Anwil po sezonie: Spory regres
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Anwil po sezonie: Spory regres

Po tym jak zeszłoroczny sezon z dumą nazywany był we Włocławku jednym z najlepszych w historii to minione rozgrywki bez cienia wątpliwości trzeba określić mianem jednych z najgorszych, bowiem taki też - drugi najgorszy w historii - wynik osiągnęła drużyna Anwilu Włocławek.

,

Czytaj też: Polonia po sezonie | Polpharma po sezonie | AZS po sezonie | PBG Basket po sezonie

 

- Przez cały sezon pracowaliśmy na to, aby w ostatecznym rozrachunku w play-off odbić się, przejść ćwierćfinał i zawalczyć w półfinale. Niestety nie udało nam się. Przegraliśmy z Treflem, który grał od nas lepiej i zasłużenie wygrał. Ćwierćfinał był niejako wynikiem tego całego sezonu, który był taki szalony - tłumaczy Andrzej Pluta, dla którego czwarty mecz serii z Treflem był ostatnim w karierze.

Rzeczywiście rozgrywki 2010/2011 w wykonaniu Anwilu nie przypominały spokojnego grania od zwycięstwa do zwycięstwa, co miało miejsce sezon wcześniej. Tym razem włocławianie już od początku mieli pod górkę i nawet mecze z rywalami, którzy przed starciem z wicemistrzem Polski pozostawali bez zwycięstwa były dla Anwilu prawdziwą drogą przez mękę. Najpierw zwycięstwo z Polonią, wywalczone w ostatnich sekundach, później męczarnie z będącym w dole tabeli AZS i porażka z Polpharmą, która przed przyjazdem do Hali Mistrzów miała bilans 0-4.

Taka gra i dość spore wahanie formy trwało do trzeciego grudnia. Wtedy Anwil podejmował we Włocławku osłabiony Trefl Sopot i też przegrał. Była to czwarta porażka ekipy trenera Igora Griszczuka w zaledwie dziewiątym meczu. Mając na uwadze, że sezon wcześnie tyle meczów bez zwycięstwa Anwil miał w całym sezonie zasadniczym można było mieć obawy o dalszą formę zespołu.

Na reakcję włodarzy włocławskiego klubu nie trzeba było długo czekać. Już dwa dni po porażce z sopocianami Igor Griszczuk został odsunięty od zespołu i urlopowany, co oznaczało, że klub zaczął szukać nowego szkoleniowca. Przez jeden pucharowy mecz drużynę prowadził dotychczasowy asystent trenera Griszczuka Krzysztof Szablowski, ale to nie on miał dokończyć sezon z Anwilem.

Byłego trenera reprezentacji Polski zastąpił Emir Mutapcić, uznany bośniacki szkoleniowiec, który największe sukcesy święcił z Albą Berlin. Trafił on jednak na zły moment, bowiem Anwil miał przed sobą mecze z najsilniejszymi Energą Czarnymi Słupsk, PGE Turowem Zgorzelec i Asseco Prokomem Gdynia. Mutapcić przegrał wszystkie te spotkania, a także uległ w Warszawie Polonii i Anwil zaczął staczać się w dół tabeli.

- Zmiana stylu gry pod nowym szkoleniowcem widoczna była gołym okiem. To właśnie trener Emir Mutapcić zadecydował, że zdobywania punktów będzie wymagał od wszystkim zawodników, a nie tylko od Andrzeja Pluty i Nikoli Jovanovicia, którzy byli liderami trenera Igora Griszczuka. Największym mankamentem według Mutapcicia była słaba obrona zespołu. To ten element starał się poprawiać i to z dobrym skutkiem - tłumaczy dyrektor Anwilu Włocławek Hubert Hejman.

