PGE Turów - Prokom Trefl: Bez rozgrywających ani rusz
Sopocianie mieli już przewagę 14 punktów, ale nie zdołali jej utrzymać i przegrali w Zgorzelcu z PGE Turowem 79:82.
Prokom Trefl wywalczył pierwszą piłkę i szybko przeszedł do ataku, ale już od początku było widać, jak mocno zaangażowani w grę obronną będą zgorzelczanie. Pierwszy atak sopocian został zatrzymany, a Thomas Kelati celną trójką otworzył wynik pierwszego meczu finału DBE. PGE Turów po kilku składnych akcjach prowadził 12:7, ale gdy po drugim przewinieniu na ławce usiadł Andres Rodriguez, to sopocianie zaczęli odrabiać straty. Po punktach Donatasa Slaniny mistrzowie Polski wyszli na prowadzenie. W tym czasie w ekipie Turowa panowała niemoc strzelecka i dopiero Iwo Kitzinger zdobył punkty pod koniec pierwszej kwarty, którą goście wygrali 17:14.
Celna trójka w wykonaniu Davida Logana na początku drugiej części gry dała remis po 17. Zgorzelczanie kilka chwil później prowadzili jeszcze 20:19, ale z czasem Prokom, gdy na parkiecie nie było Dragisy Drobnjaka, zaczął uzyskiwać przewagę, a nie do zatrzymania dla Marko Scekica był Jovo Stanojević. Serb w kilka minut zdobył dziewięć punktów i trener Saso Filipovski poprosił o czas. Chwilę później oba zespoły urządziły sobie festiwal trójek – trafiali Tomas Masiulis, Robert Witka i Krzysztof Roszyk. Pod koszem wciąż brylował Stanojević i to głównie niemu przed przerwą mistrz Polski prowadził różnicą 11 punktów.
Nic nie zapowiadało zmiany sytuacji. Wydawało się, że to Prokom, który kontroluje przebieg gry i popełnia mniej błędów, spokojnie dowiezie wygraną do końca. Tym bardziej, że w 27 minucie przewaga Prokomu, po serii pięciu punktów Donatasa Slaniny, wzrosła do czternastu punktów. Wtedy znakomitą zmianę dał Iwo Kitzinger, który wziął sprawy w swoje ręce. Rzucający reprezentacji Polski niemal w pojedynkę walczył z Prokomem i indywidualnym akcjami starał się odmienić losy meczu. Gra gospodarzy wyglądała w tym momencie, jak uderzanie głową w mur, ale to właśnie Kitzinger dał impuls do odrabiania strat i nadzieję, że to spotkanie można jeszcze wygrać.
W tym momencie nastąpił początek problemów Prokomu. Najpierw trzy przewinienia z rzędu popełnił Igor Milicić, a w sumie także swój piąty faul i musiał opuścić boisko. Po chwili to samo uczynił Mustafa Shakur i Prokom został bez rozgrywającego. Trener Tomas Pacesas najpierw na parkiet posłał Simonasa Serapinasa, ale już po jednej akcji zrezygnował z niego i sięgnął po siedzącego na końcu ławki rezerwowych Tima Kisnera.
Już na samym początku czwartej kwarty swój show rozpoczął David Logan, z którym zupełnie nie radził sobie Krzysztof Roszyk. Najlepszy strzelec Dominet Bank Ekstraligi trafił trójkę przez ręce wyższego obrońcy z nieco ponad ósmego metra, co pobudziło go do jeszcze lepszej gry. Zresztą nie tylko Roszyk miał kłopoty z Amerykaninem, bowiem taktyka Prokomu opierała się na wyjściach po zamianach krycia i zasłonach wysokiego gracza. Logan bardzo często zostawał na obwodzie sam na sam z Pape Sowem, bądź Jovo Stanojeviciem, których mijał bez większych problemów. Logan z każdym kolejnym trafieniem, także kolejnym z ośmiu metrów, czuł się coraz pewniej, co zauważyli jego partnerzy z drużyny, którzy praktycznie w każdej akcji adresowali do niego podania.
- Odrobiliśmy dziesięciopunktową przewagę Prokomu oraz przetrzymaliśmy wszystko w obronie i rozbijaliśmy grę w ataku – podsumowywał Saso Filipovski. – Mam nadzieję, że jutro zagramy mądrzej w ataku i nie pozwolimy centrom na tak łatwe punkty spod kosza i grę z piłką Slaniny jeden na jeden – dodał słoweński szkoleniowiec.
- Uważam, że bardzo dobrze rozpoczęliśmy to spotkanie, ale z czasem Prokom zaczął wykorzystywać swoich wysokich graczy pod koszem, z czym my mieliśmy duże problemy. To zbudowało ich dosyć dużą przewagę i wydawałoby się, iż kontrolowali sytuację, ale głównie dzięki Davidowi Loganowi, którego trzeba pochwalić za grę w trzeciej kwarcie, odrobiliśmy straty i w końcówce dopisało nam szczęście – tłumaczył po meczu Robert Witka, skrzydłowy Turowa.
Logan seryjnie zdobywał punkty aż w końcu na sześć sekund przed końcem, po wejściu na kosz, wyprowadził zgorzelczan na prowadzenie 80:79. Prokomowi pozostało niespełna siedem sekund na przeprowadzenie ataku, więc o czas poprosił trener Pacesas, który nakazał grać na Donatasa Slaninę. Litwin - zgodnie z planem – po wyprowadzeniu piłki zza linii bocznej boiska otrzymał piłkę, ale przy nacisku obrony popełnił błąd. Sfrustrowany Slanina bardzo mocno sfaulował Andresa Rodrigueza, który wykorzystał dwa rzuty wolne, ustalając tym samym wynik spotkania na 82:79, ale opuścił boisku z kontuzją ręki. Zgorzelczanie byli jeszcze w posiadaniu piłki, jednak błąd kroków popełnił Thomas Kelati. Graczom Prokomu pozostały jeszcze ułamki sekund, ale rzut rozpaczy z połowy boiska nie doszedł celu. Turów w pełni skorzystał więc z przewagi parkietu w pierwszym meczu i w finale DBE, który rozgrywany jest do czterech zwycięstw, prowadzi 1:0.
- Mam nadzieję, że będziemy jutro gotowi na taką samą walkę – mówiło mecz Tomas Pacesas, szkoleniowiec Prokomu. Musimy wyciągnąć wnioski i w niedzielę podejść z takim samym zaangażowaniem i zrobić wszystko, aby to spotkanie wygrać – wyjaśniał Krzysztof Roszyk, skrzydłowy sopocian.
Konferencja prasowa
Saso Filipovski po meczu z Prokomem
Tomas Pacesas po meczu z PGE Turowem