Polonia - Anwil: Niesamowity Easley
fot. Paweł Pietranik

,

Lista aktualności

Polonia - Anwil: Niesamowity Easley

W Warszawie kibice byli świadkami niesamowitych emocji. Pojedynek miejscowej Polonii z Anwilem do ostatnich sekund trzymał w napięciu. Choć przez większą część meczu na prowadzeniu byli włocławianie, to w końcówce gospodarze zdołali najpierw doprowadzić do wyrównania, a na pół sekundy przed końcową syreną wyjść na prowadzenie po efektownym wsadzie Tony’ego Easley’a.

,

Dzięki temu, Polonia odniosła już szóste zwycięstwo w obecnym sezonie i sprawiła swoim kibicom noworoczny prezent. Anwil przegrał drugi mecz ligowy, w którym pierwszym trenerem był Emir Mutapcić.

Początek nie zapowiadał jednak takiego rozstrzygnięcia. Od pierwszych minut na parkiecie lepiej radzili sobie goście. Dzięki udanym akcjom Nikoli Jovanovicia już po dwóch minutach gry prowadzili 7:2, co stawiało ich w znacznie lepszej pozycji już na starcie. Gracze Polonii sprawiali wrażenie lekko zaskoczonych takim biegiem wydarzeń i nie potrafili skutecznie przeciwstawić się rywalowi. - Generalnie w pierwszej połowie nie graliśmy dobrze. W naszej grze było zbyt wiele niedokładności, dlatego nieco odstawaliśmy od Anwilu - komentował po meczu Marcin Nowakowski. Sytuacja ta uległa zmianie jedynie w połowie kwarty, kiedy to Darnell Hinson niemal w pojedynkę nie tylko wyrównał straty, ale i wyprowadził gospodarzy na minimalne prowadzenie. Jak się jednak później okazało, taki stan rzeczy nie utrzymał się zbyt długo.

Włocławianie nie rezygnowali bowiem z dalszej walki i konsekwentnie zdobywali kolejne punkty. W szeregach Anwilu oprócz wspomnianego Jovanovicia wyróżniał się także Paul Miller, zdobywca ośmiu punktów w pierwszej kwarcie. Wszystko to sprawiło, że po 10 minutach to podopieczni Emira Mutapcicia wygrywali 23:17 i na tym etapie byli bliżsi osiągnięcia upragnionego celu.

Na początku drugiej odsłony ton grze ponownie nadawali goście. Za sprawą silnych zawodników podkoszowych co chwilę umieszczali piłkę w koszu rywala, nie dając w ten sposób warszawianom dojść do głosu. Warto dodać, że wiele pożytecznej pracy wykonał też filigranowy DJ Thompson, udanie konstruując akcje swojego zespołu. Dał o sobie znać też Dardan Berisha, udowadniając, że jego forma idzie w górę.

Gospodarze natomiast ze wszystkich sił starali się wyjść z cienia bardziej utytułowanego rywala i z biegiem czasu zaczęli odrabiać straty. Było to zasługą będącego w kapitalnej formie Tony’ego Easley'a. Amerykanin sprytnie wykorzystywał luki w obronie gości i nie miał sobie równych w walce pod tablicami. Widać było, że gracze Anwilu mają spory problem z powstrzymaniem tego gracza. - Mieliśmy dzisiaj spore problemy w defensywie. Pierwsza linia obrony nie funkcjonowała jak należy, w związku z czym zawodnicy Polonii mieli mnóstwo okazji do penetracji - oceniał postawę swoich podopiecznych trener Emir Mutapcić. Trudno się z nim w tej kwestii nie zgodzić. Wobec nieszczelnej obrony Anwilu, warszawianie zbyt łatwo dochodzili do pozycji strzeleckich.

Taki bieg wydarzeń utrzymywał się niemal do końca pierwszej połowy. Wtedy to, równo z syreną za trzy trafił Chris Thomas i wicemistrzowie Polski znów wyszli na prowadzenie. Nie przekreślało to jednak szans Polonii, która w kilku poprzednich minutach pokazała, że potrafi grać w koszykówkę i do końca będzie walczyć o komplet punktów. Zgodnie z przypuszczeniami, po zmianie stron miejscowi ochoczo ruszyli do ataku. W tym elemencie brylował nie kto inny, jak Easley. Jeden z najefektowniej grających koszykarzy stołecznej drużyny nic nie robił sobie z asysty bardziej doświadczonych zawodników Anwilu i zapisywał na swoim koncie kolejne punkty. Widząc to, trener Mutapcić nie krył złości. - Olbrzymie słowa uznania kieruję pod kątem Tony’ego Easley’a. Rozegrał dziś naprawdę świetne zawody - docenił Bośniak.

