Paweł Czosnowski: Chcę zostać w Polonii
- Gdybyśmy weszli do play off, zrobilibyśmy sobie niespodziankę – mówi Paweł Czosnowski, trener Polonii SPEC.
Piotr Szeleszczuk: Dlaczego Polonii nie udało się wejść do play off?
Paweł Czosnowski: Mało nam zabrakło. Zabrakło szczęścia. Tak jak mówiłem w jakimś wywiadzie, który czytałem niedawno, sprzed dwóch miesięcy, być może jedna akcja zadecyduje o tym, że będziemy w play off albo nie. I tak było. Myślę, że z Ostrowem mieliśmy kilka szans, żeby wygrać. Tomek Ochońko tam popełnił błąd juniorski w ataku, a Łukasz Koszarek w obronie. Myślę, że z Koszalinem też mogliśmy zagrać odważniej.... Ale ta przegrana z Ostrowem była też spowodowana przez choroby. Dorwały nas choroby od połowy lutego do końca marca praktycznie. Nie mogliśmy normalnie trenować, no i treningi wyglądały jak wyglądały. A chłopcy pokazali charakter, grali na własne życzenie, z temperaturami. I to praktycznie dotknęło wszystkich, chyba nie chorował tylko Michał Przybylski. Wiadomo, że kontuzje też były, ale to jest normalna sprawa w sporcie. Natomiast wirus, który nas dorwał, był strasznie denerwujący, tak co tydzień wypadały dwie-trzy osoby i nie potrafiliśmy się właściwie przygotować do meczy. W spotkaniu z Ostrowem to było widać gołym okiem, kiedy Ostrów przyspieszył w drugiej połowie.
Też nie będę ukrywał, problemem mógł być skład, który był zbudowany, to znaczy Łukasz Koszarek, mniej doświadczony zawodnik mimo wszystko, kilka błędów popełnił w końcówce. I na zmianę Tomek Ochońko, który w kilku meczach grał dobrze, a w kilku słabiej. Myślę, że drużyny, które awansowały, czy walczyły o awans do play-off miały na tych pozycjach więcej wartościowych graczy. Ostrów nam jeszcze zrobił numer z Prokomem – gdyby ten dwumecz był inaczej ułożony, to może bylibyśmy w play off, ale to inna sprawa.
Polonia miała w wielu meczach ten sam problem – do przerwy wszystko szło dobrze, w drugiej połowie rywale się mobilizowali, a w Pana zespole zaczynał się kryzys, który kończył się porażką. Czemu tak się działo?
Na przykład z Koszalinem z tego co wiem, trener ich tak bardzo nie obskoczył w szatni. I najbardziej mam żal o ten mecz, bo z Ostrowem to my padliśmy fizycznie, po prostu nie daliśmy rady i ja wiedziałem, że wcześniej czy później padniemy, bo tam było trzech czy czterech chorych. Natomiast z Koszalinem - z tego co wiem - nie było w szatni zbytniej mobilizacji, to my padliśmy psychicznie w tym meczu.
Grę prowadził wtedy młody Łukasz Koszarek, ale w zespole było też wielu graczy bardzo doświadczonych...
O charakterze drużyny stanowi rozgrywający, zawsze. Ja Łukasza nie obwiniam za to, że nie weszliśmy do play-offów, ale on dobrze wie, że nie był przygotowany do tego sezonu. W obronie różnie było, raz lepiej raz gorzej, a pozostali zawodnicy też się gotowali. Uważam, że Eric też ma gorącą głowę. Mariusz Bacik bardzo fajny chłopak, waleczny, ale też go czasem nerwy ponoszą, zresztą taki był wcześniej. Nie miał kto wziąć ciężaru gry na siebie. Rozgrywający musi wziąć ciężar gry na siebie w końcówce, ale nie zawsze musi rzucić. To, co zrobił Harrington w końcówce meczu z nami i ze Śląskiem – grał, grał, grał, wziął ciężar gry na siebie, ale w decydującym momencie zobaczył, że dwóch idzie do niego i oddał na czystą pozycję. To jest wielkość gracza, że potrafi odczytać zachowania obrońcy. Skupić obronę na sobie i oddać w decydującym momencie. Łukasz był nieprzygotowany do sezonu i grał raz bardzo dobrze, a raz słabiej.
