Puchar Polski: Waczyński show
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Puchar Polski: Waczyński show

Po emocjonującym spotkaniu ćwierćfinału Pucharu Polski Trefl Sopot pokonał w Ergo Arenie PGE Turów Zgorzelec 89:81, awansując do turnieju finałowego Pucharu Polski, który rozpocznie się już w piątek w Gdyni.

,

Zgodnie z przedmeczowymi za Filipa Dylewicza Trefl nie tylko nawiązał walkę z Turowem, ale głównie dzięki udanej trzeciej kwarcie i bardzo dobrej skuteczności Adama Waczyńskiego, który zdobył 27 punktów trafiając aż siedem trójek gospodarze wygrali 89:81. W drużynie z Sopotu nieźle zaprezentował się także grający nieco krócej w ostatnich meczach Lorinza Harrington, rozgrywający zdobył zaledwie trzy punkty, ale przede wszystkim jego presja w obronie na rozgrywających gości powodowała starty zespołu, PGE zanotowało ich aż 19. Najskuteczniejszym zawodnikiem ze Zgorzelca był David Jackson zdobywca 15 punktów.

- Jeśli oceniamy potencjał zespołu z Sopotu jest to zespół z maksymalnie pierwszej trójki naszej ligi, jest dobry trener i wybitni zawodnicy i po słabszym okresie udało im się zafunkcjonować w końcu dobrze - powiedział drugi trener PGE Turowa Marcin Grygowicz.

W dość nietypowych warunkach oba zespoły przystąpiły do ćwierćfinałowego meczu Pucharu Polski, w Ergo Arenie była awaria zegarów. W związku z tym od początku zespoły grały dość nerwowo często kończąc akcje nawet po dziesięciu sekundach, obawiając się o przekroczenie czasu na akcję. Najlepiej w takiej grze odnajdował się Jackson, który już w połowie pierwszej kwarty zdobył 8 punktów. Po stronie Trefla najskuteczniejszy był znajdujący się ostatnio w słabszej formie Lawrence Kinnard, który zdobył siedem punktów w pierwszej kwarcie, przegranej jednak przez gospodarzy 19:24.

W drugiej kwarcie obraz gry się nie zmieniał i ciągle goście kontrolowali przebieg gry, lepiej organizując swoje w trakcie odliczania czasu akcji przez spikera zawodów. Dopiero po powrocie na parkiet Harringtona, który zamienił Giedriusa Gustasa gra sopocian nieco się uspokoiła i podopieczni Karlisa Muiznieksa zaczęli odrabiać straty. W 17 minucie po kontrataku amerykańskiego rozgrywającego, Waczyński zdobył punkty doprowadzając do remisu 35:35, który udało się gospodarzom utrzymać do połowy i zejść do szatni na przerwę przy wyniku 41:41. - Taki mecz na pewno był nam potrzebny, szczególnie gracze obwodowi uwierzyli w swoje umiejętności w akcjach dwójkowych, w grze jeden na jeden, grania w obronie. Wspomaga to zespół gdyż odciąża zawodników podkoszowych, którzy dzięki temu mają łatwiej pod koszem - stwierdził rzucający Trefla Adam Waczyński.

Trzecią kwartę, już z działającym zegarem, od pierwszego celnego trafienia z gry w tym meczu i od razu za trzy punkty rozpoczął Paweł Kikowski. Był to pozytywny impuls dla całej drużyny gdyż sopocianie zaczęli grać skuteczniej w ataku, najlepiej spisywał się Waczyński, którego rzuty wyprowadziły Trefla na 9-punktowe prowadzenie (59:50). - Wszyscy mnie wspierają w tym co robię, nie jestem ograniczany i mam pewną swobodę, co na pewno działa dobrze na każdego zawodnika, który wie że może pozwolić sobie w niektórych fragmentach na kreowanie swojej gry. - powiedział bohater spotkania Adam Waczyński. Po powrocie do gry Gustasa gospodarze stracili na chwile rytm gry nie odpowiadając na celne rzuty z dystansu Marko Brkića i Michała Gabińskiego, dopiero czas wzięty przez trenera Muiznieksa powstrzymał ofensywę gości, którzy przed ostatnią kwartą tracili do rywali cztery punkty (63:59). - Ten mecz możemy zaliczyć do bardzo dobrych dla całego zespołu, graliśmy bardzo dobrze podaniem i w miarę dobrze obronie poza paroma akcjami trzeciej i czwartej kwarty - dodał rzucający Trefla.

Początek czwartej kwarty dawał jeszcze nadzieję gościom na odrobienie strat i wygraną, PGE zbliżyło się na tylko jeden punkt do Trefla. Odmiana gry zespołu z Sopotu nastąpiła ponownie po powrocie na parkiet Harringtona, który nie grał skutecznie w ataku, gdyż w całym meczu trafił zaledwie jeden z sześciu rzutów z gry, ale jego presja w obronie na rywalach pozwalała wymuszać ich straty czy rzuty z nieprzygotowanych pozycji. - Głównym powodem porażki jest to, że zawodnicy Trefla grali lepiej od nas, w emocjach i na gorącą ciężko powiedzieć o szczegółach, które przeważyły na naszej przegranej. Graliśmy równy mecz, ale fragmenty trzeciej kwarty i czwartej kwarty zaważyły na tym, że to oni awansowali do Final Four - dodał Marcin Grygowicz. Kolejne skuteczne akcje w obronie gospodarzy przybliżały Trefla do półfinału Pucharu Polski, zgorzelczanie nie byli już w stanie odrobić strat, które ponownie wzrosły do około 10 punktów. Losów meczu nie odmieniło nawet zejście z parkiety Harringtona po piątym przewinieniu na 2,5 minuty przed końcem, sopocianie utrzymali przewagę i ostatecznie to oni mogli cieszyć się z awansu do turnieju finałowego w Gdyni.

- To był dobry mecz w wykonaniu obu zespołów, a Trefl grał momentami bardzo dobrze, był to dobrze funkcjonujący mechanizm, my graliśmy dobrze w ataku rzucając 81 punktów na wyjeździe, ale na Sopot to nie wystarczyło i niestety nie udało nam się awansować do półfinału - zakończył Marcin Grygowicz.

W półfinale Pucharu Polski Trefl Sopot zmierzy się z Anwilem Włocławek, który we wtorek pokonał Kotwicę Kołobrzeg 99:78. Mecz odbędzie się w Gdyni w piątek o godzinie 17 (transmisja w TV PLK od godziny 16.50).

Trefl Sopot - PGE Turów Zgorzelec 89:81. Kwarty: 19:24, 22:17, 22:18, 26:22.

Trefl: Waczyński 27, Kikowski 14, Kinnard 11, Dylewicz 10, Gustas 8, Ceranić 7, Stefański 5, Ljubotina 4, Harrington 3.

PGE Turów: Jackson 15, Wysocki 12, Brkić 11, Gabiński 8, Zigeranović 8, Thomas 7, Tomaszek 7, Koljević 6, Kuebler 5, Bochno 2.

Pełne statystyki