Gipsar Stal – BOT Turów: Obrona górą
Świetny doping, wspaniała gra i obrona, która kolejny raz daje zwycięstwo zgorzelczanom, tym razem z Gipsarem 74:66.
Kolejny raz krótko przed meczem mała hala w Ostrowie pękała w szwach. Liczna grupa kibiców Turowa wraz z kibicami ostrowskiej Stali już przed meczem stworzyli wspaniałą atmosferę, a to był dopiero przedsmak tego co działo się na parkiecie.
Andrzej Kowalczyk po ostatnich zmianach w składzie dokonał również zmiany w pierwszej piątce. W wyjściowym składzie zobaczyliśmy dwójkę Łotyszy – Artursa Bruninsa i Dainisa Obersatsa, czyli graczy we wszystkich poprzednich meczach wychodzili na boisko już podczas trwania spotkania. Na ławce dwójka debiutantów – Jayson Obazuaye i Rashard Lee.
Zgorzelczanie od pierwszej minuty rozpoczęli kryć rywala już wysoko na połowie atakowanej co sprawiło bardzo dużo problemów zawodnikom Gipsaru. – Turów praktycznie od pierwszej do ostatniej minuty krył nas na całym boisku co sprawiło nam dużo problemów. Nie mogliśmy rozgrywać akcji tak jakbyśmy tego chcieli, dużo było improwizacji, indywidualnych zagrań co nie przynosiło nam korzyści – komentował na gorąco tuż po meczu Wojciech Szawarski, który był najlepszym zawodnikiem ostrowian i to głównie dzięki niemu w pierwszej kwarcie gospodarze trzymali dystans z rywalem.
Szawarski robił na boisku dosłownie wszystko. Zdobywał punkty, asystował, świetnie bronił, grał jak profesor. Mimo świetnej postawy byłego gracza Turowa to właśnie goście od pierwszej minuty dyktowali warunki na parkiecie. Dobrze z Bruninsem radził sobie Witka, który mimo podwajania trafiał z trudnych pozycji. Również Mike Ansley w pierwszych minutach spotkania nie mógł nadążyć za Drobniakiem. Na dobrej skuteczności grał Dainis Oberstats, który kontynuuje grę na dobrym poziomie po udanym spotkaniu ze Zniczem Jarosław.
W zespole Turowa szybko dwa przewinienia popełnił Rodriguez, którego zmienił Koszarek. Na trzy minuty przed końcem pierwszej kwarty na parkiecie pojawił się debiutujący Rashard Lee. Amerykanin poza spóźnioną reakcją w obronie i szybkimi dwoma faulami na Stimacu niczym nie zaimponował. Faulowany Stimac wykorzystywał rzuty osobiste, trafiał także z dystansu, jego do zespół już po pierwszej części meczu miał dziewięć punktów przewagi, co w końcowym rozrachunku miało olbrzymie znaczenie dla końcowego wyniku.
Druga kwarta to dobra gra dwójki Łotyszy. Najpierw Obersats trafił zza linii 6,25, chwilę później jego wyczyn dwukrotnie skopiował Arturs Brunins i po czterech minutach tej kwarty Turów roztrwonił praktycznie całą przewagę. Podopieczni Andrzeja Kowalczyka zaczęli kryć strefą, co przez pewien moment przynosiły korzyści. W ataku bez pomysłu grą zespołu Stali dowodził John Thomas, który kolejny raz zawodził na całej linii. W skutek tego na boisku pojawił się drugi z debiutantów Jayson Obazuaye, który najpierw zanotował asystę do bardzo dobrze dysponowanego w tym momencie Bruninsa, a później sam zdobył punkty. Gipsar nadal przegrywał dwoma punktami. Końcówka drugiej kwarty należała jednak do gości, którzy w dwie minuty powiększyli przewagę do ośmiu punktów.
Trzecia kwarta to zryw gospodarzy. Wojciech Szawarski dwoił się i troił, aby pokonać swój były zespół. Nieco słabiej radził sobie w drugiej połowie Arturs Brunins, a goście nadal kryli na całym boisku i odcinali rozgrywających od podania. – Turów bardzo dobrze nas rozpracował, my podobnie jak w meczu z Prokomem mieliśmy problemy rozgrywaniu piłki przy pressingu. Ćwiczyliśmy to na treningach, ale moi gracze nie umieli tego dziś realizować. – tłumaczył trener Gipsaru Andrzej Kowalczyk.
W końcowych minutach tej kwarty przebudził się Michael Ansley, który zdobył szybko kilka punktów, następnie wstrzelił się Rashard Lee, trafiając za trzy. Ostrowianie znów zbliżyli się na kilka punktów, niwelując już czternastopunktową przewagę, którą na początku tej części posiadali goście. W momencie kiedy wydawało się, że Stal złapała swój rytm gry John Thomas na pięć sekund przed końcem kwarty najpierw stracił piłkę wkozłowując sobie w nogi, a następnie nie dopilnował Rodrigueza, który trafił za trzy. – Mieliśmy w całym spotkaniu kilka głupich strat, ale to chyba nic przy tym co zrobił Thomas w końcówce trzeciej kwarty – mówił tuż po meczu zdenerwowany Andrzej Kowalczyk.
Ostatnią kwartę ostrowianie znów musieli rozpoczynać od odrabiania kilkupunktowej straty. Na parkiecie pojawił się Jacek Krzykała, o którym można powiedzieć, że na tle słabo spisującego się Thomasa grał rewelacyjnie. Spokojnie rozgrywał kolejne akcje swojego zespołu, a także trafił kilka ważnych punktów. W ostatnich minutach rozgrzał się wreszcie Rashard Lee, który miał kilka dobrych akcji w obronie, a także trafił drugi raz za trzy. Na dwie minuty przed końcem meczu ostrowianie zbliżyli się cztery punkty, ale to było wszystko na co ich było stać tego wieczora. Wcześniej za trzy trafili Koszarek i Roszyk, Szawarski spadł za pięć przewinień i na minutę przed końcem spotkania Turów był pewny zwycięstwa.
Ostrowianie kolejny raz potwierdzili, że trudniej im się gra we własnej hali kiedy ciąży na nich presja fanatycznej publiczności. Zapytany o taki stan rzeczy zawodnik, który kolejny raz zawiódł kibiców i trenera – John Thomas z uśmiechem na twarzy odpowiedział. – Widocznie na mecze we własnej hali musimy przyjeżdżać autokarem, wtedy będziemy zwyciężać. – mówił. Czy Amerykanin doczeka kolejnego meczu? Raczej nie, bo tuż po konferencji prasowej trener Kowalczyk zdradził, że w drodze do Ostrowa jest kolejny gracz na pozycję Thomasa, który prawdopodobnie opuści zespół.