Krajobraz po sezonie: PGE Turów Zgorzelec
Odpadnięcie PGE Turowa Zgorzelec w ćwierćfinałach play-off to największa sensacja bieżącego sezonu. Nadgraniczny klub zawiódł na całej linii. Co dalej z tym klubem?
Porażki w lidze z zespołami mające zgoła odmienne cele i ostatecznie koniec sezonu na ćwierćfinale play-off, nie przebrnięcie przez pierwszą fazę Pucharu Europy ULEB, nie zdobycie Pucharu Polski – to osiągnięcia PGE Turowa Zgorzelec w bieżącym sezonie.
Jak na zespół zbudowany za pieniądze zbliżone do 8 mln zł są one mizerne.
Przyszłe niepowodzenie klubu ze Zgorzelca przewidywano jeszcze w trakcie trwania sezonu zasadniczego. Po niemal każdym z przegranych spotkań wytykano, że w PGE Turowie brakuje rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia. Takiego przez cały sezon w ekipie z Dolnego Śląska próbowano znaleźć, ale się nie udało. - Graliśmy dla siebie i chcieliśmy pokazać, że koszykówka nie jest nam obca. Nie zawsze jednak udawało nam się to udowodnić i pokazać jako drużyna - zaznaczył jeden z najjaśniejszych punktów PGE Turowa Konrad Wysocki.
Na słaby sezon klubu ze Zgorzelca wpływ miało kilka aspektów. Najpierw po sporym okresie oczekiwań w klubie został zatrudniony trener Sasa Obradović. Serb praktycznie nie miał wpływu na dobór polskich graczy. Kontrakty były bowiem podpisywane gdy on przebywał za granicą a o rozwoju sytuacji był informowany drogą telefoniczną. – Polacy, których zatrudnialiśmy mieli być jednymi z najlepszych w lidze. Kilku z nich to przecież reprezentanci kraju – tłumaczył prezes PGE Turowa Jan Michalski.
W efekcie tego po pierwszym meczu Zgorzelec opuścił Kamil Chanas, a później do Słupska wypożyczony został Paweł Leończyk. Po kilku porażkach pracę stracił także sam Obradović, którego zastąpił Andrej Urlep. Znany w Polsce i kojarzony z sukcesami Słoweniec w Zgorzelcu jednak się nie spełnił. Najlepszym tego dowodem jest obrona jaką prezentował PGE Turów pod jego wodzą. - Wszystko zaczęło się od budowy drużyny. Widać było, że od początku nie była ona poukładana. Zmienił się trener w trakcie sezonu. To nigdy nie jest dobre, bo pokazuje, że w zespole coś nie gra - zaznaczył trener Urlep. Ponadto szkoleniowiec wymienił prawie połowę składu co nie przyniosło pożądanych efektów. Jarryd Loyd siedział na ławce, Chris Johnson popisał się tylko kilkoma wsadami, a Aleksander Rindin i Nejc Glavas mieli być uzupełnieniem składu. Atmosfery w zespole nie podbudowało także zwolnienie Roberta Witki, który w poprzednich latach świętował z klubem zdobycie wicemistrzostwa Polski. Głośno także było o sytuacji kiedy większość zawodników na jednym z treningów wyraziło swoje niezadowolenie z pracy z trenerem Urlepem. Ten jednak pozostał w drużynie.
Pierwsze pytanie po zakończeniu sezonu jest następujące: co dalej z PGE Turowem? Klub prowadzi rozmowy ze strategicznym sponsorem, a konkrety miały być uzależnione od wyników zespołu. Celem miał być czwarty z rzędu finał, a tymczasem „czarno-zieloni” odpadli chwilę po zakończeniu sezonu zasadniczego, doznając łącznie 13. porażek (w tym 10. na wyjeździe).
Mimo że ostatnie wyniki chwały strategicznemu sponsorowi nie przyniosły, to najprawdopodobniej PGE nadal będzie wspierało klub ze Zgorzelca. Jaką kwotą? - Na konkretne odpowiedzi jest jeszcze zbyt wcześnie. Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy dojdzie do finalizacji rozmów, ponieważ negocjujemy warunki nowej umowy. Ustalamy m.in. jakie kwoty PGE będzie przekazywać na Turów oraz długość kontraktu - wyjaśnił prezes PGE Turowa Jan Michalski. Przedstawiciele nadgranicznego klubu mają nadzieję, że uda im się podpisać umowę na okres trzech lat. To pozwoliłoby budować zespół na zasadzie stabilności, a więc przykładowo w oparciu o dłuższe kontrakty z czołowymi graczami.