Gdyby nie Andrzej Pluta, Poloniści pewnie już wtedy wypracowaliby sobie bezpieczną przewagę. Jednak kapitan zespołu z Kujaw w tym trudnym momencie wziął na siebie ciężar gry i nie tylko celnie rzucał, ale też podaniami ułatwiał partnerom drogę do kosza. Niedługo potem, po efektownej trójce Tomasza Celeja, podopieczni Emira Mutapcicia odskoczyli jeszcze na kilka punktów i wydawało się, że to oni będą w nieco lepszych nastrojach przed decydującą kwartą. Stało się jednak inaczej. Warszawianie wspięli się na wyżyny swoich umiejętności i w ostatnich chwilach trzeciej części meczu wyszli na minimalne prowadzenie 64:63. Dla Anwilu był to znak, że w żadnym wypadku nie może być jeszcze pewny swego. - Nie ma usprawiedliwienia dla faktu, że w pewnym momencie prowadziliśmy nawet różnicą prawie 10 punktów i nie zdołaliśmy tego utrzymać - krytycznie ocenił postawę swojego zespołu Łukasz Majewski.

W ostatniej partii wynik przez cały czas oscylował wokół remisu. Oba zespoły postawiły przede wszystkim na defensywę, co skutkowało małą ilością zdobywanych punktów. - To był wręcz mecz obrony. Na parkiecie trwała niesamowita walka - podsumował tę część Nowakowski. Goście początkowo sprawiali wrażenie jakby lepiej odnaleźli się w tym chaosie. Po kolejnych punktach Celeja i zawodników podkoszowych osiągnęli nawet skromną przewagę, ale momentalnie ją roztrwonili i sześć minut przed końcem na tablicy widniał remis 70:70. 

Z biegiem czasu na boisku panował coraz większy chaos. 120 sekund przed końcem Anwil prowadził dwoma punktami i taki rezultat utrzymywał się przez dłuższy okres. W międzyczasie podopieczni trenera Kamińskiego mieli okazję aby wyrównać stan rywalizacji, ale rzuty Hardinga Nany nie docierały do celu. Do remisu stołeczny zespół doprowadził 23 sekundy przed końcem za sprawą Marcina Nowakowskiego. Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, co wydarzy się w ostatnich sekundach. Tymczasem wielką szansę na zadanie ostatecznego ciosu mieli goście.

W decydującym momencie jednak sędziowie orzekli, że Andrzej Pluta stanął na linii końcowej, w związku z czym piłka przeszła do rąk gospodarzy. – Muszę zobaczyć materiał wideo i na spokojnie ocenić, czy arbiter miał rację - stwierdził trener Mutapcić. Szkoleniowiec Polonii z kolei zwrócił uwagę na ciekawą rzecz. - Nie widziałem dokładnie czy Andrzej nastąpił na linię, ale pamiętam podobną sytuację z jego udziałem w meczu przeciwko PGE Turowowi Zgorzelec, kilka lat temu. Dziś, podobnie jak wtedy, wykonał swój charakterystyczny ruch - cofnięcie jednej nogi przy starcie. W ten sposób właśnie, to wszystko mogło się stać - wyjaśniał Kamiński.

Decyzja sędziów jest jednak, niepodważalna i gra potoczyła się dalej. Wtedy widownia w hali „Koło” niemal oszalała ze szczęścia. Kilka sekund przed końcem, piłkę dostał bohater całego spotkania, Tony Easley i efektownym wsadem zakończył rywalizację, zapewniając tym samym wygraną swojej ekipie. - O zwycięstwie decydowały właściwie detale. My mieliśmy więcej szczęścia i rozstrzygnęliśmy rywalizacje na swoją korzyść. – skwitował Kamiński.

Tym samym, Polonia po raz kolejny w tym sezonie odprawiła z kwitkiem bardziej renomowanego rywala i nieoczekiwanie pnie się w górę tabeli. Anwil natomiast, nadal nie zażegnał kryzysu i sprawił swoim fanom kolejny zawód.