1
Anwil Włocławek
53pkt
2
Trefl Sopot
51pkt
3
Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski
49pkt
4
King Szczecin
49pkt
5
Legia Warszawa
49pkt
6
WKS Śląsk Wrocław
47pkt
7
MKS Dąbrowa Górnicza
46pkt
8
PGE Spójnia Stargard
46pkt
9
Polski Cukier Start Lublin
46pkt
10
Dziki Warszawa
46pkt
11
Icon Sea Czarni Słupsk
44pkt
12
Arriva Polski Cukier Toruń
43pkt
13
Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia
39pkt
14
Tauron GTK Gliwice
39pkt
15
Enea Stelmet Zastal Zielona Góra
38pkt
16
Muszynianka Domelo Sokół Łańcut
35pkt

Boris Balibrea: Najtrudniejszy moment w życiu

Autor:
Boris Balibrea: Najtrudniejszy moment w życiu
Przeczytasz w 5 minut

- Do tej pory myślałem, że koszykówka to całe moje życie. Nic innego się nie liczyło. To był mój priorytet. Nigdy nie opuściłem treningu i meczu. Byłem zawsze dostępny i chętny do pracy. Śmierć najbliższej osoby jest bardzo trudnym doświadczeniem. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Nie byłem gotowy na ten moment. Nadal nie doszedłem do siebie w 100 procentach. Jest mi cholernie ciężko, ale cieszę się, że mam tak pozytywnych ludzi dookoła siebie w MKS Dąbrowa Górnicza - mówi Boris Balibrea. 

Karol Wasiek: Za panem najtrudniejszy okres w życiu?

Boris Balibrea, trener MKS Dąbrowa Górnicza: Tak. Śmierć najbliższej osoby jest bardzo trudnym doświadczeniem. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Nie byłem gotowy na ten moment. Myślę, że tak naprawdę człowiek nigdy nie jest na to gotowy. Nadal nie doszedłem do siebie w 100 procentach, nadal "nie przetrawiłem" tej informacji. Jest mi cholernie ciężko. Są takie momenty, gdy wierzę w to, iż będę mógł zobaczyć mamę, porozmawiać z nią czy wysłać do niej wiadomość. Muszę moje życie na nowo ułożyć, choć jest to bardzo trudny proces.

Z drugiej strony, jestem szczęśliwy, że ponownie przyleciałem do Polski i mogę pracować w otoczeniu tak pozytywnych ludzi w MKS Dąbrowa Górnicza. Nie ukrywam, że wiele to dla mnie znaczy. Zawiązała się tutaj wspaniała grupa ludzi, na którą mogę liczyć w tak trudnym momencie. Ci ludzie dają mi wiele pozytywnej energii. Brakowało mi tego w ostatnich 3-4 tygodniach.

Czy to prawda, że klub wysłał panu wiadomość: "możesz opuścić mecz z Arką, spędzić czas świąteczny z rodziną i wrócić na spotkanie z GTK?"

- Tak, to prawda. Prezes Łukasz Żak zadzwonił do mnie i powiedział: "zostań z rodziną i wróć, kiedy będziesz na to gotowy. Będziemy na ciebie cierpliwie czekać".

Chciałbym w tym momencie powiedzieć kilka słów na temat postawy prezesa Łukasza Żaka i innych przedstawicieli klubu w tej trudnej sytuacji. Jestem im ogromnie wdzięczny za to jak się zachowali. Nie umiem znaleźć słów, by im za wszystko podziękować. Czułem od nich wsparcie od pierwszego dnia, gdy przedstawiłem im, jak wygląda sytuacja z moją mamą, która chorowała na nowotwór.

Muszę przyznać, że lekarze nie byli nam w stanie powiedzieć, jak potoczy się cała sytuacja. Nie mogliśmy otrzymać od nich żadnych konkretnych informacji nt. rokowań, rozwiązań i pobytu mamy w szpitalu. Finalnie wyszło tak, że mama trafiła do szpitala i nigdy już z niego nie wyszła...

Jeden z zawodników powiedział mi ostatnio o pana przemowie, która miała miejsce po meczu z Arriva Polskim Cukrem. Wtedy padły słowa: "kocham was wszystkich, ale nie wiem, kiedy wrócę. Może w ogóle nie wrócę...". Podobno u niektórych zawodników pojawiły się łzy.

- To był cholernie trudny moment. Ale zawsze chcę być szczery wobec zawodników. Nie umiem kłamać i udawać. Nie mam problemu z mówieniem prawdy i tego, co czuję w danej chwili. Chcę być wiarygodny w oczach ludzi, z którymi pracuję na co dzień. Tak od zawsze budowałem swoje relacje z ludźmi. Nigdy nikogo nie oszukiwałem i nie zwodziłem. Przedstawiłem graczom, jak wygląda cała sytuacja. Chciałem, by dowiedzieli się tego ode mnie, a nie przeczytali z gazet czy mediów społecznościowych. Bardzo mi na tym zależało.

