Romański o finale: To jeszcze nie koniec
Czy PGE Turów Zgorzelec za czwartym razem wykorzysta szansę na złoto w ekstraklasie koszykarzy? Co może jeszcze zrobić w finale Stelmet Zielona Góra? Co powie po meczu piątym J.P. Prince? O zagadkach finału Tauron Basket Ligi przed niedzielnym meczem numer 5. pisze Adam Romański, komentator Polsatu Sport.
W finałowej rywalizacji PGE Turowa Zgorzelec ze Stelmetem Zielona Góra jest 3:1 dla zgorzelczan. W niedzielę od 19.30 w Polsacie Sport News transmisja z meczu 5. Gra się do czterech wygranych, więc to może być - ale wcale nie musi - mecz ostatni.
To finał szczególny, na wysokim poziomie, z wieloma ciekawymi postaciami i efektownymi akcjami. Tego nie trzeba nawet pisać, to już wszyscy kibice wiedzą. Zastanówmy się jednak, co może się stać w meczu 5.
Do czterech razy sztuka?
Najpierw aspekt historyczny, a może nawet osobisty trochę. Turów już trzy razy był bardzo blisko mistrzostwa Polski. Jako komentator Polsatu Sport byłem na meczu nr 7. finału w 2008 roku. To był pamiętny finał pełen emocji, w którym Milan Gurović z Prokomu Trefla Sopot zaatakował podczas meczu Thomasa Kelatiego z Turowa. Przy stanie 3:2 dla sopocian, Turów wygrał mecz w Sopocie i w Zgorzelcu szykowano się na wielką fetę. Pamiętam zwłaszcza konferencję prasową przygotowaną przy upale w pięknej scenerii na świeżym powietrzu. Niestety dla zgorzelczan, to była konferencja zwycięska dla Prokomu, gdyż obrońcy tytułu wygrali w Zgorzelcu 76:70, a Gurović zdobył w tamtym meczu 36 punktów.
Trzy lata później jako pracownik PLK uczestniczyłem w przygotowaniach do ceremonii wręczenia medali po finale Turowa z Asseco Prokomem Gdynia. Byliśmy gotowi na mecz numer 6 w Zgorzelcu, bo w piątym meczu w Gdyni zespół Jacka Winnickiego wygrał po dogrywce i prowadził 3:2. Jednak w hali przy ulicy Maratońskiej ceremonii nie było, gdyż Asseco wygrało 72:64. Trzy dni później w siódmym meczu u siebie obroniło mistrzostwo, wygrywając 76:71, a Turów znów był wicemistrzem.
Można też przypomnieć, że klub ze Zgorzelca w 2008 roku (finał z Guroviciem) i w 2013 roku był w finale wyżej rozstawiony i miał przewagę własnego boiska. Jak to się skończyło rok temu, wszyscy pamiętają - 0:4 było dla Turowa mocno bolesne. Teraz też Turów był "jedynką" przed play-off, ale różnica jest taka, że w tym sezonie zgorzelczanie u siebie przegrali zaledwie trzy razy (z Anwilem, Śląskiem i Treflem), a ostatni raz w pierwszym meczu szóstek, czyli na początku kwietnia. A z finałowym rywalem z Zielonej Góry mają bilans 6-2, z czego w finale przegrali po dogrywce po pamiętnym faulu Prince'a na Koszarku niemal równo z syreną końcową.
Czy te historyczne dywagacje mają jakieś znaczenie? Niewielkie, ale warto przypomnieć, że Turów ma naprawdę pewien historyczny ciężar do zrzucenia. Pięć przegranych finałów i trzy przegrane mecze, które wystarczyło wygrać, żeby zostać mistrzem…
Czytaj całość na stronie polsatsport.pl