1
Anwil Włocławek
20pkt
2
Legia Warszawa
18pkt
3
Dziki Warszawa
18pkt
4
Górnik Zamek Książ Wałbrzych
18pkt
5
Trefl Sopot
18pkt
6
King Szczecin
17pkt
7
Start Lublin
17pkt
8
Energa Icon Sea Czarni Słupsk
16pkt
9
PGE Spójnia Stargard
16pkt
10
WKS Śląsk Wrocław
16pkt
11
Tauron GTK Gliwice
16pkt
12
Zastal Zielona Góra
15pkt
13
Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski
15pkt
14
Arriva Polski Cukier Toruń
14pkt
15
MKS Dąbrowa Górnicza
14pkt
16
AMW Arka Gdynia
13pkt

Krutikow: Nadzieja umiera ostatnia

Autor:
Krutikow: Nadzieja umiera ostatnia
Przeczytasz w 6 minut

- Szanse na utrzymanie są nikłe, ale nadzieja umiera ostatnia - mówi Aleksander Krutikow, nowy i trzeci w tym sezonie, szkoleniowiec Sportino.

Mateusz Stępień: Jedno z polskich przysłów mówi, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. Pan, niedawno po raz kolejny powrócił do Inowrocławia jako trener.

Aleksander Krutikow: A czy to ode mnie zależy? (śmiech).

Poniekąd nie, bowiem jest to pana trzecie podejście do Sportino. Ale tak już na poważnie, czym się pan kierował, przyjmując ofertę działaczy tego klubu?

Powiem krótko – sentymentem.

Można chyba potraktować pana jako takiego inowrocławskiego ratownika. W rozgrywkach 2006/2007 jako trzeci szkoleniowiec w sezonie objął pan drużynę, aby awansować z nią do PLK (przegrany półfinał w rywalizacji 2:3 z Górnikiem Wałbrzych). W poprzednim, w trudnych warunkach prowadził zespół w debiucie w ekstraklasie, a teraz, celem jest utrzymanie go w najwyższej klasie.

Ale, czy praca ratownika jest zła? (śmiech). Jeśli damy radę zostać w ekstraklasie, wszyscy będą szczęśliwi. Ja osobiście również, że z trudnej sytuacji udałoby się wyciągnąć drużynę. Nie ma co się wstydzić żadnej pracy, a w tym wypadku trzeba pomóc zespołowi. Dostałem zadanie, aby go utrzymać. Może się to uda.

Powiedział pan „trudnej sytuacji”. No właśnie, trudnej, czy bardzo trudnej? Bo pozycja w tabeli i bilans, nie są dobre

Na pewno nie będzie łatwo. Na dodatek, nasi najbliżsi rywale należą do ligowej czołówki. Wiadomo przecież, co prezentują Anwil, Czarni, Turów i Prokom. Chociaż, w zeszłym sezonie dwa pierwsze mecze w lidze też graliśmy przeciwko Anwilowi i Prokomowi. I akurat tamten czas wykorzystaliśmy dobrze. Udało się skonsolidować drużynę, może to się teraz powtórzy. Nie mamy jednak zbyt dużego pola manewru. Wiadomo jaką mamy sytuację kadrową. Choroby, kontuzje - to wszystko nie pomaga. Są też problemy z wykupieniem licencji. Musimy się z tym wszystkim uporać, korzystać z tych zawodników, którzy „są żywi”, do grania.

Ma pan sentyment do Sportino, sam o tym mówi. Co więc pan czuł, gdy śledził wyniki Sportino, a wśród nich prawie same porażki?

Jeśli chodzi o uczucia, to nie jestem wybuchowy. Ale na pewno było mi przykro, gdy ta drużyna przegrywała. Teraz nie ma już co „gdybać”. Nie obchodzi mnie to, co było wcześniej. Patrzę, co jest teraz.

Wierzy pan w utrzymanie drużyny?

Powiem tak, mamy bardzo nikłe szanse. Ale to jest sport, to jest koszykówka. Zdarzają się przecież sytuacje, że drużyna potrafi się odbudować. Gdzieś „zahaczy” najpierw jedną wygraną, później drugą. Podobnie było w zeszłym sezonie ze Zniczem Jarosław. Tam też była walka o utrzymanie. No może trochę wcześniej Darek Szczubiał (trener Znicza – przyp.red) opanował sytuację. Na chwilę obecną, chcemy jak najlepiej zaprezentować się w meczu z Anwilem. Potem wykorzystać trzy kolejne spotkania - w których nie ma co ukrywać, mamy małe szanse na wygraną – aby lepiej przygotować się do tych najważniejszych dla nas potyczek. To oczywiście nie znaczy, że w niedzielę nie jest ważny pojedynek. Jak to się mówi, nadzieje umiera ostatnia. Jestem jednak realistą, a sytuacja jest trudna.

Choroby zawodników mocno skomplikowały panu system pracy?

Było tragicznie. A mało tego, że choroby, to doszły jeszcze kontuzje. I to polskich graczy. Zespół opuścił też inny polski zawodnik, Maciej Raczyński. Jak się wtedy popatrzyło z boku, to na obwodzie byli sami juniorzy plus Day (Quinton Day, rozgrywający Sportino – przyp. red.).

