Bartosz: Arena nie do końca nasza
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Bartosz: Arena nie do końca nasza

- To chyba nie do końca nasza hala. Mało trenowaliśmy w Arenie. To, co było, należy traktować raczej jako dwa przejściowe mecze - mówi po porażce z Energą Czarnymi Słupsk zawodnik PBG Basketu Poznań Mateusz Bartosz.

,

Jarosław Galewski: Pierwsza połowa z pewnością rozbudziła apetyty i pozwoliła Wam uwierzyć, że słupszczanie są do ogrania…

Mateusz Bartosz:
Na pewno ta wygrana była w naszym zasięgu. Bardzo chcieliśmy wygrać ten mecz, ale zabrakło trochę koncentracji pod koniec trzeciej kwarty. Rywal odjechał wtedy na około dziesięć punktów i trudno było nam już później gonić. Cieszymy się, że był to kolejny mecz walki z silnym przeciwnikiem, ale nie ukrywam, że chcemy w końcu wygrać.

55 punktów we własnej hali to słaby wynik. Co stało się po pierwszej kwarcie ze skutecznością poznańskiego zespołu?

-  
To chyba nie do końca nasza hala. Mało trenowaliśmy w Arenie. To, co było, należy traktować raczej jako dwa przejściowe mecze. Obręcze są twardsze, obiekt znacznie większy od hali AWF. Jeżeli chodzi o mnie, to zawsze mi się tutaj trudno grało. Myślę, że moi koledzy również nie mają najlepszych doświadczeń i odczuć, co najlepiej obrazuje skuteczność.

Czyli z ulgą przyjmuje Pan wiadomość, że wracacie do hali AWF?

- Myślę, że tak. Tam cały czas trenujemy. Mamy całe zaplecze, wszystkie nasze rzeczy. Uważam, że w hali AWF każdemu z nas gra się zdecydowanie lepiej. Obyśmy potwierdzili to w kolejnych meczach.

O porażce w dzisiejszym meczu zadecydował jeden przestój, który rozpoczął się w trzeciej kwarcie. Co się stało?

- Nie wiem, ale pewnie kluczowe było większe doświadczenie ekipy gości, która dysponuje również lepszą rotacją. To naprawdę nie było bez znaczenia. U nas zaledwie dwóch, trzech zawodników może wejść z ławki i zaprezentować jakiś poziom. Ciężko wygrywać mecze z krótką ławką.

Może starczyło sił tylko na trzy kwarty?

- Być może tak rzeczywiście było. Końcówka trzeciej kwarty wystarczyła gościom do osiągnięcia swojego celu i wywiezienia dwóch punktów z Poznania.

Scott Morrison dał chyba Panu i kolegom solidną lekcję gry pod koszem…

-
Brakowało nam pomysłu na jego powstrzymanie. Grał skutecznie i efektownie. Nawet nie liczyłem, ile razy wsadził piłkę z góry, ale doskonale pamiętam, że latał nad koszem. To znakomity gracz. Wiele o nim mówią już jego warunki fizyczne, które ma naprawdę doskonałe. Warto było przeciwko niemu zagrać, ponieważ w takich meczach można wiele się nauczyć.

Kilka razy efektownie Was blokował. Te akcje trochę ostudziły Pana zapały?

- Myślę, że raczej nie. Każdy mecz rządzi się swoimi prawami i wydarzeniami na boisku. Uważam, że to element gry. Zaraz pójdziemy do szatni, wrócimy do domów i zapomnimy o temacie.

Przegraliście trzy mecze z czołówką Tauron Basket Ligi. Teraz spotkania z teoretycznie słabszymi rywalami…

- Musimy grać w tych meczach o wygraną. Takie założenia mamy zresztą zawsze. Uważam, że uda nam się zwyciężyć z taką grą, jaką obecnie prezentujemy. PBG Basket naprawdę nie gra źle. Należy tylko poprawić kilka elementów i wyeliminować takie przestoje jak ten w trzeciej kwarcie.