Mindaugas Kacinas: Wyjść ze strefy komfortu

- Na Islandii poznałem swoją żonę, więc to miejsce zawsze będzie wyjątkowe. Kocham hiszpański styl życia, a Sopot zawsze kojarzyłem z koszykówką. Podpisałem umowę z Treflem, bo chciałem wyjść ze strefy komfortu - mówi Mindaugas Kacinas, zawodnik Energi Trefla Sopot.
Karol Wasiek: Sześć ostatnich lat spędziłeś w Hiszpanii, grając jeden sezon w ACB i pięć na jej zapleczu. To nietypowy obrazek jak na gracza zagranicznego, by tyle lat być w jednym kraju. Jak do tego doszło?
Mindaugas Kacinas, zawodnik Energi Trefla Sopot: Hiszpania to świetny kraj do życia i do grania w koszykówkę. Uważam, że poziom rozgrywek jest na bardzo wysokim poziomie pod względem inteligencji w grze, fizyczności i taktyki. Są tam dobre kluby, zawodnicy, a koniec końców hiszpański styl życia jest niesamowity. Zakochałem się w tym kraju, czując się tam bardzo komfortowo.
Dlaczego w takim razie podjąłeś decyzję o zakończeniu tego rozdziału?
- Zdałem sobie sprawę, że wpadłem w strefę komfortu i zaczęło mnie to trochę uwierać. Chciałem z niej wyjść, dlatego poszukałem większych wyzwań.
Kiedy nadarzyła się okazja, by zagrać w Treflu Sopot, to nie zastanawiałem się zbyt długo. Znałem ten klub już dużo wcześniej ze względu na dużą historię i też fakt, że sporo Litwinów grało w tym miejscu. Myślę, że wszyscy w Europie, którzy interesują się koszykówką, wiedzą, że w Sopocie jest drużyna, która w przeszłości występowała w Eurolidze. To był bardzo znany klub.
Trefl dał mi też szansę wystąpić w rozgrywkach europejskich. Granie w FIBA Europe Cup jest czymś, co mnie napędza i motywuje do jeszcze cięższej pracy. Pomyślałem, że Sopot będzie dobrym miejscem po długim pobycie w Hiszpanii.
Znasz któregoś z Litwinów, którzy występowali w Sopocie?
- Tak. Tomas Masiulis. Był moim trenerem podczas Uniwersjady. Mieliśmy dobre relacje. Teraz jest głównym szkoleniowcem Żalgirisu. Piękna historia. Życzę mu jak najlepiej.
Przeciwko Dariusowi Maskoliunasowi grałem kilka razy w Hiszpanii. On wtedy był asystentem w Barcelonie.
Może nie wszyscy to pamiętają, ale kilka lat temu byłeś już w Polsce i starałeś się o pracę…
- Tak, to prawda. To był krótki epizod w Zielonej Górze w trakcie okresu przygotowawczego. Byłem po kontuzji, a mój agent był w dobrych relacjach z tym klubem. Pamiętam, że zespół potrzebował zawodników do treningu, bo ci zakontraktowani byli na zgrupowaniu kadry. Myślę, że obie strony sobie pomogły. Nasza współpraca po tym okresie się zakończyła. I tyle. Nie ma drugiego dna.
Nie było rozmowy o kontynuowaniu współpracy?
- Nie.
Później podpisałeś umowę… na Islandii.
- Wiem, że to dość nietypowy kierunek jak na wybór klubu koszykarskiego. Życie często nas zaskakuje i trzeba się po prostu do tego dopasować. Nie ukrywam, że jestem osobą, która lubi podróżować, zwiedzać nowe miejsca i poznawać ludzi i różne kultury. Koszykówka daje mi taką możliwość, za co jestem ogromnie wdzięczny.
Na Islandii odzyskałem pewność siebie po przebytym urazie. Grałem tam naprawdę dobrze. Czułem się też dobrze.
I tam poznałeś swoją przyszłą żonę?
- Dokładnie tak! Więc to miejsce zawsze będzie dla mnie wyjątkowe.
Co oprócz podróżowania jest twoją pasją?
- (chwila zastanowienia) Oglądanie seriali i filmów. Nie ukrywam, że w wolnej chwili bardzo lubię gry wideo. To mnie relaksuje. Może zmierzę się z którymś z młodych graczy? Choć wiem, że nie będzie to łatwa rywalizacja.
Czego możemy się po tobie spodziewać na parkiecie?
- Jestem tu dla drużyny. Mogę grać na kilku pozycjach. Jestem wszechstronnym zawodnikiem. Wypełnię każdą lukę. Nazwałbym siebie takim “żołnierzem”. Jeśli trener coś mi powie, to na pewno postaram się to wykonać jak najlepiej na parkiecie.