Finał PLK: Turów z Prokomem po raz trzeci!
Asseco Prokom pokonał we Włocławku Anwil w szóstym meczu półfinału play-off, a całą rywalizację wygrał 4:2.
Takim samym wynikiem zakończyła się seria PGE Turowa z Energą Czarnymi. Tym samym w wielkim finale Polskiej Ligi Koszykówki trzeci raz z rzędu zmierzą się Asseco Prokom z PGE Turowem.
Koszykarzom Anwilu brakowało skuteczności w ważnych momentach i to sprawiło, że przegrali szósty mecz z Prokomem. Przez ponad pięć minut utrzymywał się \"piłkarski\" wynik 2:0 dla Anwilu. Jedyne punkty w tej części gry padły łupem Paula Millera, ale później przez długi czas żaden z zespołów nie był w stanie umieścić piłki w koszu. Po tej wymianie niecelnych rzutów oba zespoły uspokoiły swoją grę i pierwsza kwarta zakończyła się jednopunktowym prowadzeniem Anwilu 14:13. Po krótkiej przerwie do głosu zaczęli dochodzić sopocianie, wśród których świetnie spisywał się Ronnie Burrell. Amerykanin nie tylko punktował, ale przede wszystkim doskonale walczył na tablicach. Dodatkowo otrzymał wsparcie od niesamowitego Qyntela Woodsa i po dwudziestu minutach Asseco Prokom prowadził we Włocławku różnicą 15 punktów. W drugiej połowie gospodarze byli bardzo nieskuteczni i to w sytuacjach, kiedy mieli realną szansę na zniwelowanie straty do mistrzów Polski. Na sześć minut przed zakończeniem spotkania, po trójce Michała Gabińskiego, Anwilowi udało się dojść rywali na 10 punktów, ale odpowiedź Prokomu była piorunująca. Za trzy trafiali Woods, Logan i Ewing, a na nieco ponad minutę przed końcową syreną goście wygrywali 80:59. Szóste spotkanie było popisem Burrella i Woodsa. Skrzydłowi Prokomu zdobyli łącznie 50 punktów i zebrali 24 piłki. Zdobyczami podzielili się idealnie, bo każdy z nich zakończył mecz z dorobkiem 25 punktów i 12 zbiórek. Asseco Prokom wygrał całą rywalizację 4:2 i znów zagra w wielkim finale Polskiej Ligi Koszykówki. Więcej o tym meczu
Początek bardzo przypominał mecz numer 4 tej rywalizacji. Pierwsze minuty ponownie należały do gości. PGE Turów bardzo szybko osiągnął przewagę. Po 3 minutach gry zespół Pawła Turkiewicza prowadził 12:2. Dopiero po przerwie dla Gaspera Okorna, jego zespół ruszył do ataku. Punktował Sroka i po chwili było już tylko 13:10 dla przyjezdnych. Od tego momentu mecz się wyrównał. Przełomem w pierwszej połowie, było wprowadzenie na parkiet Omara Baletta, który nie grał w trzech poprzednich spotkaniach. Zawodnik Czarnych u boku Mantasa Cesnauskisa i Demetrica Bennetta był najlepszym koszykarzem na parkiecie, a ich zespół w pewnym momencie prowadził już 50:41. Końcówka pierwszej połowy należała jednak do gości. Punktowali Edney z Drobnjakiem, zmniejszając dystans do rywala na jeden punkt (50:49 do przerwy). W trzeciej części spotkania nieznaczną przewagę wyrobili sobie wicemistrzowie Polski, którzy prowadzili 6-8 punktami. Zryw gospodarzy nastąpił w ostatnich sekundach trzeciej kwarty, kiedy za trzy równo z syreną trafił Bennett. Początek ostatniej części, należał także do gospodarzy. Najpierw za trzy trafił Kedzo, a chwilę później za piąty faul opuścił parkiet środkowy Turowa – John Turek. Gospodarze jednak nie potrafili wykorzystać przewagi pod koszem, gdyż z dystansu wstrzelili się Damir Milijković i Gorjan Radonjić, który zmienił kontuzjowanego Krzysztofa Roszyka. Tym samym, na 6 minut do końca meczu przyjezdni prowadzili 75:65. Na 4 minuty przed końcem meczu, po akcjach Cesnauskisa i Malesy gospodarze zbliżyli się do rywala na trzy punkty (72:75). Jednak to wszystko, na co było stać Czarnych tego dnia. W ważnym momencie z linii rzutów wolnych pudłował Cesnauskis, a po drugiej stronie pod koszem dominował Drobnjak, a na dystansie Radonjić, który z pewnością był jednym z bohaterów tego meczu. Ostatecznie to Turów, dzięki mądrej i poukładanej grze w końcówce wygrał 91:83 i awansował do finału. Więcej o tym meczu