Widział pan Maciej Raczyńskiego w swoim składzie?

To była jego decyzja, te przenosiny do Zastalu Zielona Góra. Tak zdecydował, powiedział, że jest to nieodwołalne. Ja nawet nie próbowałem go przekonać. W końcu jest to mężczyzna, sam postanowił odejść. Szkoda jednak, że w tak trudnym dla drużyny okresie. Bo trzeba powiedzieć, że głównie mamy braki na pozycjach obwodowych.

Uda się jeszcze wzmocnić zespół? Mówi się o powrocie Anthony’ego Andersona.

Każda dodatkowa licencja dużo nas kosztuje. Rozpatrywaliśmy różne wersje i wraz z zarządem doszliśmy do wniosku, że najtaniej i najsensowniej będzie wrócić do tych zawodników, którzy już grali w Sportino, a którzy zostali odesłani do domów. To, czy Anderson przyjedzie, to już nie pytanie do mnie, a do samego koszykarza, bądź jego agenta. Oni głównie o tym zadecydują.

Koszt licencji wynosi 30 tys. zł. Wiąże to chyba panu ręce.

Tak już jest, nie ma co głębiej dyskutować w tym temacie.

Przychodząc do Sportino, zastanawiał się pan nad sprowadzeniem któregoś z zawodników, którzy byli w drużynie w zeszłym sezonie? Powiedział pan, że brakuje graczy obwodowych. To może Ivars Timermanis?

Wchodziło w grę jego sprowadzenie. Obecnie gra on na Łotwie, a otrzymał ponadto dobrą ofertę od klubu z ligi ukraińskiej. Mogliśmy zaoferować mu takie same pieniądze, jakie miał tam, ale niestety się na to nie zdecydował. Druga strona, to jednak pozycja Ivarsa. Jest on niskim skrzydłowym, a tych mamy nadkomplet. Na „trójce” są Przemek Łuszczewski, Mindaugas Budzinauskas, Slavisa Bogavac i Hubert Wierzbicki. Czterech graczy na jedno miejsce, to za dużo. Sprowadzenie kolejnego, byłoby po prostu nierozsądne. Trzeba szukać tam, gdzie są największe dziury, czyli na pozycjach jeden i dwa. I powtarzam po raz kolejny, droga jest licencja dla nowego obcokrajowca.

Do rozegrania w rundzie zasadniczej pozostało jedenaście spotkań. Zakłada sobie pan liczbę meczów, które trzeba wygrać, aby utrzymać się w lidze?

Trzeba starać się i „szarpać” w każdym. W zeszłym roku mało brakowało, a byśmy ograli Prokom. Ulegliśmy mu dopiero po dogrywce, a przecież dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry Kyle Landry skręcił kostkę. Inaczej było w meczu z Turowem. Oni, gdy przyjechali do nas, mieli takie samo zmieszanie, jak my. I wygraliśmy. Tyle, że teraz gramy w Zgorzelcu. Do Słupska też niby pojechaliśmy na pożarcie, a zwyciężyliśmy. Obecnie są na fali. Ale nie wiadomo, jak zaprezentują się w sobotę z AZS-em Koszalin.

W niedzielę pana drużyna zagra z Anwilem. W zeszłym sezonie Sportino przegrało z nim we własnej hali 62:67.

Anwil zagrał wtedy bardzo dobrze. My, cóż, może za bardzo chcieliśmy. Teraz są zupełnie inne warunki, niż wtedy.

Można liczyć na niespodzianki w wykonaniu pana zespołu w czterech najbliższych meczach? Rywale, to zeszłoroczni półfinaliści PLK.

Próbujemy wspólnie zmienić styl gry. Najważniejsze dla mnie jest to, aby drużyna się skonsolidowała, by uwierzyła w swoje umiejętności. Nie tylko jednego gracza, ale wszystkich. Pojedynczy zawodnik sam nie wygra spotkania, każdy musi dołożyć coś od siebie. Nie obiecuję, że koniecznie w tych meczach zwyciężymy, ale na pewno będziemy walczyć.

Najważniejszy więc zespół?

Tak, i należy starać się powoli iść do przodu. Jest okazja, aby przez najbliższe trzy tygodnie coś pozmieniać, dojść przede wszystkim do zdrowia. I po tych roszadach w taktyce, w mentalności, szukać szans na zwycięstwo w kolejnych grach. Aby „urwać” jakiś niespodziewany punkt przeciwnikowi.

EuroBasket 2025

Najnowsze aktualności

Najnowsze multimedia

90 zdjęć23.12.2024

Arriva Polski Cukier Toruń - Tauron GTK Gliwice

Zobacz także
Zapisz się do newslettera

Przed każdą kolejką ORLEN Basket Ligi wysyłamy do kibiców i dziennikarzy newsletter, który zawiera ważne informacje o nadchodzących wydarzeniach oraz linki do najciekawszych wiadomości.

Dziękujemy za zapisanie się do newslettera!

Dziękujemy za zapisanie się na nasz newsletter ORLEN Basket Ligi! Teraz będziesz na bieżąco z najważniejszymi informacjami o nadchodzących wydarzeniach i najciekawszymi wiadomościami. Cieszymy się, że jesteś z nami!

Śledź nas w mediach społecznościowych