Asco Śląsk - Anwil: Defensywa na medal!
Koszykarze Asco Śląska dali popis gry obronnej w meczu z Anwilem i wygrali 61:57 zdobywając tym samym brązowy medal DBE.
Jak za dawnych lat wrocławianie zakończyli sezon zwycięstwem nad włocławskim zespołem. Co prawda zamiast złotego medalu wywalczyli brązowy, ale i tak dostarczyli swoim kibicom olbrzymiej radości. - Włożyliśmy bardzo dużo siły w ostatnie dwa mecze - mówi Dominik Tomczyk. - Cieszymy się z trzeciego miejsca, ponieważ myślę, że jest odzwierciedleniem tego, co pokazaliśmy w sezonie zasadniczym i play-off. Po spotkaniach z Turowem byliśmy w sporym dołku, ale ostatecznie udało nam się wywalczyć brąz - zakończył skrzydłowy wrocławskiej drużyny. Warto odnotować, że po raz kolejny rozegrał świetne spotkanie. Najdobitniej świadczy o tym fakt, że zebrał z tablicy aż dziewięć piłek i dołożył do tego dorobku trzy przechwyty. Nie mówiąc o ośmiu punktach. Siedemnaście dorzucił Dean Oliver, który mimo problemów z faulami dograł to spotkanie do końca. Dla odmiany ta sztuka nie udała się Otisowi Hillowi i Nikoli Otasevicowi.
Co ciekawe Hill spędził na parkiecie tylko jedenaście minut, ale i tak z dziesięcioma punktami był najlepszym strzelcem Anwilu. Takim samym dorobkiem punktowym może się pochwalić grający znacznie dłużej Seid Hajrić. Po dziewięć zdobyli Goran Jagodnik i Andrzej Pluta. Słabiej niż zwykle spisali się Zbigniew Białek, Nikola Otasević i przede wszystkim Chris Thomas. Zwłaszcza od tego ostatniego oczekuje się czegoś więcej.
Wtorkowy mecz obfitował w ogromne emocje. Oba zespoły niesamowicie gryzły parkiet i kilku zawodników ani przez chwilę nie odpuszczało. Dla nikogo z nich nie było straconych piłek. Imponującym blokiem na Hajricu popisał się niewysoki przecież Brandun Hughes. Czym pewnie totalnie go zaskoczył. Cztery przechwyty odnotował Miha Fon.
Obie drużyny miały w tym spotkaniu tyle samo strat, asyst i celnych rzutów za trzy punkty. To nie koniec - Anwil był minimalnie lepszy na deskach, zaś Śląsk w przechwytach. Wygląda więc na to, że o zwycięstwie gospodarzy zadecydowały niuanse i drobne szczegóły. Takie jak na przykład trochę większa ilość rzutów trafionych za dwa.
Mimo wszystko do przerwy to podopieczni Alesa Pipana wygrywali 34:36. Po przerwie wrocławianie ruszyli do odrabiania strat. Za kluczowe należy uznać pierwsze pięć minut czwartej kwarty, w których gospodarze zdobyli jedenaście punktów, tracąc jedynie dwa. I to nie z gry, tylko z osobistych. - W drugiej połowie zagraliśmy super w obronie- podsumował Andrej Urlep. - Myślę, że po pierwszym meczu, który w fatalnym stylu przegraliśmy przed własną publicznością, nikt nie wierzył, że nam się uda odnieść sukces. Udało się. Chciałbym pogratulować moim zawodnikom - zakończył słoweński szkoleniowiec.
Na pięć minut przed końcem meczu Brandun Hughes trafił za trzy i Śląsk prowadził już 57:54, a włocławianie przez 10 minut nie byli w stanie zdobyć punktów z gry. W końcu na niecałe trzy minuty przed końcem trójkę trafił Białek, spod kosza dwa punkty dorzucił Hajrić, a za trzy trafił Chris Thomas i Anwil przegrywał już tylko pięcioma punktami. Popis gry w defensywie w ostatniej minucie znów dali koszykarze z Wrocławia, a Stević rzucił najpierw dwa punkty spod kosza, a po chwili trafił dwukrotnie z linii rzutów wolnych i było już jasne, że Śląsk wraca na podium koszykarskiej ekstraklasy po dwóch latach przerwy. Końcowy wynik rzutem za trzy punkty ustalił Bartłomiej Wołoszyn.
W Śląsku na parkiecie ani przez chwile nie pojawił się Zendon Hamilton. Trener Urlep wolał stawiać na Odouka i Stevica, którzy odpłacali się mu ogromnym zaangażowaniem. Spore brawa powinien też dostać Kamil Chanas, który mimo niewielkiego wzrostu skutecznie utrudniał życie Goranowi Jagodnikowi.
Andrej Urlep po meczu z Anwilem