Asseco Prokom – Anwil: Powtórka z rozrywki
Podobnie jak w sezonie regularnym Anwil prowadził w końcówce, ale Logan przesądził o zwycięstwie Prokomu 97:91.
To już siódma na przestrzeni ośmiu lat seria między zespołami z Sopotu i Włocławka. W poprzednich sześciu zespół znad morza przegrał tylko raz, a w tym sezonie znów jest faworytem. Chociaż na końcu to zazwyczaj Prokom był górą, to potyczki obu zespołów zawsze były zacięte, a losy poszczególnych meczów rozstrzygały się w samych końcówkach. W poniedziałek w Hali 100-lecia tradycji stało się za dość. Drużyna trenera Pacesasa po emocjonującym meczu wygrała pierwszy mecz serii i prowadzi 1:0.
Początek meczu należał jednak do gości, którzy po pięknych podaniach Łukasza Koszarka wyszedł na prowadzenie 11:6. Były to jedne z niewielu dobrych zagrań reprezentacyjnego rozgrywającego, który z każdą minutą grał coraz słabiej i rozegrał prawdopodobnie jedno z najsłabszych spotkań w sezonie. Na szczęście dla kibiców z Włocławka, Anwil mógł liczyć na swoich pozostałych graczy, którzy do końca walczyli o sensacyjne zwycięstwo.
W pierwszej połowie obie drużyny walczyły na każdym centymetrze parkietu i żadnej z nich nie udało się wypracować zdecydowanej przewagi. Prowadzenie zmieniało się co kilka akcji powodując na przemian radość i smutek kibiców w Hali 100-lecia. W drużynie Anwilu nie do zatrzymania był Ian Boylan, który w dwadzieścia minut zdobył 15 punktów. W drużynie Anwilu zaledwie czterech graczy punktowało do przerwy, ale i tak to goście prowadzili 42:41.
Świetne zawody rozgrywał Logan, który w swoim stylu z łatwością wbijał się pod kosz, lub był nie do zatrzymania przy rzutach z dystansu. Amerykanin może być kluczową postacią tej serii, gdyż w zespole gości nie widać gracza, który mógłby za nim nadążyć. Jeszcze lepiej prezentował się Qyntel Woods, który po przerwie praktycznie w pojedynkę wygrywał mecz z Anwilem. Skrzydłowy Asseco Prokomu zbierał piłki z takiej wysokości, do której większość graczy w polskiej lidze nie jest nawet w stanie doskoczyć, a łatwość z jaką zdobywał punkty tylko potwierdzała jego klasę.
To właśnie dzięki duetowi liderów Asseco Prokom zbudował przewagę w końcówce trzeciej kwarty. Gdy na tablicy pojawił się wynik 70:60 wydawało się, że gospodarze już w pełni kontrolują wydarzenia na parkiecie i szczęśliwie dowiozą zwycięstwo do końca spotkania. Anwil zdobył się jednak na jeszcze jeden zryw. Czwarta kwarta miała niemal identyczny przebieg jak podczas meczu w sezonie regularnym, kiedy Asseco Prokom prowadził po trzech kwartach, ale dał się w czwartej kwarcie dogonić i w końcówce spotkania przegrywał. Wtedy sytuację w ostatnich minutach indywidualną grą uratował David Logan.
Identycznie było w poniedziałek, gdy włocławianie wygrali początek czwartej kwarty 20:6 i objęli prowadzenie 83:77. Anwil w tym okresie trafił cztery razy z rzędu za trzy punkty i wydawało się, że odniesie sensacyjne zwycięstwo. Nie do zatrzymania był Adams, który wszystkie swoje siedemnaście punktów zdobył w drugiej połowie spotkania.
Ostatnie minuty to jednak kolejny popis gry Logana i Woodsa. Rzucający Asseco Prokom wykorzystywał swoją przewagę szybkości nad Andrzejem Plutą i zamiast wykańczać akcje na siłę, odgrywał piłkę do lepiej ustawionych partnerów. Na pięćdziesiąt sekund przed końcem z takiego prezentu skorzystał właśnie Woods, który trzypunktowym rzutem wyprowadził swój zespół na cztery punkty przewagi. To był decydujący moment meczu, po którym goście nie byli już w stanie wrócić do gry. W końcówce Logan zaliczył jeszcze jedno podanie pod kosz do Burrella i sam wykończył akcje, a sopocianie wygrali ostatecznie 97:91.
Mistrzowie Polski wygrali pierwszy mecz, ale to nie znaczy, że będą w stanie wygrać całą serię. Anwil był bardzo bliski szczęścia w czwartej kwarcie i do końca serii będzie z pewnością bardzo groźnym przeciwnikiem. Głównym problemem trenera Griszczuka jest krótka ławka rezerwowych. Anwil może liczyć w zasadzie tylko na siedmiu graczy, przez co w pierwszym meczu dość szybko popadł w problemy z przewinieniami. Sytuacji nie poprawia także brak centymetrów. Zaledwie trzech graczy ma ponad dwa metry, co było wyraźnie widać w poniedziałek w walce o zbiórki (25:38).
Mistrzowie Polski także nie są pozbawieni wad. Zespół trenera Pacesasa, wciąż ma ogromne problemy w obronie. Rywale czasami wręcz po szkolnych zagraniach zdobywają punkty, co na tym poziomie nie powinno się zdarzać. Asseco Prokom musi też znaleźć sposób na wykorzystanie w większym stopniu swoich graczy podkoszowych. Póki co Burke, Dylewicz, czy Burrell grają poprawnie, ale biorąc pod uwagę przewagę na tych pozycjach, powinni dominować.
Drugie mecz półfinałowy już w najbliższą środę o godzinie 18:40.