Tak też się umówiliśmy przed sezonem, że jeśli ktoś będzie miał problem, to ma przyjść i powiedzieć o tym w rozmowie face-to-face. Umawialiśmy się na to, że nikt nie będzie chował problemów. W ten sposób jesteśmy sobie w stanie wzajemnie pomóc.

Czy po ostatnich dniach nasunęła się u pana taka myśl, że koszykówka to nie wszystko?

- To jest bardzo ciekawe zagadnienie. Do tej pory myślałem, że to całe moje życie. Nic innego się nie liczyło. To był mój priorytet. Nigdy nie opuściłem treningu i meczu. Byłem zawsze dostępny i chętny do pracy. Teraz ta sytuacja zmieniła moje podejście o 180 stopni. Gdy usłyszałem o problemach mojej mamy, od razu podjąłem decyzję o powrocie do Hiszpanii. To była łatwa decyzja. Moja mama potrzebowała mnie, podobnie jak cała rodzina.

Pamiętam moją rozmowę z prezesem Żakiem przed meczem z drużyną z Torunia. Powiedziałem wtedy tak: "może lepiej będzie jak poszukasz nowego trenera, bo nie wiem, kiedy będę mógł wrócić i jak potoczy się cała sytuacja".

Jaka była jego reakcja?

- Zareagował w najlepszy możliwy sposób. Powiedział: "razem budowaliśmy ten projekt i nie wyobrażam sobie innego człowieka na tym miejscu. Będziemy czekali tak długo jak tego wymaga sytuacja". Od razu zapowiedział, że nie będzie szukał nowego trenera. Bardzo mi wtedy zaimponował. Jestem mu wdzięczny za te słowa i za taką postawę.

Czy w pana głowie pojawiły się myśli o zakończeniu koszykarskiej kariery?

- Takich myśli nie było. Bardziej czułem się niekomfortowo z tego powodu, że nie mogłem - na odległość - pomóc tym ludziom. To było trochę podejście nie fair z mojej strony. Z tego względu, że wybrałem tę grupę ludzi, oni mi zaufali, a ja ich w trakcie sezonu opuściłem i nie mogłem pomóc. Czułem smutek z tego powodu. Czasami myślałem sobie: "może odejdę i drużynę przejmie ktoś, kto weźmie za to pełną odpowiedzialność".

Ale zawodnicy i ludzie ze sztabu szkoleniowego zgodnie podkreślali: "czekamy na Borisa".

- Tak, i to mnie szalenie budowało. Nie ukrywam, że łezka w oku mi się zakręciła, gdy widziałem wideo po wygranym meczu w Łańcucie. Wtedy wszyscy krzyczeli do kamery: "kochamy cię Boris, czekamy na ciebie". To są takie momenty, gdy czujesz, że po pierwsze zebrałeś świetną grupę ludzi, a po drugie, że warto to robić i się poświęcać każdego dnia. Podczas mojej nieobecności kapitalną pracę wykonali asystenci: Michał i Adam. Duże słowa uznania.

Czy to prawda, że przed podpisaniem kontraktu zawsze chce pan zrobić wideorozmowę z danym zawodnikiem?

- Tak. Chcę zobaczyć, co mówią, jak się zachowują i jaką mają postawę. Dla mnie cechy osobowościowe są często ważniejsze od kwestii sportowych. Oczywiście rozmawiamy o roli w drużynie, minutach, podziale obowiązków, stylu gry, ale to tylko jedna część rozmowy. Chcę poznać zawodników z innej, ludzkiej strony. Dlatego zadaję im przeróżne pytania: o hobby, zainteresowania, marzenia, rodzinę czy sposób spędzania wolnego czasu.

Słyszałem o takiej zasadzie, którą pan preferuje w prowadzeniu zespołu. To podział 80 do 20. Czy może pan to rozwinąć?

- Oczywiście. Chodzi mi o sposób coachingu, prowadzenia zespołu. W 80 procentach czasu na treningach jestem człowiekiem, który w sposób wyrozumiały podchodzi do zawodników, przekazuje im dobrą energię, stara się ich motywować do działania. W 20 procentach jestem za to inną wersją. Jestem człowiekiem, który w nieco ostrzejszy sposób przekazuje swoje uwagi, pokrzykuje. Uważam, że na dłuższą metę to dobre rozwiązanie. Na pewno nie jest tak, że na treningach jest tylko "sielanka". Tego nie ma. Jest dobry miks. Zawodnicy to akceptują.

 

 

 

4f - pzkosz

Najnowsze aktualności

Najnowsze multimedia

80 zdjęć20.06.2024

Gala ORLEN Basket Ligi, część 1

Zobacz także
Zapisz się do newslettera

Przed każdą kolejką ORLEN Basket Ligi wysyłamy do kibiców i dziennikarzy newsletter, który zawiera ważne informacje o nadchodzących wydarzeniach oraz linki do najciekawszych wiadomości.

Dziękujemy za zapisanie się do newslettera!

Dziękujemy za zapisanie się na nasz newsletter ORLEN Basket Ligi! Teraz będziesz na bieżąco z najważniejszymi informacjami o nadchodzących wydarzeniach i najciekawszymi wiadomościami. Cieszymy się, że jesteś z nami!

Śledź nas w mediach społecznościowych