Może w związku z tym trzeba było szukać innych rozwiązań personalnych i zamiast rzucającego, szukać rozgrywającego?
Ja miałem nadzieję, że Ricky Shields będzie taka jedynko-dwójką, że czasami będzie pomagał. Były problemy z Robertem Owensem, takie, że musieliśmy się pożegnać i było mało czasu na testy. Na podstawie analiz kaset zdecydowałem się zatrudnić Rickiego. On w lidze uniwersyteckiej potrafił też zagrać na jedynce. Ja bardziej liczyłem na niego, jako na dwójkę, ale miałem nadzieję, że będzie umiał, jeśli będzie trzeba, przeprowadzić piłkę, że będzie przynajmniej pomagał Łukaszowi.
I czy to się udało?
Pierwszy miesiąc Ricky był zagubiony. Z różnych powodów – on pierwszy raz był Europie i był trochę onieśmielony tym, co tu się dzieje. Ale z meczu na mecz był coraz lepszy. Myślę, że jego też choroba dotknęła w pewnym momencie. Mieliśmy olbrzymie dziury na pozycji rzucającego, rozgrywający też by się przydał. Mieliśmy sześćdziesiąt procent składu młodego i ci zawodnicy grali bardzo nierówno. Ja bym szczerze mówiąc, po tym sezonie widząc, jakie błędy zrobiliśmy, wyciągnął wnioski i budował skład trochę inaczej.
Czy poza zatrudnieniem Shieldsa były jeszcze jakieś możliwości zmian czy korekt w składzie?
Finansowo, nie było żadnych możliwości. Był pomysł w grudniu, żeby zatrudnić Michaela Anlseya i ja byłem za, ale rozbiliśmy się o finanse. Nie ukrywam też, że jednym z naszych kłopotów były finanse i zawodnicy jakoś to odbierali inaczej. Nie mieliśmy szans na żadne inne wzmocnienia i tak się wykosztowaliśmy.
Czy propozycja, by został Pan trenerem Polonii, była zaskoczeniem? Wielu kibiców było bardzo zdziwionych, gdy trener Kamiński zdecydował się odejść, bo nie zanosiło się na to.
Pamiętam, jak Wojtek był drugim trenerem za Jarka Zyskowskiego i też został zaskoczony z dnia na dzień. Ja byłem w lepszej sytuacji, bo coś tam z Wojtkiem rozmawiałem, coś niecoś wiedziałem, bo on wspominał, że może odejść. Nie bardzo wierzyłem w to, że odejdzie, może nie chciałem uwierzyć, ale trudno mówić. Nie byłem w pełni przygotowany do tego, ale nie można też mówić, że byłem zszokowany, przestraszony czy zdziwiony. Liczyłem się z czymś takim.
Co Pana najbardziej zaskoczyło na nowym stanowisku?
Wbrew pozorom praca drugiego i pierwszego trenera nie różni się tak diametralnie. Na pewno musiałem więcej uwagi poświęcać taktyce zespołu przeciwnego, w ataku i w obronie. Ale zawsze starałem się, nawet jako drugi trener, odczytywać zagrania drużyny przeciwnej. Trudno mi jest na ten temat mówić, ja staram się być tą samą osobą. Może bardziej z perspektywy czasu, stosunki z zawodnikami mogą się zmienić. Ja traktowałem zawsze zawodników po partnersku, a niestety czasami się nie da, będąc pierwszym trenerem, być zawsze takim dobrym. Ja tutaj wiele osób znam, z wieloma jestem na ty i nie widzę potrzeby, żeby to zmieniać, natomiast na treningu jestem trenerem, a oni są zawodnikami, ja od nich wymagam, a oni mają wykonywać. Być może z różnych powodów miałem z tym problemy, ale myślę, że poradziłem sobie z tym jakoś.
Jakie nowe pomysły udało się Panu wprowadzić do gry Polonii, a co nie wyszło?
