Srdjan Subotić: Bez wielkich pieniędzy i bez paniki
- Jeśli bym ci powiedział, ile zarabiają niektórzy moi gracze, to z pewnością nikt by w to nie uwierzył. Ale dla mnie to nie jest nowość. Miałem podobną sytuacją w Lidze Adriatyckiej, dlatego teraz nie denerwowałem się i nie wpadałem w panikę. Szukałem na rynku zawodników, którzy są ambitni, głodni i chcą coś udowodnić. Myślę, że takich udało nam się znaleźć, dlatego też w pierwszej rundzie ORLEN Basket Ligi graliśmy tak dobrze - mówi Srdjan Subotić, trener Arriva Polskiego Cukru Toruń.
Karol Wasiek: Cztery meczu z rzędu w ORLEN Basket Lidze przegraliście w słabym stylu, ale w końcu przyszło odbicie w spotkaniu z Anwilem Włocławek w Pekao S.A. Pucharze Polski. Byliście o krok od zwycięstwa i sprawienia wielkiej niespodzianki.
Srdjan Subotić: Trzeba zacząć od tego, że dysponujemy bardzo wąskim składem. Na dodatek są w nim także weterani, więc nasze możliwości są nieco ograniczone. Uważam, że w pierwszej części sezonu graliśmy bardzo dobrą i jakościową koszykówkę, która bazowała na dużej energii po obu stronach parkietu. W końcu jednak musiał przyjść ten moment, gdy stracimy tę energię, co odbije się na naszej formie i wynikach. Taki moment przyszedł na przełomie stycznia i lutego. Przegraliśmy wtedy cztery mecze z rzędu. Do Sosnowca pojechaliśmy bez większej presji. Po prostu chcieliśmy pokazać, że umiemy grać na dobrym poziomie. Przegraliśmy, ale uważam, że pokazaliśmy się z niezłej strony.
Anwil to w tym momencie najlepszy zespół w ORLEN Basket Lidze?
- Tak. To też pokazuje tabela. Włocławianie do tej pory przegrali tylko trzy spotkania i w pełni zasłużenie są na pierwszym miejscu. Ale należy pamiętać, że inni też się zbroją i na pewno nie powiedzieli ostatniego słowa. Widzę 5-6 zespołów, które włączą się do walki o mistrzostwo Polski.
Czy Arriva Polski Cukier nadal myśli o grze w fazie play-off?
- Należy pamiętać, że naszym celem na ten sezon było utrzymanie w lidze. Pamiętam, że wielu skazywało nas na pożarcie, a my mamy już dziesięć zwycięstw i w miarę pewną sytuację w tabeli. Czy włączymy się do walki o play-off? Chcielibyśmy, ale nasi bezpośredni rywale cały czas się wzmacniają. Przed nami trudne zadanie.
Dlaczego Srdjan Subotić już teraz podpisał nowy kontrakt z zespołem z Torunia na kolejny sezon?
- Tę decyzję podjąłem z kilku względów. Klub obdarzył mnie sporym zaufaniem i jak pojawiła się opcja dalszej współpracy, to momentalnie powiedziałem "tak". Tu dostałem możliwość pokazania swoich umiejętności. To wiele dla mnie znaczy. Szefowie klubu są bardzo lojalni i konkretni. Mówią prawdę nt. sytuacji finansowych czy kontraktowych. Nie ma ściemnienia, co sobie bardzo cenię. Też dostałem wstępne zapewnienie, że budżet na kolejny sezon ma być większy i mamy realnie włączyć się do walki o fazę play-off. To mnie motywuje. Chcę zrobić kolejny krok do przodu. Nie ukrywam, że mógłbym w Toruniu pracować przez dłuższy okres czasu. Świetnie się tu czuję.
Czy to prawda, że Ivica Skelin szepnął kilka dobrych słów na pana temat władzom klubu?
- Tak, i z tego miejsca chciałbym mu za to bardzo podziękować. Wiem, że władze klubu rozmawiały z nim na mój temat. Grałem w zespole prowadzonym przez Ivicę, później byłem jego asystentem. On wykonał fantastyczną pracę w Toruniu, do dzisiaj kibice mówią o nim w samych superlatywach.
Wielu chorwackich trenerów przewinęło się w polskiej koszykówce. Teraz jest pan, Żan Tabak, a trenerem kadry jest Igor Milicić.
- To duża sprawa dla nas - chorwackich trenerów - pracować w tak mocnej lidze. Uważam, że OBL w hierarchii lig w Europie plasuje się na 6-7 miejscu, tuż za tymi najmocniejszymi ligami: hiszpańską, niemiecką, francuską, włoską czy turecką. Nie ukrywam, że od dawna obserwowałem polską ekstraklasę ze względu właśnie na obecność moich rodaków. Josip Sobin jest moim przyjacielem, z kolei z Igorem Miliciciem grałem w jednej drużynie w młodzieńczych latach. Nie ukrywam, że gdy przyjechałem do Polski, to mogłem też liczyć na pomoc Żana Tabaka, choć on jest ode mnie o kilka lat starszy. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Podsumowując: OBL to ciekawa, interesująca liga, w której gra wielu dobrych zawodników.
Nie miał pan łatwo podczas budowania składu. Mało pieniędzy, na dodatek późno rozpoczęliście sam proces.
- Nie byłbym zdziwiony, gdybyśmy - na samym początku - mieli najniższy budżet ze wszystkich drużyn. Jeśli bym ci powiedział, ile zarabiają niektórzy moi gracze, to z pewnością nikt by w to nie uwierzył. Ale dla mnie to nie jest nowość. Miałem podobną sytuacją w Lidze Adriatyckiej, dlatego teraz nie denerwowałem się i nie wpadałem w panikę. Szukałem na rynku zawodników, którzy są ambitni, głodni i chcą coś udowodnić. Myślę, że takich udało nam się znaleźć, dlatego też w pierwszej rundzie ORLEN Basket Ligi graliśmy tak dobrze.
Jednym z takich graczy był Goran Filipović, którego kontrakt został niedawno wykupiony przez Igokea Aleksandrovac. Jak pan zareagował na jego odejście?
- Wiedzieliśmy, że w umowie Gorana jest taka opcja i możemy go finalnie stracić. Podjęliśmy świadome ryzyko. On rozgrywał dobry sezon, a jego kontrakt - pod względem finansowym - nie był wysoki. To duża strata dla zespołu. Goran dał nam wiele w tym sezonie, ale tak wygląda ten biznes.
Czy i kiedy pojawi się jego następca?
- Razem z prezesem ustaliliśmy, że nie będziemy robić transferów na siłę. To musi być gracz, który nam pasuje i coś tej drużynie da. Nie będziemy bez sensu wyrzucać pieniędzy. Nie ukrywam, że szukam zawodnika o konkretnych parametrach na tę pozycję.
Jak udało się panu namówić do gry w Toruniu Mate Vucicia, koszykarza, który robi furorę pod koszami w ORLEN Basket Lidze?
- Mate był moim pierwszym wyborem przed sezonem, ale z różnych względów nie doszło do podpisania kontraktu. Później Gligorije Rakocević niestety nabawił się kontuzji i musieliśmy poszukać nowego gracza. Na szczęście Mate był cały czas dostępny i udało nam się porozumieć. Nie ukrywam, że jestem bardzo zadowolony z jego gry. To bardzo mądry i inteligentny koszykarz, który jest w stanie grać na wysokim poziomie.