Kenig: Jesteśmy zadowoleni
fot. Bartłomiej Ciechacki

,

Lista aktualności

Kenig: Jesteśmy zadowoleni

- Uważam, że to jest naprawdę ogromy sukces, mimo że ten rekord nie został pobity. Ponad 9 tysięcy ludzi na meczu koszykówki - takiej publicznośći nikt w Polsce nie ma - mówi Filip Kenig, zawodnik ŁKS Łódź.

,

Witold Piątkowski: 9128 fanów na trybunach, czyli nie udało się pobić rekordu frekwencji na meczu PLK. Co teraz?

Filip Kenig: I tak jesteśmy bardzo zadowoleni, że udało się zgromadzić tyle osób, bo jak na Łódź i na koszykówkę to jest niesamowite osiągnięcie. No coż, trzeba się przymierzyć do bicia rekordu przy następnej fajnej okazji, ale myślę, że do tego musimy trochę poprawić naszą grę. O ile organizacyjnie i jako show dla kibiców to bardzo atrakcyjnie wypada, to nie idzie za tym wynik sportowy. Chociaż z drugiej strony nie możemy dać się zwariować, jesteśmy beniaminkiem w tej lidze i wszyscy się jej uczymy. Zawodnicy, trenerzy, klub...

Skąd w ogóle wziął się pomysł na bicie rekordu? Kto jest ojcem tego pomysłu?

- Jakoś to się urodziło w wolnej dyskusji. Mamy taki model zarządzania klubem, że dużo sobie otwarcie rozmawiamy na takie tematy. Pomysł zrodził się po meczu z Anwilem. Kurcze, tyle ludzi przyszło na pierwszy mecz, w sumie bez jakiejś specjalnej akcji promocyjnej, więc może warto by przymierzyć się do bicia rekordu Trefla. No i prawie się udało. Zważmy, że Trefl i Asseco Prokom, kiedyś jako jeden klub teraz jako dwa, mają ogromne koszykarskie tradycje - 8 ostatnich tytułów mistrza Polski, co daje nieporównywalnie większy potencjał kibica koszykarskiego na wybrzeżu. 

Jakie działania marketingowe podjęliście podchodząc do bicia rekordu?

- Przede wszystkim media społecznościowe, media lokalne i ogólnopolskie. Cały nasz sztab prasowy: Jarek Paradowski, Michał Feter, Kuba Kacprzak - oni naprawdę spędzili wiele czasu, żeby to popularyzować. No prawie się udało. Nie mniej jednak uważam, że to jest naprawdę ogromny sukces, mimo że ten rekord nie został pobity. Ponad 9 tysięcy ludzi na meczu koszykówki - takiej publicznośći nikt w Polsce nie ma.

To kiedy w końcu padnie rekord?

- Nie wiem, pewnie na najbliższym meczu z Siarką Jezioro Tarnobrzeg będzie o to ciężko, ale jest taka fajna data - 22 grudnia. To jest mecz z Polpharmą przed świętami. Na pewno połączymy to z Wigilią dla dzieci z domów dziecka, którą co roku ze stowarzyszeniem kibiców organizujemy, także może wtedy uda nam się zrobić fajne show. No ale bardzo byśmy chcieli, żeby do tego doszło jeszcze trochę tego sportu. Nas, zawodników najbardziej boli to, że przegrywamy takie mecze jak dzisiaj - Śląsk w zasadzie go kontrolował. Szkoda.

Czego w takim razie brakuje drużynie ŁKS? Kirk Archibeque mówi, że są to braki mentalne. Co Pan o tym sądzi?

- Gdybyśmy wiedzieli czego brakuje to byśmy to łatwo naprawili. Na pewno zaszła w zespole duża zmiana. My, Polacy w zeszłym sezonie decydowaliśmy o obliczu drużyny, każdy był bardzo odpowiedzialny za wynik, każdy znał swoją rolę i z tego się wywiązywaliśmy. W ofensywie może wyglądało to przeciętnie, bo nie byliśmy super ofensywnym zespołem, natomiast bardzo dokładnie realizowaliśmy zadania w obronie. Teraz doszło do nas trzech amerykańskich zawodników, którzy dają bardzo dużo drużynie w ofensywie, natomiast nie do końca funkcjonują w tym naszym systemie obrony. Tak trochę się nam zrobiły dwie drużyny w jednej i musimy nad tym popracować, żeby z tych dwóch elementów scalić drużynę, żeby wszyscy walczyli za siebie. Nie wiem, może to jest trochę złudne, ale wiele osób z zewnątrz mówi mi, że kiedy gramy w pięciu Polaków na boisku to bronimy dużo lepiej. Mamy wtedy oczywiście dużo większe problemy w ataku, bo zwyczajnie mamy niższe umiejętności i tego jesteśmy świadomi, natomiast wyglądamy generalnie lepiej jako drużyna. Tutaj coś nie funkcjonuje, są dosyć duże dziury w obronie i musimy nad tym popracować. Tu jest właśnie ta mentalność o której mówił Kirk. Poza tym jesteśmy przecież zespołem który się tej ekstraklasy uczy. Uczą się tego zawodnicy, bo my przecież w sumie rozegraliśmy przed tym sezonem tylko 18 meczów w ekstraklasie. Mamy dwóch debiutantów w Europie - Jermaine'a Malletta i B.J.'a Holmesa. Tylko Kirk grał w tamtym sezonie w Polpharmie i ma jakieś ogranie na ekstraklasowych parkietach. Nasz sztab szkoleniowy przecież też nie ma doświadczenia, więc bardzo dużo pracy przed nami. Byliśmy tego świadomi przed sezonem. Tak zbudowaliśmy drużynę, troszkę ryzkując, ale było to też uwarunkowane naszymi możliwościami finansowymi.