Na pewno jestem niezadowolony z tego, że nie potrafiliśmy wprowadzić agresywnej obrony na całym boisku. Próbowałem, ale zderzyłem się z wielką niechęcią graczy. Pracowaliśmy nad tym dwa tygodnie na treningach i musiałem to odpuścić. Nie tyle, że oni nie chcieli, choć z chceniem też to różnie było, natomiast nie potrafili tego robić. To trzeba ćwiczyć dłuższy czas, a my nie mieliśmy na to czasu. A co się udało? Na pewno drużyna pokazała charakter. Mimo, że kilka meczy przegraliśmy, a kilka wygraliśmy, to przegrywaliśmy po walce i niedużą ilością punktów. Tutaj mylący może być mecz w Słupsku, który przegraliśmy wysoko, ale też walczyliśmy. Naszym problemem było to, że bardzo nierówno graliśmy w ataku, a to charakteryzuje drużynę młodą, prowadzoną przez młodego rozgrywającego.
Wspomniał Pan już o Koszarku, a jak Pan ocenia pozostałych młodych graczy?
Na pewno Michał Przybylski pokazał się w kilku meczach bardzo dobrze. Były pojedyncze mecze, w których każdy z nich miał jakieś szanse. Jeden je wykorzystał, drugi nie. Jeden mecz bardzo dobrze zagrał Pisarczyk, jeden mecz Majewski, Ochońko miał kilka meczów. Ochońko dostał z Michałem Przybylskim dostali najwięcej szans i można powiedzieć, że je wykorzystali, bo wiem, czego się po nich spodziewać na przyszły sezon. A pozostali postawą na treningach i poza treningiem sprawili, że też wiem, czego się po nich spodziewać.
Cały czas mówi Pan tak, jakoby był Pan pewny, że pozostanie trenerem Polonii w przyszłym sezonie.
Nie, nie jestem pewien, ale chciałbym. Ale nawet jeśli nie będę prowadził, to chciałbym pomagać, doradzać. Ja jestem, w odróżnieniu od niektórych osób, w jakiś sposób związany z tym klubem i chciałbym prowadzić, jeśli skończę, a prędzej czy później skończę pracę z pierwszym zespołem, chciałbym prowadzić jakąś grupę młodzieżową i myślę, że będzie mi to umożliwione.
Załóżmy, że zostanie Pan trenerem i dostanie pan szanse zbudowania zespołu od podstaw. Abstrahując od kwestii finansowych, jaka jest pana koncepcja na budowanie drużyny?
Przede wszystkim koncepcja przed tym sezonem była inna. Miało być dwóch rozgrywających – Hughes i Koszarek, a trzecim miał być Ochońko, który miał się ogrywać w stylu Koszarka z pierwszego sezonu, jako trzeci rozgrywający na dwie-trzy minuty i na dwie-trzy minuty był szykowany. Koncepcja z Hughesem nie wypaliła z jego powodu i na dobrą sprawę nieprzygotowany do sezonu Koszarek stał się nagle pierwszym rozgrywającym zespołu.
Ta koncepcja była słuszna, ale wszystko warunkują finanse. Jeśli chce się osiągnąć wynik, to trzeba inwestować w doświadczonych graczy. Ale to musi być równowaga, Polonia zawsze była znana z tego, że pracowała z młodzieżą i mam nadzieję, że będzie to utrzymane. Nie można jednak zachwiać równowagi, a w tym sezonie była ona zachwiana.
Za dużo młodych?
Za mało starych.
Kilka zespołów postawiło w tym sezonie na trzech graczy z USA, którzy stanowili o wynikach drużyny. Może to był dobry pomysł, który należało zastosować?
Najprostsze, co może być, to polecieć do USA, znaleźć trzech Amerykanów i zagrać dobre mecze. To, co zrobił Darek Szczubiał w Polpharmie, to było super. Na dobrą sprawę miał szanse na czwórkę, trochę się to wyślizgnęło, ale w całym sezonie jestem pełen podziwu dla Polpharmy. Jak widać, jeśli się kupiło trzech Amerykanów, to w tym sezonie to przynosiło efekty Amerykanie są u nas traktowani jak najemnicy, zresztą sami tak się traktują. Oni muszą grać, bo jak nie zagrają, to ich nie ma. I to sprawia, że grają trochę inaczej niż ci, którzy nie muszą tak grać.
