Dutkiewicz: Gwizdy mobilizują
fot. Jacek Imiołek

,

Lista aktualności

Dutkiewicz: Gwizdy mobilizują

- Ciężka praca na treningach z pewnością przekłada się na dyspozycję w danych meczach. Jednak punkty i własne statystyki nie są najważniejszą rzeczą, najbardziej interesują mnie wyniki drużyny, a jeżeli ja mogę dołożyć swoją cegiełkę do zwycięstwa, to cieszę się podwójnie - mówi skrzydłowy AZS Koszalin, Marcin Dutkiewicz.

,

Patryk Pietrzala: W ostatnich meczach pokazał Pan, że bez większego problemu może być Pan główną opcją strzelecką. Czy jest to dla Pana nowa sytuacja?

Marcin Dutkiewicz: Punkty nie zdobywa się w pojedynkę, na to pracuje cały zespół. Ja jestem naprawdę zadowolony z tego, że moja forma się ustabilizowała lub jak kto woli, weszła na wyższy poziom. Ciężka praca na treningach z pewnością przekłada się na dyspozycję w danych meczach. Jednak punkty i własne statystyki nie są najważniejszą rzeczą, najbardziej interesują mnie wyniki drużyny, a jeżeli ja mogę dołożyć swoją cegiełkę do zwycięstwa, to cieszę się podwójnie.

Od czasu przyjścia trenera Andreja Urlepa notuje Pan średnio 13 punktów na mecz. Co miało wpływ na taką przemianę?

- Ciężko powiedzieć dlaczego tak się dzieje. Trener Urlep zaufał mi, ja staram się wykorzystać swoją szansę. Nasz nowy system gry bardzo mi odpowiada, więc obie strony są zadowolone.

Jednak większość dobrych spotkań rozgrywa Pan poza Koszalinem, dlaczego?

- Faktycznie, jednak nie zastanawiałem się nad tym. Trafiły się ostatnio dwa mecze w Zielonej Górze i w Tarnobrzegu, gdzie zagrałem naprawdę dobrze, ale pamiętam także, że w spotkaniach w Koszalinie, większość moich punktów zdobywałem w drugiej połowie. Czemu tak się dzieje? Nie mam pojęcia. Być może nie byłem wystarczająco agresywny.

Być może inaczej mobilizuje się Pan na spotkania wyjazdowe?

- Lubię grać przed publicznością na wyjeździe, gdy słyszę gwizdy przy rzutach osobistych lub gdy ludzie buczą. To dodaje większej motywacji, ale tak samo przyjemnie gra się w meczach przed własną publicznością, kiedy kibice wspierają cały zespół.

Żałuje Pan, że nie wybrano Pana do konkursu trójek podczas zbliżającego się Meczu Gwiazd?

- Broń Boże nie żałuję. Mój znajomy powiedział kiedyś, że "gwiazdy są na niebie", a ja z tym zdaniem się całkowicie zgadzam. Chciałbym wziąć udział w takim wydarzeniu i zmierzyć się z tymi najlepszymi, jednak na dobrą sprawę swoją wartość można udowodnić tylko na boisku, a nie w takim konkursie, gdzie każdy rzuca kilka razy z dystansu. Nie koncentruję się na tym, w głowie mam kolejny mecz i następne zwycięstwo.

W drużynie doszło ostatnio do kilku zmian. Czy będzie to miało na was pozytywny wpływ?

- Mecz w Tarnobrzegu graliśmy w siódemkę, więc każdy dawał z siebie wszystko. Niektórzy musieli grać na nie swoich pozycjach. Jesteśmy bardziej zmobilizowani, ponieważ wiemy, iż dostaniemy więcej minut i musimy to wykorzystać. Jeżeli trener będzie wymagał ode mnie, żebym zagrał na pozycji numer dwa lub nawet cztery, to ja jak najbardziej postaram się to wykonać.

Waszym następnym rywalem jest AZS Politechnika Warszawska, co może Pan powiedzieć o tym zespole?

- Znam właściwie wszystkich z tego zespołu i wiem, że jest to niesamowicie nieobliczalna drużyna. Potencjał AZS Politechniki jest także znany. Czwartkowe spotkanie będzie dla nas niezwykle ciężkim zadaniem.