PBG Basket - Trefl: Turek i spółka
PBG Basket nie miał atutów w meczu z Treflem Sopot. Goście zdominowali walkę pod tablicami i byli zdecydowanie skuteczniejsi. Kapitalne spotkanie rozegrał John Turek, który tylko w pierwszej połowie zdobył 23 punkty i zanotował 10 zbiórek.
Przed spotkaniem PBG Basketu z Treflem Sopot poznaniacy zapowiadali, że mają szansę na wygraną, jednak kluczowa będzie równa gra przez 40 minut. Niestety, gospodarze wyrównaną walkę nawiązali jedynie w pierwszej kwarcie. Później na boisku dzielili i rządzili goście z Sopotu.
Przewaga Trefla zarysowywała się coraz wyraźniej wraz z upływem każdej kolejnej minuty. Koszykarze trenera Miliji Bogicevicia nie radzili sobie przede wszystkim pod koszem, gdzie przecież mieli szukać swojej szansy w tym meczu. Tymczasem pierwsze skrzypce na parkiecie grał John Turek. Środkowy Trefla był nie do zatrzymania dla obrony gospodarzy. W pierwszej połowie zebrał 10 piłek, czyli tyle co razem cała drużyna z Poznania i zdobył aż 23 punkty, a więc zaledwie o sześć mniej niż PBG Basket przez 20 minut gry. - Druga kwarta była dziś kluczowa. Zacięta walka toczyła się przez pierwsze dziesięć minut. Później zagraliśmy zdecydowanie lepiej, zarówno w obronie jak i w ataku. Kiedy wyszliśmy na zdecydowane prowadzenie, ten mecz stał się dla nas łatwiejszy - mówił trener gości Karlis Muiznieks. - John Turek pokazał nam, co to znaczy lider. To dla nas ogromna nauczka. Przede wszystkim dla Damiana Kuliga i Aleksandra Lichodzijewskiego. Parzeński to jeszcze młody zawodnik, który się uczy. Ta dwójka dostała jednak dzisiaj lekcję - mówił trener gospodarzy Milija Bogicević.
Goście bardzo szybko zauważyli, że wysocy gracze PBG Basketu nie radzą sobie z Johnem Turkiem i grali dużo pod kosz. Amerykanin rzadko się mylił i przewaga Trefla rosła w bardzo szybkim tempie. Wystarczy powiedzieć, że drugą kwartę goście wygrali aż 33:9. Sopocianie byli jednak skuteczni nie tylko pod koszem, ale również na obwodzie. Najlepiej świadczy o tym fakt, że koszykarze trenera Muiznieksa trafili sześć na siedem rzutów za trzy punkty. Poza tym, problemy PBG Basketu spotęgowały szybko złapane faule przez Djordje Micicia, który z tego powodu siedział więcej niż zwykle na ławce rezerwowych. - Nie było jakiegoś szczególnego założenia, żeby grać na Johna Turka. To po prostu wyniknęło w trakcie meczu. Trzeba jednak mu oddać, że zagrał dziś kapitalne spotkanie - komplementował swojego kolegę zawodnik Trefla Adam Waczyński.
Po przerwie sopocianie grali spokojnie i kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie. Bardzo szybko stało się jasne, że losy meczu zostały rozstrzygnięte i dlatego trener Milija Bogicević pozwolił pograć młodym zawodnikom. Na boisku obok zaliczającego regularne epizody Fryderyka Szydłowskiego pojawili się Jakub Nowak i Witold Filarowski.
Gospodarze nie byli faworytem spotkania z Treflem, ale mimo to Milija Bogicević był bardzo rozgoryczony stylem, jaki zaprezentowała jego drużyna. - Wielkie przeprosiny należą się naszym kibicom. Prawda jest taka, że mogliśmy zrobić dziś dużo więcej i tak powinno się stać. Fani przyszli obejrzeć w tym meczu walkę, a my przeszliśmy obok tego spotkania. W drugiej kwarcie nie graliśmy nic, odpuściliśmy kompletnie ten mecz. Problemem był też chyba brak wiary w zwycięstwo. Motywacja była taka, jaka była i za to odpowiedzialność ponoszę między innymi ja, ponieważ moim zadaniem jest odpowiednie nastawienie drużyny pod względem mentalnym. W meczu ze Słupskiem musi to wyglądać zupełnie inaczej - mówił zdenerwowany trener PBG Basketu.
Bohaterem meczu okazał się John Turek, który kapitalnie grał szczególnie w pierwszej połowie. W całym meczu Amerykanin zdobył 29 punktów i miał 12 zbiórek. - Moi koledzy rzeczywiście obdarzyli mnie dziś dużym zaufaniem. Dostałem wiele piłek. Obrona też pozwoliła mi na zdobywanie łatwych punktów. Po prostu wykorzystałem okazję - podsumował meczu środkowy Trefla.