Luke Nelson: Rollercoaster, który idzie w dobrą stronę

- Myślę, że nie pokazałem polskim kibicom wszystkich swoich umiejętności. Nadal nie jest to Luke Nelson w najlepszym wydaniu. Cieszy mnie fakt, że wracam na właściwe tory i do dobrego rytmu - mówi Luke Nelson, zawodnik Anwilu Włocławek.
Karol Wasiek: Czy oglądamy w tym momencie najlepszą wersję Luke’a Nelsona?
Luke Nelson, zawodnik Anwilu Włocławek: Nie. Myślę, że nie pokazałem polskim kibicom wszystkich swoich umiejętności. Nadal nie jest to Luke Nelson w najlepszym wydaniu. Jedna rzecz jest jednak dobra.
Jaka?
- Powrót na właściwe tory. Czuję, że wracam do dobrego rytmu. Cieszy mnie fakt, że jestem już zdrowy i mogę budować swoją pozycję.
Domyślam się, że nie jest to dla ciebie łatwy sezon…
- Oj tak. To taki rollercoaster na wielu płaszczyznach. Niestety kontuzje są nieodłącznym elementem naszego zawodu. Niestety nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co się wydarzy pod tym względem. Ja każdego dnia robiłem wszystko, by się zabezpieczyć przed ewentualną kontuzją. Uważam, że wykonałem dobrą pracę w kontekście rozciągania czy stretchingu. Byłem w stałym kontakcie z Hubertem Śledzińskim, trenerem od przygotowania motorycznego. Dużo wspólnie pracowaliśmy, analizując różne sytuacje w tym sezonie.
Niestety - tak jak mówiłem wcześniej - nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. Najważniejsze, że teraz czuję się dobrze i podążam w dobrym kierunku. Wierzę, że na play-offy będą najlepszą wersję siebie.
Czy w trakcie powrotu do zdrowia czułeś zaufanie ze strony władz klubu i trenera Selcuka Ernaka? Czy może pojawił się moment zwątpienia?
- Cały czas czułem zaufanie ze strony ludzi z klubu, trenera Ernaka i kolegów z drużyny. Była otwarta komunikacja między nami. Postawiliśmy na szczerość od samego początku. Myślę, że wszyscy też widzieli, że moje urazy nie wynikały z mojego lenistwa czy braku pracy na treningach. Po prostu miałem pecha. Wszyscy też deklarowali chęć pomocy. Czułem, że klubowi i trenerowi zależało na tym, bym wrócił do zdrowia w 100 procentach.
Czy kolejne urazy i dolegliwości wpływały na twoją psychikę i podejście mentalne? Pojawiała się frustracja?
- Tak. Byłem sfrustrowany, ale też zły na to, że nie mogę zaprezentować swoich umiejętności włocławskim kibicom, którzy są bardzo oddani i zaangażowani. Niestety - tak jak mówiłem wcześniej - w sporcie - tak jak w życiu - są lepsze i gorsze momenty. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. I to na każdym poziomie rozgrywkowym.
Jestem zwolennikiem podejścia: “never too high, never too low”. Tak trzeba podchodzić do życia. Nie można popadać w hurraoptymizm w super momentach, ale trzeba też zachować chłodną głowę w gorszych chwilach. Złapanie odpowiedniego balansu jest kluczową kwestią.
Czy to prawda, że po raz pierwszy w karierze - w zagranicznym klubie - grasz z rodakiem w zespole?
- Tak! To super uczucie mieć rodaka w zespole. Ucieszyłem się, że Deane dołączył do Anwilu. To bardzo energetyczny zawodnik, który na pewno nam pomoże w kluczowej fazie sezonu.
Jakie są twoje wrażenia z pobytu w Polsce?
- Co prawda to mój pierwszy sezon gry w Polsce, ale miałem już wcześniej okazję być w waszym kraju. To było podczas meczów z reprezentacją Wielkiej Brytanii. Polska pozytywnie mnie zaskoczyła. Jedzenie jest bardzo dobre - próbowałem polskich zup, pierogów. Jestem pod wrażeniem.
Jak oceniasz ORLEN Basket Ligę?
- Liga stoi na dobrym poziomie. Nie ma w tej lidze łatwych meczów. Każdy może ograć każdego. Dostrzegam też fakt, że każdy zespół ma swój własny styl grania. Jest wielu utalentowanych i jakościowych zawodników.
Podoba mi się fakt, że klub, w którym występuje, jest dobrze poukładany i zorganizowany. Nie możemy - jako zawodnicy - na nic narzekać. Wszystko jest na czas i dopięte na ostatni guzik. Podróże na mecze są w komfortowych warunkach. Nie mówię, że się tego nie spodziewałem, ale przyjeżdżając do danego kraju po raz pierwszy nigdy nie wiesz, co zastaniesz.