Jovan Novak: Kostrzewski uczył mnie polskiego
- Dzień po tym jak zostałem zwolniony otrzymałem wiadomość od agenta, że King Szczecin jest zainteresowany współpracą i podpisaniem kontraktu. Ucieszyłem się na tę informację, bo wiem, że King to mocny klub w Polsce, który deklaruje walkę o najwyższe cele w ORLEN Basket Lidze. Uważam, że King jest w TOP3 najlepszych klubów w Polsce - mówi Jovan Novak, nowy zawodnik Kinga Szczecin.
Karol Wasiek: Dlaczego Jovan Novak nie jest już zawodnikiem FMP Belgrad?
Jovan Novak, nowy zawodnik Kinga Szczecin: Nie awansowaliśmy do kolejnej fazy w Basketball Champions League i klub postanowił, że dokona zmian w składzie i postawi w większym wymiarze czasowym na młodszych graczy. Byłem mocno zaskoczony faktem, że FMP Belgrad zrezygnowało z usług doświadczonych zawodników po odpadnięciu z BCL. Inni gracze też byli tym faktem zaskoczeni, ale trzeba iść do przodu. Tak wygląda ten biznes.
Jak wyglądały kulisy transferu do Kinga Szczecin?
- Dzień po tym jak zostałem zwolniony otrzymałem wiadomość od mojego agenta, że King Szczecin jest zainteresowany współpracą i podpisaniem kontraktu. Ucieszyłem się na tę informację, bo wiem, że King to mocny klub w Polsce, który deklaruje walkę o najwyższe cele w ORLEN Basket Lidze. Uważam, że King jest w TOP3 najlepszych klubów w Polsce.
Były inne oferty?
- Szczerze? Nie wiem i nie chcę wiedzieć.
Dlaczego?
- Bo klub ze Szczecina pokazał, że bardzo mu zależy na transferze. Sprawy bardzo szybko się potoczyły. Rozmowa z trenerem Arkadiuszem Miłoszewskim trwała 20 minut. W trakcie rozmowy dowiedziałem się, czego trener ode mnie oczekuje i jakie są jego metody pracy. Trener był bardzo konkretny, ale też merytoryczny, pokazując, że zna się na swoim fachu. Po tej rozmowie wiedziałem, że chcę być częścią Kinga Szczecin i tym samym po kilku latach ponownie zagrać w Polsce. Nie chciałem zwlekać z decyzją, bo oferta z Kinga była bardzo dobra pod wieloma względami.
Jakie są pierwsze wrażenia z pobytu w Szczecinie?
- Bardzo dobre! Podoba mi się u trenera Miłoszewskiego to, że umie i chce rozmawiać ze swoimi zawodnikami. Pokazuje ludzką twarz. To w dzisiejszej koszykówce jest rzadko spotykane, a to - moim zdaniem - jest bardzo istotne. Nie ukrywam, że lubię wasz kraj, nawet jestem w stanie porozumiewać się po polsku. Teraz po powrocie na pewno będę szlifował język, by swobodnie rozmawiać. Możemy się umówić, że na koniec sezonu zrobimy rozmowę po polsku (śmiech).
Wchodzę w to. Z jakimi nadziejami wracasz do Polski?
- Chciałbym co najmniej powtórzyć wynik z poprzedniego sezonu, gdy King dotarł do wielkiego finału. To byłoby duże wydarzenie.
Historia nieco zatacza koło, bo znów zagrasz w jednej drużynie z Mateuszem Kostrzewskim.
- Zgadza się. Jestem bardzo szczęśliwy, że znów jestem w drużynie z Mateuszem Kostrzewskim. Mieliśmy świetne relacje w PGE Turowie Zgorzelec. Tamten sezon był dla mnie wyjątkowy, bo po raz pierwszy wyjechałem z Serbii, by grać w koszykówkę. Nie umiałem wtedy mówić ani po polsku ani po angielsku. Było mi piekielnie trudno na samym początku. Sam się teraz zastanawiam, jak to było w ogóle możliwe. Na pewno “Kostek” mi wtedy mocno pomógł. Chodził ze mną do restauracji, zabierał w różne miejsca, uczył też polskiego. Po dziesięciu latach znów jesteśmy razem w jednej ekipie. Piękna historia!
W swoim CV masz również występy w Bundeslidze i w ACB. Jak oceniasz swoją karierę?
- Jestem bardzo zadowolony, ale nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Nadal jestem głodny kolejnych sukcesów, dlatego też podpisałem umowę z Kingiem Szczecin. Życie w Niemczech było przeciętne, ale za to poziom ligi - przed rozpoczęciem pandemii - był bardzo wysoki. Naprawdę miło wspominam granie w Bundeslidze. Kluby były świetnie zorganizowane. Nie można było na nic narzekać. Hiszpania była z kolei najlepsza pod względem życiowym i sportowym. To był fantastyczny okres w mojej karierze. Żyłem blisko Madrytu. Czy muszę coś więcej dodawać?
Czy zobaczymy słynny rzut z jednej nogi?
- Oczywiście! Nie może być inaczej (śmiech)