Ronald Curry: Gra w OBL uczy pokory

- Jestem wymagający wobec siebie i wiem, że nie pokazałem jeszcze najlepszej wersji. Wciąż jestem na etapie osiągania tego najwyższego poziomu fizycznego i sportowego. To efekt moich występów w lidze kanadyjskiej w trakcie wakacji. Gra tam była dobrą decyzją, bo mogłem wrócić do rytmu po rocznej przerwie - mówi Ronald Curry, zawodnik MKS Dąbrowa Górnicza.
Karol Wasiek: Jakie są twoje pierwsze wrażenia z pobytu w Polsce i gry w ORLEN Basket Lidze?
Ronald Curry, zawodnik MKS Dąbrowa Górnicza: Wrażenia są bardzo pozytywne. Polska to dobry kraj do życia, ludzie są bardzo pomocni, a liga jest bardzo wyrównana. Każdy może ograć każdego. Nie jest to dla mnie zaskakujące, bo spodziewałem się tego, gdy podpisywałem tu umowę. Wiele osób mówiło mi, że tak właśnie będzie. Byłem na to przygotowany.
Gra w OBL uczy na pewno pokory. Nie możesz być niczego pewien. Każdy mecz to ogromne wyzwanie. Nawet zespoły z samego dołu mogą zrobić niespodziankę. Co prawda to dla mnie nowe doświadczenie, ale podoba mi się fakt nieobliczalności tej ligi.
Grałem w kilku ligach, w których drużyny z dołu nie miały - nawet najmniejszych - szans na to, by pokonać rywali z góry. To były mecze jednostronne, których - jako zawodnik - nie chcesz grać. Ludzi to też zbytnio nie interesuje.
Która liga zrobiła do tej pory na tobie największe wrażenie?
- Liga francuska. Jest tam bardzo wysoki poziom, także ze względu na obecność drużyn z poziomu Euroligi. Uważam, że to najmocniejsza liga, w której do tej pory grałem. Granie we Francji było dużym wyzwaniem. Cieszę się, że mogłem tego doświadczyć.
Dlaczego latem wybrałeś MKS Dąbrowa Górnicza po roku straconym ze względu na poważny uraz kolana?
- Po rocznej przerwie była to dla mnie dobra okazja, żeby trafić do zespołu, w którym będę jednym z ważniejszych zawodników. Przy okazji jestem też jednym z najstarszych graczy w drużynie i mogę wcielić w rolę weterana, który służy radą i doświadczeniem dla młodszych kolegów. Staram się im pomagać, motywować na treningach. Staram się wydobyć z każdego, a także z siebie to, co najlepsze.
Do tej pory - w swojej karierze - nie odgrywałem takiej funkcji. To była dla mnie szansa na podjęcie nowego wyzwania. Jestem tym podekscytowany. Cieszę się, że tu przyjechałem.
Jak oceniasz swoje dotychczasowe występy w barwach dąbrowskiego zespołu?
- Myślę, że moja gra jest całkiem dobra, choć stać mnie na więcej. Jestem wymagający wobec siebie i wiem, że nie pokazałem jeszcze najlepszej wersji siebie. Należy jednak pamiętać o tym, że ja tak naprawdę wciąż jestem na etapie osiągania tego najwyższego poziomu fizycznego i sportowego. To efekt moich występów w lidze kanadyjskiej w trakcie wakacji. Gra tam, a gra w Europie to dwie kompletnie różne kwestie. Nie da się tego porównać. Moje ciało zaczyna czuć się trochę lepiej, co ma też przełożenie na grę.
Czy gra w lidze kanadyjskiej była dobrą decyzją? Pytam, bo wiem, że rozegrałeś tam sporo meczów w krótkim odstępie czasu po rocznej przerwie.
- Tak. Myślę, że to była dobra decyzja. Potrzebowałem grania, by wrócić do rytmu meczowego. Treningi nigdy nie będą tym samym co spotkania. Cieszę się, że miałem tam duże minuty i znów grałem w koszykówkę. Jedyny minus jest taki, że nie miałem za długiej przerwy po występach w Kanadzie, dlatego też na początku mojego pobytu w MKS moje nogi były dość ciężkie. Teraz powoli wracam do świeżości. Czuję się znacznie lepiej pod kątem fizycznym.
Czy jesteś aktywny w social mediach?
- Raczej nie, a dlaczego pytasz?
Bo byłeś niedawno krytykowany za swoją grę. Mówiono, że nie jesteś wystarczająco dobry na to, by być jednym z liderów zespołu.
- Życie mnie nauczyło, że nie ma sensu tracić na to czasu. Nauczyłem się pozwalać ludziom mówić, co chcą. To jest ich prawo. Kiedy jesteś dobry, będą cię chwalić, ale kiedy grasz źle, będą chcieli, żebyś odszedł jak najszybciej (śmiech). Wiem, że to część gry. I staram się tym w ogóle nie martwić.
Przed udziałem w konferencji prasowej po przegranym meczu z AMW Arką Gdynia długo rozmawiałeś z trenerem Krzysztofem Szablowskim. O czym rozmawialiście?
- Nie mogę niestety tego zdradzić (śmiech). Trener chciał się upewnić, czy wszystko ze mną w porządku pod kątem mentalnym po przegranym meczu. Powiedział mi, że wierzy we mnie i w moje umiejętności. Powiedział, że musimy iść do przodu i przygotować się na kolejny mecz, który już w najbliższy czwartek.
Do drużyny wrócił Dominic Green, który miał być wiodącą postacią w MKS od początku tego sezonu. Jak jego powrót zmienił oblicze zespołu?
- To był nasz drugi mecz w składzie, który planowaliśmy od samego początku. Inne drużyny grają od kilku miesięcy w pełnym zestawieniu, a my mieliśmy mnóstwo zmian i rotacji na poszczególnych pozycjach. Teraz potrzebujemy trochę czasu na to, by się zgrać. Jeśli będziemy tak samo ciężko pracowali - jak to robimy dotychczas - to wszystko pójdzie w dobrą stronę.









































