jestem szczęśliwy, że mój debiut przypadł na mecz z drużyną, która ma w sobie dużo jakości i preferuje fizyczną koszykówkę. Dawno nie spotkałem się z takim naciskiem na całym boisku. Po prostu wyszedłem i próbowałem grać, ale nie było łatwo. I to z dwóch powodów.
Jakich?
- To był mój pierwszy mecz od miesiąca. To długa przerwa. Nie miałem meczów, nie brałem też udziału w treningach z drużyną. Trenowałem indywidualnie, a to nigdy nie będzie to samo, co trenowanie z zespołem 5x5. To dla mnie taki dzwonek ostrzegawczy, że muszę się obudzić i w kolejnym spotkaniu zagrać jeszcze lepiej.
Po drugie: nie znałem kompletnie naszych zawodników, nie wiedziałem, w jaki sposób grają. Wspólnie odbyliśmy zaledwie dwa treningi. Ale jestem dobrej myśli. Uważam, że jako drużyna jesteśmy na tyle mocni, że jesteśmy w stanie wygrywać w kolejnych spotkaniach.
Jedno można było dostrzec w twoich poczynaniach: byłeś boiskowym generałem, który zarządza drużyną, ustawia kolegów, próbuje im pomagać i instruować.
- Tak. To celne spostrzeżenie. Choć w tym meczu nie do końca wiedziałem, co robię (śmiech). Po prostu wyszedłem i starałem się rywalizować. Mogę zapewnić moich kolegów i trenera, że w kolejnych meczach zobaczą moją lepszą wersję. Potrzebujemy kilku wspólnych treningów.
Jakie są jeszcze inne atuty Terrella Gomeza?
- Dobry rzut, szybkość i boiskowa mądrość.
Czy mógłbyś odsłonić kulisy, w jaki sposób trafiłeś do zespołu z Łańcuta?
- Prawdą jest, że miałem na stole oferty z innych klubów, ale po rozmowie z trenerem Łukomskim zdałem sobie sprawę, że wybór Sokoła Łańcut będzie najlepszą opcją dla rozwoju mojej kariery. Usłyszałem od trenera, że będę tutaj wiodącą postacią, zawodnikiem, który ma organizować grę zespołu i prowadzić ją do zwycięstw. Zależało mi na tym, by być właśnie w takiej sytuacji. Chcę wszystkim pokazać, że jestem rozgrywającym z wysokiej półki, liderem, który wprowadzi drużynę na wyższy poziom.
Jak będziesz wspominał pobyt w Hamburg Towers, zespole, który na co dzień występuje w EuroCup? Rozegrałeś pięć meczów w tych renomowanych rozgrywkach.
- Powtórzę to, co powiedziałem przed chwilą: jestem zawodnikiem o dużej jakości, którego stać na grę na takim poziomie. Jestem o tym przekonany. Ale z każdym kolejnym rokiem pobytu w Europie doświadczam też tego, że tutaj sporo się dzieje i nie zawsze każda sytuacja jest dla ciebie odpowiednia. Spójrz na to, ile jest zmian trenerów i zawodników w każdej lidze w Europie. To jest szaleństwo. W NBA trenerzy pracują po 5-7, a czasami nawet po dziesięć lat. Zawodnicy też grają w tych samych klubach po kilka lat. Jest kontynuacja, jest zachowana myśl szkoleniowa. Uważam, że w Europie jest kompletnie inny styl. Czy to dobrze? Niech każdy sam sobie na to odpowie.
W Hamburgu grałeś wspólnie z Aleksandrem Dziewą. Rozmawialiście o Polsce?
- Tak! Z Olkiem mieliśmy świetne relacje, dużo rozmawialiśmy na wiele tematów. Myślę, że dalej będziemy utrzymywali kontakt. To on odegrał dużą rolę w tym, że przyjechałem do Polski i podpisałem kontrakt w Łańcucie. Mówił wiele dobrego o trenerze i lidze.
Czy to prawda, że twoim dobrym kolegą jest Gerry Blakes, który ostatnio grał w MKS Dąbrowa Górnicza?
- Tak. Masz dobre źródła! (śmiech) Znamy się z Los Angeles. Wiem, że grał w MKS i w jednym meczu zdobył nawet 51 punktów. Wow!
Pobijesz ten wynik?
- Chciałbym!