Łączyński: Nie pomogliśmy szczęściu

,

Lista aktualności

Łączyński: Nie pomogliśmy szczęściu

- Czasami potrzebne jest trochę szczęścia, a nam dzisiaj tego ewidentnie brakowało. My także nie pomogliśmy szczęściu. Jestem pewny, że mogliśmy w jakiś sposób zapobiec zbiórkom ofensywnym Trefla, który do przerwy miał ich już dziewięć - mówił po meczu Kamil Łączyński z AZS Koszalin.

,

Patryk Pietrzala: Jak ważna była dla was informacja o kontuzji Rafała Bigusa?

Kamil Łączyński: Myślę, że była dla nas ważna i mobilizująca. Wiedzieliśmy, że będziemy osłabieni, w dodatku nie graliśmy dzisiaj ze słabą drużyną. Byliśmy nieco podłamani, jednak później staraliśmy się mobilizować siebie nawzajem. Kontuzja Rafała nie może przeszkodzić nam w naszej grze, musimy robić wszystko tak, jak potrafimy najlepiej.

Jak wyglądały wasze przygotowania do meczu? Nie od dzisiaj wiadomo, że Trefl Sopot ma najwięcej atutów pod koszem.

- Przygotowania wyglądały tak jak do każdego meczu. Analizowaliśmy to, co gra przeciwnik i staraliśmy się wymyślić sposób na ofensywę Trefla. Ciężko mi powiedzieć skąd biorą się te słabe początki meczów, gdy tracimy dużo punktów, a nagle po dwudziestu minutach potrafimy pokazać naszą koszykówkę. Nie przygotowywaliśmy się specjalnie pod kątem ich wysokich. Nie możemy skupiać się na tym, co gra przeciwnik, musimy szukać naszych atutów. Parkiet jednak wszystko zweryfikował.

Igor Milicić został dzisiaj uhonorowany, co może Pan powiedzieć o takim zawodniku ?

- Wielki pokłon i szacunek. Cieszę się niezmiernie, że mam możliwość grać i trenować z Igorem. Mam nadzieję, że będzie skutecznie podbijał tę cyfrę, chociaż zapowiedziałem mu już, że będę go gonił (śmiech).

Mieliście sporo problemów ze zbiórkami ofensywnymi, dlaczego?

- Zgadza się, mieliśmy z tym sporo problemów. Dlaczego? Bo nie zastawialiśmy... Czasami potrzebne jest trochę szczęścia, a nam dzisiaj tego ewidentnie brakowało. My także nie pomogliśmy szczęściu. Jestem pewny, że mogliśmy w jakiś sposób zapobiec zbiórkom Trefla, który do przerwy miał ich już dziewięć. To jest ciężki do wytrenowania element, ponieważ nawyk jest, ale czasami jest to łut szczęścia i piłka wpada w twoje ręce. Trefl Sopot miał dzisiaj więcej szczęścia, a my dołożyliśmy do tego beznadziejną pierwszą połowę.

Co się działo z waszą obroną w pierwszej połowie ?

- Właściwie to nic się nie działo. Była dziurawa jak ser szwajcarski. Przegrany pojedynek jeden na jeden, następnie brak rotacji i brak zespołowej obrony. Tak nie może być, musimy to poprawić.

Był Pan wraz z Marcinem Dutkiewiczem jokerem trenera Herkta. Może powinniście grać nieco dłużej ?

- To jest decyzja trenera, który uważał, że muszę właśnie wejść lub zejść w danym momencie. Ja zawsze staram się dawać z siebie sto procent. Jednak widać, że nie przyłożyłem się wystarczająco, by wygrać to spotkanie.

Waszym następnym rywalem są Energa Czarni, czy będziecie na ten mecz bardziej zmobilizowani?

- Na pewno będziemy! Zapewniam wszystkich, że każdy z nas będzie gryzł parkiet. Wiem też ile znaczy to spotkanie dla kibiców miejscowych, także nasi fani mogą być pewni, że jak będzie trzeba to pozdzieramy kolana. Nie ma takiej możliwości, żebyśmy ten mecz odpuścili. Przegrać zawsze można, ktoś musi wygrać, ktoś musi przegrać. Taka jest koszykówka, natomiast trzeba umieć zostawić serce na parkiecie, tak żebyśmy wracając do szatni mogli sobie przybić piątkę i powiedzieć, iż daliśmy z siebie sto procent. Dzisiaj te sto procent miało mały ubytek.