Czy zatem ograniczenie limitu graczy spoza Europy to dobry pomysł?
Zdecydowanie uważam, że liga powinna ograniczać ilość obcokrajowców w zespołach, do jakiejś tam sensownej ilości.
Ale czy mamy w Polsce wystarczająco wielu dobrych graczy, by ograniczać limit obcokrajowców?
Ja uważam, że na razie nie mamy, ale mam nadzieję, że będziemy mieli. Na przykładzie pierwszej ligi, gdzie jest zamknięcie dla zagranicznych i limit wiekowy widzę, że bardzo się ta liga rozwinęła i przynosi to efekt. Ci, którzy grają, przerastają tych, którzy nie grają.
Czy jednak takie ograniczenia nie są szkodliwe dla samych klubów?
Na pewno jakbyśmy zrobili trzech Amerykanów, plus czterech-pięciu obcokrajowców, plus dwóch Polaków, a tak było w Prokomie czy Anwilu, to osiąga się wtedy lepszy wynik. Liga idzie w górę, ale zawodnicy polscy idą w dół. W niektórych zespołach wynik jest ważny, ale gra polskich zawodników też jest ważna, czasami sponsorzy też patrzą na to, choć nie zawsze. Moim zdaniem jeśli kadra nie zacznie grać, to koszykówka opadnie na samo dno, zostaną dwa-trzy kluby i sponsorzy się od nas odwrócą. Musi kadra grać na dobrym poziomie, bez kadry liga nie będzie się rozwijać.
A kto według Pana powinien zostać trenerem kadry?
Nie chciałbym wypowiadać opinni, bo ostatnio słyszę, że dziennikarze rzucają hasła i w PZKosz ludzie coraz częściej zaczynają słuchać dziennikarzy, a nie własnych opinii. No dobrze, powiem. Powinien być albo Urlep, albo duet Jankowski-Kamiński, albo Kamiński-Jankowski.
Dlaczego akurat ten duet?
Wiem, jakie oni mają relacje z zawodnikami. Wiem, że jeśli oni by zostali trenerami, nie mieliby problemów z dotarciem do zawodników, zawodnicy chcieliby dla nich grać. Stanowią też dobry poziom sportowy
Co będzie dalej z Polonią?
To się wiąże wszystko z finansami. Dwa razy pod rząd zdobyliśmy brąz, choć nie byliśmy faworytami, Turów i Anwil były o wiele mocniejsze finansowo. Myślę, że gdybyśmy w tym roku weszli do play off, zrobilibyśmy naprawdę niespodziankę sobie samym, bo mimo wszystko finansowo odbiegaliśmy od tych zespołów, które walczyły bezpośrednio z nami. Jeśli się wzmocnimy, to będziemy walczyć o wyższe miejsce, a jeśli będziemy na tym samym poziomie finansowym lub słabszym, to będziemy się bić nawet o utrzymanie. Ale ja bym nie dramatyzował co do miejsca, liczyliśmy się w walce o play off. W Kołobrzegu się cieszą z tego miejsca.
Ale w Warszawie zawsze się wyższe wymagania...
No właśnie, ale nie mamy zbyt dużo zespołów na wysokim poziomie w Warszawie, wbrew pozorom. Potrzebujemy troszeczkę zaufania wśród innych. Nie można po porażce dramatyzować, czasem się przegrywa. Mam nadzieję, z tego co mówi prezes, że będzie lepsza sytuacja finansowa.
Czyli Polonii nie grozi czarny scenariusz – upadek i wycofanie się z ligi?
Rozmawiałem z prezesem i to jest niemożliwe. Będziemy grali, nie wiadomo tylko, czy o utrzymanie, czy wejście do play off, czy może o coś więcej. Ale na dzień dzisiejszy, pojawiło się kilka mocnych finansowo zespołów w lidze. Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze kilka i my dołączymy do nich, przynajmniej będziemy się starali. I będziemy wtedy walczyć o jak najlepsze miejsca.