Aris Lykogiannis: Oferta ze Śląska mnie zaskoczyła

- Od dawna chciałem pracować poza granicami Grecji. W przeszłości rozmawiałem nawet z jednym z polskich klubów, ale zawsze czegoś brakowało. Teraz oferta Śląska mnie zaskoczyła. To klub z bogatą historią i to duży zaszczyt pracować w takim miejscu - mówi Aris Lykogiannis, nowy trener WKS Śląska Wrocław.
Karol Wasiek: Dlaczego przyjął pan ofertę z WKS Śląska Wrocław? Co zadecydowało o tym, że podpisał pan umowę z klubem ORLEN Basket Ligi?
Aris Lykogiannis, nowy trener WKS Śląska Wrocław: Szczerze mówiąc, to nie spodziewałem się tego, że tak szybko znajdę nowy klub. Gdy rozstałem się z Panioniosem, to zakładałem, że do pracy wrócę w sezonie 2025/2026. To też wynikało z faktu, że klub dalej realizował wcześniej podpisaną umowę.
Oferta ze Śląska mnie zaskoczyła. Zostało tylko kilka kolejek do końca sezonu, a zespół ma problemy z wynikami i z kontuzjami. Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem szaleńcem, ale nie ukrywam, że od dawna chciałem pracować poza granicami Grecji.
Śląsk jest klubem z bogatą historią i to duży zaszczyt pracować z takim zespołem, który w ostatnich latach regularnie występuje w rozgrywkach międzynarodowych. Uważam, że praca w Śląsku jest dla mnie dużym wyzwaniem.
Wspomniał pan o kontuzjach. W ostatnim czasie z gry wypadli dwaj podstawowi rozgrywający: Justin Robinson i Marcel Ponitka. Czy ten fakt sprawił, że pojawiły się pewne wątpliwości nt. przyjęcia oferty ze Śląska?
- Tak. Były drobne wątpliwości, bo trudno wejść do zespołu w trakcie rozgrywek i to bez dwóch rozgrywających. Też jednak nie miałem pełnego pakietu informacji, bo w ostatni poniedziałek zawodnicy przechodzili dodatkowe badania medyczne. Wszystko wskazuje na to, że Ponitka wróci do gry szybciej. Na Robinsona trzeba będzie poczekać nieco dłużej, ale sytuacja - w obu przypadkach - jest dynamiczna. Wierzę, że pozostali gracze staną na wysokości zadania i wypełnią lukę po nich.
Cieszy mnie fakt, że do zespołu wrócili Daniel Gołębiowski i Kenan Blackshear, którzy znają sytuację i nie będą potrzebowali dodatkowego czasu na zgranie z resztą drużyny.
Dlaczego nie pracuje pan już w Panioniosie? W jakich okolicznościach rozstał się pan z klubem? Czy przedwczesne zakończenie współpracy było dla pana trudnym momentem?
- Tak, to był trudny moment, bo to wydarzyło się przed ostatnią kolejką w rundzie zasadniczej. W minionych rozgrywkach zrobiliśmy awans do ekstraklasy, a teraz - jako beniaminek - graliśmy naprawdę dobrą i jakościową koszykówkę. Uważam, że rozgrywaliśmy kapitalny sezon. W 90 procentach meczów byliśmy drużyną równorzędną, z którą trzeba było się liczyć. Nawet ci najlepsi w lidze mieli z nami duże problemy.
Przegraliśmy dwoma punktami z Panathinaikosem po rzucie Hernangomeza. Z Olympiakosem również toczyliśmy zażartą walką, przegrywając finalnie różnicą 6 punktów.
Tak to w życiu jednak jest, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Przez większą część sezonu byliśmy na 4-5 miejscu i władze klubu oczekiwały, że będzie tak samo albo tylko lepiej. To było jednak sprzeczne z przedsezonowymi założeniami. Plan zakładał, że utrzymamy się w lidze i powalczymy o udział w fazie play-off.
Po przegranym meczu z Promitheasem władze klubu podjęły decyzję o przedwczesnym rozwiązaniu umowy. To było dla mnie ogromne rozczarowanie.
To dla pana druga praca poza granicami Grecji. W sezonie 2012/2013 prowadził pan drużynę w Szwecji. Dlaczego później nie udało się wyjechać?
- Miałem oczywiście wcześniej różne propozycje, ale żadna z nich nie okazała się na tyle ciekawa pod względem sportowym i finansowym, by wyjechać z kraju. Brakowało też trochę szczęścia w tych rozmowach. Rozmawiałem z klubami z Izraela, z Włoch. Była też rozmowa z klubem z Polski, z Torunia.
W kontekście pozostania w Grecji ważnym aspektem była możliwość kontynuacji pracy z jednym zespołem. Pracowałem przez pięć lat w Kolossos, cztery lata spędziłem w Ikaros Kallitheas. Długo też byłem w PAOK Saloniki.
Nie jestem typem człowieka, który skacze z jednego miejsca na drugie. Staram się pracować tak, by odcisnąć swoje piętno na danym zespole.
Czego jeszcze możemy po panu się spodziewać? Jakim typem trenera pan jest?
- Pamiętaj, że jestem teraz w specyficznej sytuacji. Dołączyłem do zbudowanego składu w trakcie rozgrywek. Muszę - jako trener - dopasować się do materiału ludzkiego, który jest w tym zespole. Na pewno pracujemy nad kwestią mentalną i poprawieniem kilku elementów w defensywie. Staram się też jak najszybciej uczyć się specyfiki gry w ORLEN Basket Lidze.
Które elementy mnie wyróżniały w Grecji jako szkoleniowca? Mocna i twarda obrona, szybkie przejście do ofensywy i dobry spacing. To kluczowe aspekty w mojej filozofii trenerskiej. Ale tak jak powiedziałem wcześniej - potrzeba czasu, by to zaimplementować do gry zespołu.