1
Anwil Włocławek
20pkt
2
Legia Warszawa
18pkt
3
Dziki Warszawa
18pkt
4
Górnik Zamek Książ Wałbrzych
18pkt
5
Trefl Sopot
18pkt
6
King Szczecin
17pkt
7
Start Lublin
17pkt
8
Energa Icon Sea Czarni Słupsk
16pkt
9
PGE Spójnia Stargard
16pkt
10
WKS Śląsk Wrocław
16pkt
11
Tauron GTK Gliwice
16pkt
12
Zastal Zielona Góra
15pkt
13
Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski
15pkt
14
Arriva Polski Cukier Toruń
14pkt
15
MKS Dąbrowa Górnicza
14pkt
16
AMW Arka Gdynia
13pkt

Prokom Trefl - PGE Turów: Pokazali charakter

Autor:
Prokom Trefl - PGE Turów: Pokazali charakter
Przeczytasz w 4 minuty

Koszykarze PGE Turowa wrócili do gry jaką prezentowali na początku tych finałów i pokonali Prokom Trefl 74:69.

Sopocianie rozpoczęli mecz w nietypowym ustawieniu. Wydawało się, że mistrzowie Polski powrócą do piątki ze zwycięskich meczów trzeciego i czwartego. Od pierwszych minut zagrał Simonas Serapinas oraz Mustafa Shakur, ale nie zabrakło Donatasa Slaniny. To goście, którzy konsekwentnie grają taką samą piątką, prowadzili 7:2 po czterech minutach. Dopiero pojawienie się na parkiecie Igora Milcica wprowadziło nieco spokoju w grze sopocian i co ważniejsze dla gospodarzy – punkty. Za trzy trafili jednak Rodriguez i Logan i zgorzelczanie zaczęli kontrolować przebieg spotkania prowadząc 14:8 po pierwszych dziesięciu minutach.

- To było niezwykle wyrównane spotkanie, ale my źle zaczęliśmy to spotkanie, nie wpadało nam sporo rzutów i z tego wynikały późniejsze problemy – przyznał trener Prokomu, Tomas Pacesas.

Druga kwarta rozpoczęła się pomyślnie dla gospodarzy, którzy napędzani przez Milicicia zaczęli odrabiać straty. Dodatkowo gracze Turowa błyskawicznie złapali pięć przewinień i nie mogli już bronić tak agresywnie. Prokom doskonale to wykorzystał i przegrywał tylko 15:16 w 13 minucie meczu. Wtedy na parkiecie niespodziewanie pojawił się Harding Nana, ale to nie on miał główny udział w tym, że Turów uciekł rywalom na kilka punktów przewagi. Trójki trafiali Drobnjak i Petrović ale po przewinieniu technicznym Davida Logana gospodarze zniwelowali stratę to trzech punktów (21:24). W końcówce kwarty faulowany przy rzucie za trzy był Thomas Kelati, ale wykorzystał tylko dwa z trzech rzutów wolnych. Na domiar złego dla gości, przewinienie techniczne otrzymał Andres Rodriguez i Turów wygrywał jedynie 32:31.

Bardzo podobnie wyglądała druga połowa, w które obie drużyny walczyły kosz za kosz, ale to wciąż Turów prowadził różnicą 4-6 punktów. Warto podkreślić doskonałą grę Andresa Rodrigueza, który trafił trzy bardzo ważne rzuty za trzy punkty, a właśnie brak skuteczności w poprzednim meczu był najbardziej wypominany rozgrywającemu z Portoryko. Po jego punktach w końcówce trzeciej kwarty goście prowadzili 52:48. – Ja i Andres byliśmy dzisiaj liderami zespołu, ale wszyscy zagraliśmy z sercem. Po piątym meczu jako kapitan zespołu dużo rozmawiałem z kolegami i powiedziałem, że mistrzostwa nie wygramy tylko umiejętnościami, ale także musimy pokazać charakter. I tak się stało – tłumaczył Dragisa Drobnjak, środkowy PGE Turowa.

Rodriguez równie dobrze grał na początku ostatniej kwarty, ale ze strony gospodarzy dorównywał mu Milicić. Świetnie kreował grę, a po rzucie Slaniny był remis po 55 na siedem minut przed końcową syreną. Od tego momentu kontrolę nad meczem przejęli jednak zgorzelczanie. Na nic zdały się słowa i gesty mobilizacji ze strony Igora Milicicia. Sopocianie byli całkowicie bezradni w ataku, a w defensywie nie byli w stanie powstrzymać graczy Turowa. W drugiej połowie trener Pacesas nie zdejmował z boiska Milana Gurovica, licząc, że serbski snajper w końcu się wstrzeli. To jednak nie nastąpiło. – Milan, był zawieszony, nie grał, ale miał okazję odpocząć psychicznie i fizycznie. Na treningach prezentował się fantastycznie i dlatego tyle grał – tłumaczył się ze swojej decyzji Pacesas.

Przebudził się natomiast David Logan, który także długo nie mógł się wstrzelić i po jego trójce goście prowadzili 60:55. Kolejne punkty dorzucali Drobnajk i Kelati i na niespełna trzy minuty przed końcem Turów prowadził różnicą dziewięciu punktów. Tego prowadzenia goście nie dali już sobie odebrać i pewnie wykorzystując rzuty wolne w końcówce meczu doprowadzili do remisu 3:3 w finałowej serii

- Byliśmy w trudnej sytuacji przed tym meczem. Moi gracze zagrali tak jak to sobie zaplanowaliśmy i to przyniosło rezultat. Wyeliminowaliśmy to co było niedobre w ostatnich spotkaniach i z tego się cieszę – wyjaśnia Saso Filipovski, szkoleniowiec PGE Turowa.

- To nie jest tak, że przegraliśmy mistrzostwo. Walczyliśmy, ale się nie udało. Jedziemy do Zgorzelca i chcemy wygrać. Tam już nie będzie kalkulacji, po prostu trzeba zagrać z maksymalnym wykorzystaniem umiejętności – twierdzi Filip Dylewicz. Rację przyznawał mu także Dragisa Drobnjak. – To wspaniałe, że będzie siódmy mecz. Uwielbiam grać pod presją. To będzie prawdziwa walka – przyznaje Słoweniec.

Decydujący mecz o tytule mistrza Polski odbędzie się w środę 4 czerwca w Zgorzelcu. To pierwsza sytuacja od 1999 roku, kiedy do wyłonienia mistrza Polski potrzebnych jest siedem spotkań.

ORLEN

Najnowsze aktualności

Najnowsze multimedia

89 zdjęć22.12.2024

Energa Icon Sea Czarni Słupsk - MKS Dąbrowa Górnicza

Zobacz także
Zapisz się do newslettera

Przed każdą kolejką ORLEN Basket Ligi wysyłamy do kibiców i dziennikarzy newsletter, który zawiera ważne informacje o nadchodzących wydarzeniach oraz linki do najciekawszych wiadomości.

Dziękujemy za zapisanie się do newslettera!

Dziękujemy za zapisanie się na nasz newsletter ORLEN Basket Ligi! Teraz będziesz na bieżąco z najważniejszymi informacjami o nadchodzących wydarzeniach i najciekawszymi wiadomościami. Cieszymy się, że jesteś z nami!

Śledź nas w mediach społecznościowych