Kolejne porażki sprawiły jednak, że wicemistrzowie Polski zaczęli balansować na granicy ósmego miejsca, czyli tego które jako ostatnie gwarantowało udział w play-off. Ostatecznie po przekonujących wygranych z PBG Basketem Poznań, Zastalem Zielona Góra i Energą Czarnymi Słupsk dopiero w przedostatniej kolejce sezonu zasadniczego Anwil zapewnił sobie udział w drugiej fazie rozgrywek, ale pewnym było, że będzie musiał zaczynać ćwierćfinał od meczów wyjazdowych i przewagi parkietu nie będzie miał na żadnym etapie gry o medale. Zdarzyło się to pierwszy raz od 13 lat.

- Myślę, że handicap jest na pewno po stronie Trefla, ponieważ mają więcej spotkań u siebie, ale na pewno zrobimy wszystko, aby urwać jedno, a może nawet dwa mecze na wyjeździe. Trzeba jechać walczyć i bić się - mówił przed serią z Treflem Sopot skrzydłowy Anwilu Łukasz Majewski. Rzeczywiście. Włocławianie walczyli i wywalczyli jedno zwycięstwo na parkiecie rywala, ale jak się później okazało, było to ostatnie Anwilu w tym sezonie.

Wicemistrzowie Polski jako jedyni ani razu nie wygrali na swoim boisku w ćwierćfinale play-off. Oba mecze w Hali Mistrzów przegrali po dogrywkach i mimo że mieli za sobą świetną włocławską publiczność to w tych dodatkowych, stresujących pięciu minutach Trefl grał lepszą koszykówkę, a ważne błędy w końcówkach popełniał ten, który miał odmienić oblicze zespołu - Chris Thomas. Powracający po trzech latach w hiszpańskiej ACB Amerykanin grał na przestrzeni sezonu bardzo słabo, a obrazem tego co prezentował niech będzie błąd ośmiu sekund w ostatniej minucie trzeciego meczu rywalizacji z Treflem.

- Na pewno zawiódł Chris Thomas. Zamianę Roberta Skibniewskiego właśnie na Amerykanina każdy brałby w ciemno w tamtym czasie. Chyba pierwszy raz w historii zdarzyło się, że zawodnik z najlepszej ligi Europy trafił do Polski. Wtedy był to wielki sukces transferowy, niestety rzeczywistość była inna. Poza pierwszym meczem Thomas rozczarowywał. Nie był liderem zespołu, a właśnie tego oczekiwaliśmy od niego - z rozczarowaniem mówi dyrektor Anwilu.

Koniec sezonu już po ćwierćfinale to dopiero czwarty taki przypadek w historii klubu z Włocławka. Szóste miejsce to z kolei drugi najgorszy wynik Anwilu w jego 19-letniej przygodzie z ekstraklasą. Słabej ekipa z Kujaw zaprezentowała się tylko w sezonie 1997/1998, w którym to zajęła siódme miejsce.

- Minionego sezon z pewnością nie możemy traktować w kategoriach sukcesu, ale też nie mówmy, że był katastrofą. Wiem, że przyzwyczailiśmy kibiców, sponsorów i samych siebie do dobrych rezultatów. Taki jest jednak sport. Są sukcesy, ale są też porażki. Z tych drugich trzeba umieć wyciągnąć wnioski, aby w przyszłym sezonie znów bić się o medale. Nie można też zapominać, że osiągnęliśmy finał Pucharu Polski, a także o tym, że wróciliśmy do rywalizacji na europejskich parkietach po kilku latach przerwy - tłumaczy dyrektor Hejman.

We Włocławku powoli muszą zacząć myśleć o budowaniu nowego zespołu. Korzystną dla klubu opcję przedłużenia kontraktów na nowy sezon posiadają Łukasz Majewski, Dardan Berisha i Chris Thomas, a także wypożyczeni Marek Piechowicz i Wojciech Glabas.

- Budowę drużyny trzeba zacząć od trenera. To on musi podjąć decyzję, czy umowy powyższych zawodników będą przez klub przedłużane, czy też nie. Nie sztuką jest postawić szkoleniowca przed faktem dokonanym i powiedzieć, że ci zawodnicy mają kontrakty i trzeba nimi grać. Czy to będzie trener Mutapcić, czy nowy szkoleniowiec - w tej chwili jeszcze nie można powiedzieć konkretów - kończy Hubert Hejman.